Potwornie zabawny i znakomicie zagrany zlepek banałów

Mówiąc o twórczości Tomasza Mana mam na myśli przede wszystkim spektakle, reżyserowane przez autora w Teatrze Polskiego Radia. Konstruowane z matematyczną precyzją psychologiczne układanki, w których poranieni uczuciowo bohaterowie tkwią w emocjonalnym klinczu, a aktorzy po prostu mają co grać. Syn w “111” mówił, że zbrodnia rodzi się w mózgu, po czym zabijał rodziców. W “Matce i lamparcie” bohaterka w trakcie rozmowy z jedynakiem dowiadywała się, że modlił się, żeby umarła, a kiedyś nawet wsypał jej do herbaty trutkę na szczury. Z kolei “Cięcie” było wstrząsającą opowieścią o samobójstwach cudzoziemców w Szwajcarii.

W “EU” Man po raz kolejny pokazuje swoich bohaterów w sytuacjach granicznych. Niemiecki biznesmen Peter zdradza żonę ze swoją asystentką, stanowiącą “miły prezencik na koniec tygodnia”. Jego żona, Irma, ma romans z czeską lesbijką – Heleną. Ta z kolei była w dzieciństwie wykorzystywana seksualnie przez swojego ojczyma. Owocem upojnej nocy, spędzonej przez owego hiszpańskiego polityka z pewną kobietą, jest węgierska modelka - Anna. Będzie miała dziecko z arabskim fotografem, ale chce usunąć ciążę. Ów Arab przesłuchiwany jest przez oficera Scotland Yardu, który z kolei zamierza ujawnić związki litewskiego kandydata na prezydenta z rosyjskim szpiegiem. Ma zamiar uczynić to przy pomocy pewnej dziennikarki, która niegdyś była gwiazdą porno. A jej mieszkający w Amsterdamie szef przejechał kiedyś samochodem na czerwonym świetle żonę swojego przyjaciela – włoskiego właściciela kwiaciarni… Konstrukcja sztuki wzorowana jest na “Bolerze Artura” Kohouta, będącym z kolei wariacją na temat “Korowodu” Schnitzlera. Aktorzy przebierają się na naszych oczach. Ci, którzy akurat nie grają, przedstawiają obecnych na scenie bohaterów. Niewątpliwym objawieniem katowickiego przedstawienia jest śliczna, wręcz dziko atrakcyjna Monika Radziwon. Śmieszy, kiedy jako będąca w nieustannym ruchu totalna idiotka Anna z prędkością karabinu maszynowego opowiada o bałaganie w kobiecej torebce, zachwyca się swoją urodą (“piękna dziewczyna z Budapesztu”) i wyłuszcza swoje poglądy na temat ciąży. Wstrząsa, gdy w roli Heleny przypomina swojemu ojczymowi, jak “bawił się” z nią w “szukanie ptaszka”. Uwierzyłem, że faktycznie mogłaby komuś powiedzieć, że jest frankistowską, faszystowską świnią, a nawet grozić mu nożem. I jest naprawdę odrażająca, kiedy stawia warunki swojej niemieckiej kochance. Niezwykle wiarygodny jest Marcin Szaforz w roli producenta filmów porno. Śmieszy przede wszystkim jego dresiarski język (“piniądze”, “rozumie”, “bede”). W pewnym momencie aktor chyba zbytnio wczuł się w rolę – zamiast lekko uderzyć swoją sceniczną partnerkę, huknął Annę Kadulską w plecy, aż zadudniło. Nawiasem mówiąc aktorka kapitalnie pokazała swoją bohaterkę, która nagle dowiaduje się, że mąż chce się z nią rozwieść. Najpierw pijana, rozerotyzowana Irma gmera Peterowi przy rozporku, by po chwili wykrzyczeć mu w twarz, że wszystko jej zawdzięcza. Była w tym ohyda, przełamana rozpaczą. W dramacie Mana pojawiają się przynajmniej dwa nowe elementy – humor i wulgaryzmy. Jest więc mowa o sercu, przebitym plemnikiem i kaktusie, sprzedanym przez właściciela kwiaciarni jako afrodyzjak. Klemens opowiada, jak jego przyszła gwiazda uciekała przed nim z wózkiem pełnym hot – dogów, z kolei mający problemy z wymówieniem nazwy “Czarna Hańcza” Peter stwierdza, że w piekle najgorszą karą będzie nauka polskiego. Siedzący naprzeciwko mnie autor i reżyser świetnie się bawił. Byłem zaskoczony, kiedy część publiczności śmiechem i potężnymi brawami nagrodziła uwagę pornobiznesmena o “pierdoleniu”. Jest również sporo – nieobecnej w spektaklach radiowych - erotyki. Pijana Irma wspomina seks nad morzem, liczne orgazmy i gryzienie w pupę, w rozmowie z kochanką z kolei jest mowa o całowaniu sutków, wrzucaniu majtek do Wełtawy i wkładaniu ręki pod spódnicę. W tej sztuce jest wszystko – ofiary hitlerowców z zagipsowanymi ustami, neofaszyści, piszący “Polacy do gazu!”, rosyjska mafia, generał Franco, islamscy terroryści, którzy obcinają głowy kilkuletnim dziewczynkom i domagający się prawa do adopcji dzieci przez pary homoseksualne manifestanci. Jeden z bohaterów cytuje fragment piosenki Voo Voo, “Bo Bóg dokopie nam”, inny z kolei śpiewa “(I Can’t Get No) Satisfaction”. Zabrakło tylko jednego – prawdziwego dramatu. Bo nie wierzę w wizję świata, w której brzuchaci panowie na stanowiskach nieustannie zdradzają żony, wszystkim rządzą układy i znajomości, a każdy traktuje drugiego człowieka jedynie jako inwestycję. Słuchałem “Cięcia”, mając ciarki na plecach. Spektakl zostawił mnie z uczuciami podobnymi do tych, jakie ma się po wysłuchaniu drugiego albumu Joy Division. “EU” jest, niestety, tylko zlepkiem stereotypów i banałów, które doskonale znamy z telewizji i gazet. Cóż z tego, że momentami potwornie zabawnym i znakomicie zagranym? Teatr Śląski im. Wyspiańskiego w Katowicach, Tomasz Man, “EU”, reżyseria: Tomasz Man, scenografia: Anetta Piekarska – Man, Obsada: Andrzej Dopierała, Marcin Szaforz, Andrzej Lipski, Anna Kadulska, Monika Radziwon Premiera: 5 kwietnia 2008 r., Scena Kameralna.

Tomasz Klauza
Dziennik Teatralny Katowice
7 kwietnia 2008