Pozytywne myślenie Strzępki i Demirskiego

„Triumf woli" Demirskiego w reżyserii Strzępki jest próbą podjęcia optymistycznej narracji w świecie, który odbiera nadzieję. To eksperyment, który ma odpowiedź na pytanie o to czy potrafimy myśleć pozytywnie i mówić o rzeczach, które dają radość. To wreszcie chwila dobrej zabawy, którą oferuje nam zespół aktorski Teatru Starego, wychodząc poza to do czego mogliśmy się już przyzwyczaić.

„Przewrót optymistyczny" – tak Strzępka i Demirski zapowiadali, na łamach Gazety Wyborczej, swój najnowszy spektakl, którego premierą, Stary Teatr w Krakowie zamykał rok 2016 – rok, który w powszechnej opinii stał się figurą utraty nadziei i triumfu pesymizmu (jak fatum w rozmowach powracało: „niech ten rok już się skończy!"). Zapowiedź nie tylko odważna (biorąc pod uwagę niespokojny czas braku pewności i napięcia, z którym przychodzi mierzyć się nam każdego dnia), ale i zaskakująca – wszak najbardziej rozpoznawalna para polskiego teatru przyzwyczaiła nas do podążania zupełnie inną drogą.

Już od pierwszej sceny mamy świadomość, że będzie inaczej, niż np. w odnoszącej sukcesy „Nie-boskiej komedii" (poprzedniego spektaklu duety Strzępka-Demirski z Teatru Starego). Pijany człowiek (jak się później dowiadujemy: Szekspir, grany przez Krzysztofa Zawadzkiego), stara się dostać do środka sali teatralnej, co uniemożliwia mu jednak zbyt szeroka skrzynka wypełniona alkoholem. Będzie on nam towarzyszył przez cały czas trwania przedstawienia, jako dramaturg, starający się zorganizować życie rozbitków, ocalałych z katastrofy lotniczej i uwięzionych na wyspie, w którą zamieniona jest scena. Początkowo są to dla nas postaci anonimowe, które pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego. Widzimy bowiem m.in. elegancką damę w szpilkach (Dorota Segda), kobietę w jaskrawej kreacji sylwestrowej (Małgorzata Zawadzka), małego mongolskiego chłopca szybko przebiegającego przez scenę (Marta Nieradkiewicz), górników, z których jeden, korzystając z pobytu na tropikalnej wyspie, dopiero co zakończył kąpiel w morzu (Juliusz Chrząstowski, Michał Majnicz) i młodą dziewczynę z dredami (Monika Frajczyk). Z czasem dowiadujemy się jednak, że nie są to osoby przypadkowe, co więcej – nie są to postaci fikcyjne, co jest niezwykle istotne z punktu widzenia zadań, jakie stawiają przed nimi Strzępka i Demirski.

Zadanie pierwsze – prostsze i zakorzenione w niespecjalnie skomplikowanej warstwie dramaturgicznej, ma polegać na przekonaniu pozostałych rozbitków (m.in. braci McDonald – Marcin Czarnik, Krystian Durman) do przeproszenia za wyrządzone przez nich krzywdy i pozytywnego spojrzenia na świat, które umożliwi wszystkim ocalałym zgodne spożycie kolacji we wspólnym (niepodzielonym!) gronie. Jednak jest ono jedynie inscenizacyjnym szkieletem dla zadania drugiego – zdecydowanie trudniejszego, które wyrasta ponad poziom reprezentacji. Rozbitkowie mają bowiem również „przerzucić jak największą ilość pozytywnej energii ze sceny na widownię" (jak mówi w jednym z wywiadów dramaturg Paweł Demirski), co wydaje się niemalże niewykonalne, mając na uwadze fakt, że w fotelach siedzą osoby przytłoczone i zmęczone szarą rzeczywistością skonfliktowanego społeczeństwa.

