Powrót z zapomnienia

Znakomite dzieło "Goplana" wybitnego polskiego kompozytora Władysława Żeleńskiego musiało czekać kilkadziesiąt lat, by dostąpić "zaszczytu" pojawienia się na naszej narodowej operowej scenie w Warszawie.

Przez te wszystkie lata Teatrem Wielkim rządzili przecież dyrektorzy o różnych opcjach światopoglądowych, ale jak widać, nie było im blisko do dzieła Władysława Żeleńskiego, wybitnego twórcy, muzyka i wspaniałego polskiego patrioty rozmiłowanego w polskiej literaturze narodowej, w polskiej kulturze i tradycji. Polskość jest fundamentem twórczości Władysława Żeleńskiego, co nie odgradza go od świata. Ten znakomity kompozytor doskonale orientujący się w europejskiej przestrzeni muzycznej XVIII i XIX wieku, będąc zafascynowany francuską operą liryczną, zwłaszcza dziełami Gounoda, a także wczesnymi utworami Wagnera, miał zatem dość rozbudowane spektrum możliwości, by postrzegać muzykę w szerszym kontekście, wychodzącym poza Polskę. Władysław Żeleński to zaraz po Moniuszce najwybitniejszy polski kompozytor wypełniający lukę operową między Moniuszką a Szymanowskim.

Można by się zastanawiać, dlaczego opery Władysława Żeleńskiego: "Konrad Wallenrod" (według dzieła Adama Mickiewicza), "Janek", "Stara baśń" (według powieści Józefa Ignacego Kraszewskiego) oraz tak wybitne dzieło jak "Goplana" nie są obecne w repertuarach polskich scen operowych. I dlaczego kompozytor został kompletnie zapomniany, a jeśli jego nazwisko jest przywoływane, to głównie w kontekście rodzinnym: jako ojciec słynnego Tadeusza Boya-Żeleńskiego.

Autor libretta "Goplany" Ludomił German niemało musiał się natrudzić, dokonując swoistej "ekwilibrystyki" przy adaptacji "Balladyny". Ze względu na carską cenzurę nie można było użyć dramatu Słowackiego jako libretta. German napisał więc libretto, używając własnego języka i eliminując niektóre postaci oraz motywy z dzieła wieszcza, co spowodowało brak wymiaru narodowo-symbolicznego tak ważnego w tragedii Słowackiego. Zmieniony został też tytuł, by opera nie kojarzyła się z dziełem wieszcza. Tak więc część literacka "Goplany" została ogołocona z tego, co najważniejsze, czyli z intencji Słowackiego. Ale piękna muzyka Władysława Żeleńskiego wynagradza owe braki. Zarówno pod względem wymiaru artystycznego kompozycji (różnorodność brzmień podnosząca dramaturgię utworu, uroda melodyczna i emocjonalność, liryzm, śpiewność, muzyczna charakterystyka postaci, bogato zróżnicowane role solowe), jak i zawartego w muzyce klimatu polskości (echa rytmów polskich tańców narodowych, ludowych, mazurków, kujawiaków, oberków).

Inscenizacja Janusza Wiśniewskiego utrzymana jest w stylu jego autorskiego teatru silnie oddziałującego na widza specyficzną wyobraźnią artystyczną. To teatr, który Janusz Wiśniewski tworzy od wielu lat i który znamy z jego przedstawień w teatrach dramatycznych, gdzie znak plastyczny odgrywa ogromną rolę, budując szeroki kontekst znaczeniowy dla przesłania i sensów zawartych w literze tekstu. W "Goplanie" reżyser musiał jednak dostosować się do partytury muzycznej. Plastyczna narracja w warstwie obrazu może nie być zrozumiała dla wszystkich. Ale na pewno pobudza do refleksji, jak ów przesuwający się korowód rozmaitych postaci w dziwacznych kostiumach, z twarzami pomalowanymi na biało, z walizeczkami, krzesłami itd. To zdegradowana, upadająca cywilizacja, która odeszła od swoich chrześcijańskich korzeni. To jeden z wielu kontekstów znaczeniowych, w które Janusz Wiśniewski wpisuje swoją wielowymiarową inscenizację.

Niepodważalną wartością spektaklu jest strona muzyczna pod dyrekcją Grzegorza Nowaka i wykonawcy. Małgorzata Walewska (Wdowa) wokalnie i aktorsko doskonale prezentuje dramat matki. Także wokalne interpretacje pozostałych postaci są znakomite: Wioletta Chodowicz (Balladyna), Katarzyna Trylnik (Alina), Edyta Piasecka (Goplana), Mariusz Godlewski (Kostryn), Rafał Bartmiński (Grabiec) i inni.



Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
15 listopada 2016
Spektakle
Goplana