Powrót do źródeł martyrologii

Nie pytaj, co Polska może zrobić dla ciebie. Zapytaj lepiej, co ty możesz zrobić dla wielkiej, katolickiej Polski - radzą twórcy sosnowieckiego przedstawienia.

Bo taki na przykład grany przez Rafała Kosowskiego Adam Mickiewicz - biedny imigrant z Polski, któremu w Paryżu nie starczało na chleb i czyste ubranie - był dla niej gotów niemal na wszystko. Ale "Mesjasze" nie są historyczną rekonstrukcją losów wieszcza na emigracji. Stanowią raczej teatralną wiwisekcję źródeł rodzimej martyrologii, której dokonuje zafascynowany Kołem Sprawy Bożej Żyd Gerszom (Sara Celler-Jezierska).

Nad pustą sceną góruje prosty rekwizyt - wielki drewniany krzyż. Nikt nie próbuje go zrzucić czy sprofanować - jest zbyt ciężki. Bohaterowie dramatu raczej bezsilnie miotają się w jego cieniu, nie mogą wyplątać się z fetyszyzującego cierpienie symbolicznego porządku. Kiedy to się zaczęło? Może wtedy, gdy biedny Mickiewicz dał się uwieść w Paryżu ponurej w gruncie rzeczy idei Andrzeja Towiańskiego (Michał Bałaga), że Polska jest Chrystusem narodów? W gruncie rzeczy to nieważne. Istotniejsze jest bowiem to, że jak pokazuje gorzki finał spektaklu, zgniłe truchło paradygmatu romantycznego gdzieś w okolicach 10 kwietnia wstało z grobu i znów pustoszy umysły.



Michał Centkowski
Newsweek Polska
29 listopada 2018
Spektakle
Mesjasze