Nie ma najmniejszych wątpliwości, że zarówno Strzępka i Demirski, jak i zespół aktorski, na poważnie podeszli do misji, którą sami na siebie nałożyli (o czym świadczy nie tylko sam efekt końcowy, ale również wydłużony czas przygotowań i przesunięcie premiery o sześć miesięcy). „Przerzucanie energii" w „Triumfie woli" odbywa się bowiem dwupoziomowo. Pierwszą dawkę pozytywnej energii zawdzięczamy Pawłowi Demirskiemu, który przed rozpoczęciem prac nad spektaklem dokonał szeroko zakrojonego researchu i zgromadził szereg nieoczywistych historii, których wspólnym mianownikiem jest przeciwstawienie się apatii i podjęcie działania w sytuacji niesprzyjającej optymizmowi. Historie te opowiadają nam ich bohaterowie – pozornie anonimowi ocaleni z katastrofy ludzie. Dama w szpilkach okazuje się być Kathrine Switzer – pierwszą kobietą, która przebiegła maraton (w czasach kiedy był on dyscypliną zarezerwowaną dla mężczyzn), kobieta w jaskrawej sukience – zdobywczynią gola dla samoańskiej drużyny w piłce nożnej (dzierżącej niechlubny rekord najwyższej przegranej w historii dyscypliny), a górnicy to reprezentacji lokalnej społeczności, która w latach 80' strajkowała przeciwko polityce prowadzonej przez rząd Margaret Thatcher (wątek ten jest w istocie kalką z filmu „Pride", który polski widz mógł oglądać na dużym ekranie przed niespełna dwoma laty). Demirski umiejętnie przeplata poszczególne narracje i konfrontuje je ze sobą, ujawniając podobieństwa między diametralnie różnymi wydarzeniami i doskonale obrazując zaskakująco aktualne prawdy dotyczące człowieka i zbiorowości. Pokazuje, że możliwe jest działanie w sytuacji bez wyjścia, a sukces nie jest jedynie dziełem przypadku i może być osiągnięty dzięki systematycznej i skrupulatnej pracy. Brzmi to niezwykle prosto i infantylnie – to prawda. Jest to jednak całkowicie inny sposób opowiadania o świecie niż ten, który znamy z mainstreamu polskiego teatru. Narracja patetyczna i katastroficzna póki co nie przyniosła efektu– czy nie warto zatem obierać innej drogi, dążąc do to tego samego celu?

Jednak zdecydowanie mocniejszym ładunkiem optymizmu jest jego forma (poziom drugi „przerzucania energii"), która miejscami zbliża się raczej do teatru muzycznego niż dramatycznego. „Triumf woli" otwiera dla aktorów Teatru Starego przestrzeń do zaprezentowania niezwykle szerokiego wachlarza ich umiejętności. Odkrywamy nieznane nam talenty dobrze rozpoznawalnych twarzy Teatru (Marcin Czarnik doskonale naśladujący postać Pingwina z „Powrotu Batmana" Tima Burtona) i popadamy w zachwyt nad zjawiskowymi sekwencjami komediowymi aktorów, dla których deski Starego nie są stałym miejscem pracy (na wyróżnienie zasługuje zjawiskowa Monika Frajczyk, jako instruktorka yogi śmiechu, na którą zdecydowanie należy zwrócić uwagę w najbliższym czasie – choćby w nadchodzącej premierze „Długu" w reżyserii Klaty). Największą uwagę przykuwają jednak spektakularne popisy muzyczne Krzysztofa Zawadzkiego, Michała Majnicza, Radosława Krzyżanowskiego i in., którzy brawurowo wykonują m.in. „Thereis a power in a Union", raz po raz zachęcając publiczność do włączenia się do zabawy. I tu niespodzianka – znaczna cześć publiczności (zwykle statycznie śledzącej przedstawienie ze swoich miejsc – niechętnej wchodzeniu w interakcje z aktorami) po pewnym czasie zaczyna nieśmiało podrygiwać nogą, aby w finale podczas braw i niemalże koncertowego bisu, zerwać się z miejsc i zgotować aktorom głośną owację, połączoną z tańcem w rytm płynącej ze sceny muzyki.

Właśnie w tym zjawisku tkwi odpowiedź na pytanie czym w istocie jest najnowszy spektakl Strzępki i Demirskiego, i gdzie leży jego siła? Fenomenu „Triumfu woli" nie należy szukać w przekazie czy treści. Jest to raczej spotkanie, widzów i aktorów, którzy niezwykle potrzebują oderwania się od konfliktowej codzienności, pragną doświadczenia radości przeżywanej w utworzonej choćby przez chwilę wspólnocie. Nie należy jednak utożsamiać tego z procesem zapominania o tym co zostawia się za drzwiami teatru, a raczej przywoływaniem stanów ducha, które pozwolą radzić sobie ze wszystkim tym do czego się wróci. Strzępka i Demirski, bynajmniej nie rezygnują z publicznego prezentowania swoich poglądów politycznych i wyrażania jednoznacznych ocen dotyczących sytuacji w kraju i na świecie (spektakl dedykowany jest m.in. mieszkańcom Aleppo i pracownikom Teatru Polskiego we Wrocławiu), lecz zdają się mocno podkreślać, że nie powinniśmy nieustannie narkotyzować się cierpieniem, doprowadzając do sytuacji, w której wręcz afirmujemy swój własny smutek.

Za wcześnie żeby mówić, czy najnowsza premiera Teatru Starego zasługuje na miano „przewrotu optymistycznego" – wszak „przewrotu kopernikańskiego" również nie dostrzeżono od razu. Niemniej jednak „Triumf woli" jest przedstawieniem potrzebnym – potrzebnym Strzępce, potrzebnym Demirskiemu, potrzebnym aktorom i wreszcie potrzebnym widzom. Potrzebnym, bo pozwala uśmiechnąć się i przyjrzeć rzeczywistości od innej strony.



Maciej Guzy
Dziennik Teatralny Kraków
15 lutego 2017
Spektakle
Triumf woli
Portrety
Monika Strzępka