Powitajmy Człowieka-Armatę: brawo Bem! Świetna premiera

Przewrotny i błyskotliwy - najnowszy spektakl teatru Żeromskiego "Bem! Powrót Człowieka-Armaty" to propozycja dla tych, co lubią cięty, czasami abstrakcyjny humor, co nie boją się używać głowy i rozumu, szukają rozrywki z nutą refleksji.

Trzeba przyznać, że pomysł duetu Maciej Łubieński - Michał Walczak wydaje się karkołomny: stworzenie panteonu narodowego poprzez 100 wskrzeszeń na 100-lecie niepodległości. Jest to ewidentne podpięcie się pod popularny ostatnio nurt wykorzystywania historii, jednak sposób w jaki twórcy kabaretu Pożar w burdelu to robią, nie ma nic wspólnego z obecną w narodowych mediach narracją. Pożar w burdelu wskrzesił już wiele postaci a tym razem Teatralny Instytut Pamięci Narodowej zainteresował się Bemem. Generałem, który o zgrozo, dobrowolnie przeszedł na islam, by walczyć ze znienawidzoną Rosją i którego prochów polscy hierarchowie kościelni nie zgodzili się złożyć w polskiej ziemi. W ogóle życiorys Bema to materiał na superprodukcję: bohater trzech narodów bardziej doceniony przez Węgrów i Turków niż rodaków, człowiek z otwartą głową, walczący o niepodległość a do tego dobry inżynier, strateg.

Historię jego życia poznajemy, kiedy to na żądanie obchodzącej 100-lecie niepodległej Polski (rewelacyjna Magdalena Placek-Boryń) zostaje wskrzeszony. Co prawda okazuje się, że zamiast Bema do Polski przywieziono omyłkowo Araba Abdula, ale on szybko zostaje ponownie wyprawiony do raju przez polskich dresiarzy i może Bemowi opowiedzieć jaka jest obecna Polska.

Odniesień do współczesności jest w spektaklu mnóstwo (sama ekshumacja anonsowana jest jako nasz sport narodowy), pojawia się nawet komentarz do ostatnich słów prezydenta o wyimaginowanej wspólnocie.

Spektakl tryska humorem, czasami bardzo wisielczym. Na scenie plejada historycznych postaci: Piłsudski, Dmowski, Lelewel, Skrzynecki, Dembiński, car Mikołaj i Mickiewicz. Każdy pokazany w krzywym zwierciadle. I chociaż to kabaret, nie sposób odmówić mu roli edukacyjnej: pokazuje intrygi, bezinteresowną zawiść i nienawiść do człowieka, który dla Polski poświęcił wszystko. Mickiewicz nie napisał o nim nawet słowa, uczynił to Węgier, adiutant Bema, Sandor Petofi.

Scena w której Bem (doskonały Mariusz Drężek), po wyznaniu Petofiego: Ojcu zawdzięczam życie a Bem dał mi honor, nazywa go synem, jest jedną z bardziej wzruszających. Bo historia Bema, co tak dobrze oddaje Drężek, to nie tylko tumult bitewny, absolutne oddanie idei i ojczyźnie, to także samotność i rozterki.

Czy taką narodową historię można opowiedzieć lekko i zabawnie? Można. Zasługa to nie tylko tekstu, ale i muzyki, którą napisał Wiktor Stokowski wykorzystując wiele standardów, od klasyki po pop. "Bem!..." to przecież musical i to musical historyczny. Bardzo dynamiczny (brawo dla Anny Antoniewicz) i świetnie zaśpiewany przez kielecko - warszawski zespół aktorski i muzyczny.



Lidia Cichocka
Echo Dnia
18 września 2018
Portrety
Michał Walczak