Potwory nie mieszkają pod łóżkami

Za nami kolejna odsłona XXXIII Gorzowskich Spotkań Teatralnych. Czwartego wieczoru przeglądu sceną imienia Ireny i Tadeusza Byrskich zawładnął efektowny „Frankenstein", a wraz z nim gęsty mrok, rozświetlany tylko płomieniami ognia i rozbłyskami piorunów, które raz po raz odsłaniały kolejne ponure prawdy o kondycji współczesnego człowieka.

Przedstawienie wyreżyserowane przez Bogusława Lindę przyciągnęło do gorzowskiego teatru tłumy widzów ciekawych nowej interpretacji popularnej powieści Mary Shelley. Odbiorcy spodziewali się nie tylko refleksyjnego traktatu o moralności naukowych badań nad przezwyciężeniem śmierci oraz wykluczeniu i samotności człowieka, który z powodu inności został odrzucony przez społeczeństwo, ale także spektakularnego widowiska, dostarczającego silnych wrażeń. Warszawski Teatr Syrena spełnił wszystkie te nadzieje z nawiązką! Elementy pirotechniczne, efekty specjalne, nagromadzenie wyjątkowych rekwizytów, takich jak butelka ledejska, a nade wszystko monumentalne i nowoczesne fragmenty scenografii (m.in. industrialne lampy czy laboratoryjny stelaż) zapierały dech w piersiach, budując bardzo filmowy krajobraz, przywodzący na myśl połączenie wysmakowanego dzieła kostiumowego z wysokiej klasy horrorem. Plastyczne obrazy, uzupełnione elektryzującą muzyką Michała Lorenca, stanowiły zresztą zaledwie tło dla wytrawnych kreacji aktorskich Eryka Lubosa (niezwykle przekonującego w roli Potwora), Wojciecha Zielińskiego (doktora Frankensteina) czy Katarzyny Zielonki (której epizodyczna kreacja Potwora żeńskiego poraża nawet doświadczonego widza).

Warto zauważyć, że pomimo szerokiej gamy narzędzi i środków wyrazu wykorzystanych w tej realizacji, „Frankenstein" nie przekroczył cienkiej granicy pomiędzy efektownością a efekciarstwem. Akcja przedstawienia skupiła się bowiem na rozważaniach nad przywołanymi zagadnieniami etyki, jakie nie dawały spokoju autorce dziewiętnastowiecznej powieści i jakich do dziś nie potrafimy jednoznacznie rozstrzygnąć. Niezwykle aktualna – w dobie Internetu, w przestrzeni którego tak chętnie wyśmiewamy, napiętnujemy i wykluczamy Innego – opowieść w bolesny sposób przypomniała odbiorcom, że potwory nie powstają w laboratoryjnych probówkach ani pod łóżkami dzieci o nazbyt bujnej wyobraźni, ale gnieżdżą się w umysłach ludzi, których spotykamy codziennie w pracy, autobusach, sklepach, a może nawet w lustrzanych odbiciach.



Agnieszka Moroz
Dziennik Teatralny
17 listopada 2016
Spektakle
Frankenstein
Portrety
Bogusław Linda