Powołaniem jest miłość

W historii Opery Bałtyckiej i polskiego baletu kolejną stronę trzeba zapisać złotymi zgłoskami. Będzie ona mówiła o balecie Izadory Weiss "Romeo i Julia", według Szekspira.

Właściwie to teatr tańca współczesnego. Balet odgrywa w nim znaczącą rolę, ale nabiera pełni znaczenia dopiero jako element całości. Poczynając od Szekspira: będzie to wręcz kanoniczna dla naszej kultury narracja o miłości wielkiej i czystej, wybuchającej i płonącej wbrew wszystkiemu, co chce ją zgasić. Waśń dwu rodów - mówi Izadora Weiss - nie wystarcza dziś jako okoliczność przekonująca, że taka tragedia mogła się wydarzyć.

Przenosi więc opowieść Szekspira z Werony gdzieś do północnego Iraku i rozgrywa pomiędzy miejscową, tradycyjnie islamską społecznością, z której wywodzi się Julia, a żołnierzami kontyngentu stabilizacyjnego; jednym z nich jest Romeo. Ich miłość od pierwszego wejrzenia skazana jest na karę śmierci. Izadora Weiss tłumaczy, dlaczego tragedia była nieunikniona.
Dalej: będzie to muzyka, bardzo skrupulatnie wybrana i skorelowana z charakterem tego, co widzimy na scenie.

A widzimy bardzo różne obrazy: zabawy lub grozy, radości lub nieszczęścia i musi im towarzyszyć odpowiednia ścieżka dźwiękowa, bo dla Izadory Weiss "muzyka i ruch jest jak oddychanie, jak jedno ciało". Słyszymy więc melanż złożony z utworów m.in. Lisy Gerrard, Philipa Glassa, Gustavo Santaolalli, ale także "Pawanę" Sergiusza Prokofiewa, w której Weiss dostrzegła "siłę fatalną" i wykorzystała w otwierającej drugi akt scenie zakwefionego sądu nad "nagą" Julią. Ale także przebój Bebe "Siempre me quedará" ("Na zasze mi pozostanie"), który okazuje się ulubioną piosenką Julii.

Z kolei scenografia. Określona jako "multimedialna", jest w istocie kompozycją obrazów stałych, animowanych i ruchomych, rzutowanych na ekrany, biorących aktywny udział w opowiadaniu, dopowiadaniu, a nawet przepowiadaniu akcji. Tam, gdzie rozgrywa się ona w środowisku islamskim, na ekran wypływa pismo arabskie; gdzie załamuje się tradycja - pismo osypuje się gwałtownie jak zgrzybiały tynk; gdzie uczucie łamie bariery kulturowo-wyznaniowe - pismo zamienia się powoli w obraz natury.

Dwie, zupełnie genialne sceny: gdy po śmierci Tybalta i Merkucja na ekran spada zasłona, a wszystko rozgrywa się jak w filmie puszczonym w zwolnionym tempie; po lamencie Julii nad ciałem brata Tybalta nawet kurtyna spada wolniutko. I druga, nazwana "fatalnym rozminięciem się Niani i Romea", z przenikaniem ich przez ekran…
Widzę w tym nie tylko wielką pomysłowość scenarzystów - Radosława Moenerta i Pawła Nurkowskiego - ale też żelazną dyscyplinę artystyczną i choreograficzną twórczyni widowiska.

Choreografia "Romea i Julii" opiera się na podstawowym słowniku, mówi czytelnym, wyrazistym językiem Izadory Weiss, tutaj konsekwentnie podporządkowanym Wielkiej Opowieści, czyli też przesłaniu przedstawienia. Cały zespół mówi pięknym językiem, ale niektórzy mówią piękniej. Mam na myśli obie Julie - Franciszkę Kierc (!) i Beatę Gizę, mam na myśli Michała Łabusia - Romea, mam na myśli Merkucja - Filipa Michalaka.

Ale świetna jest także Niania - Sylwia Kowalska-Borowy, Oficer - Marzena Socha, Tybalt - Piotr Nowak, drugi Romeo - Łukasz Przytarski - i tak mógłbym wymieniać solistów obu obsad. Najważniejsze w tym wszystkim, że opowiadający nie mówią różnymi językami.
Przedstawienie jest spójne, wzruszające w czysto ludzkim wymiarze, wzywające do opamiętania w wymiarze ponadludzkim - kulturowym i religijnym.

- Głównym przesłaniem mojego baletu jest, jak zawsze, wiara, że powołaniem człowieka jest miłość i dążenie ku wartościom, które powinny łączyć ludzi, a nie dzielić - mówi Weiss. - Chciałabym też doczekać czasów, w których sztuka odbierająca człowiekowi nadzieję i obrzydzająca jego powołanie będzie powszechnie piętnowana, a nie wychwalana jako najbardziej nowoczesna i odważna. Nie widzę odwagi w opluwaniu wartości. Widzę ją w ich obronie.



Tadeusz Skutnik
POLSKA Dziennik Bałtycki
18 maja 2009
Spektakle
Romeo i Julia