"Prawdziwy, pełnokrwisty" spektakl

Ocena wg skali szkolnej:

Reżyseria: 6

Obsada: 6

Gra aktorów: 6

Muzyka: 6

Scenografia 5

Kostiumy: 5

Światło: 5


Powyższe zestawienie jest wg mnie najkrótszą i chyba najtrafniejszą recenzją z tego przedstawienia. Jeżeli ktoś chce zobaczyć kawał "prawdziwego, pełnokrwistego" spektaklu, to Teatr Kamienica daje mu tę szansę. Tu nie ma śmichów chichów i mrugania do publiczności. Tu jest życie i problemy z jakimi boryka się, wcale nie mała, część ludzkości. Odwieczny dylemat: czy jesteśmy stworzeni do związków monogamicznych, czy raczej nie koniecznie? Czy fakt, że dumnie zajmujemy najwyższy szczebel na drabinie ewolucji, obliguje nas do narzucenia sobie i respektowania różnego rodzaju ograniczeń, czy wprost przeciwnie: w pełni świadomie możemy stosować w praktyce zasadę: "hulaj dusza, piekła nie ma"? Akurat w tym konkretnym przypadku wydawać by się mogło, że odpowiedź nasuwa się sama. Autor (Ingmar Bergman) jest w tym ekspertem, bo sam żenił się (i rozwodził!!) pięć razy, a w tzw. związkach był kilka razy częściej. No tak, tylko co z tego? On wybrał ten model i całe życie trzymał się go bardzo konsekwentnie. Jednak ze "Scen z życia małżeńskiego" wcale nie wynika, że jest to najlepszy los jaki może sobie zgotować para ludzi, których na pewnym etapie ich życia, połączyło głębsze uczucie. W żadnym przypadku nie można traktować tego spektaklu jako zachęty do naśladowania! Raczej wprost przeciwnie, jest to dramatyczne ostrzeżenie, typu: "ludzie ludziom zgotowali ten los".

Duet aktorski: Justyna Sieńczyłło i Piotr Grabowski dostali bardzo trudne zadanie: pokazać całą sinusoidę uczuć w związku małżeńskim: od ugładzonego status quo, poprzez ukazanie "robali" toczących związek, które doprowadzają do katastrofy, a dalej koszmarne, traumatyczne trwanie w zawieszeniu i szarpaninie psychicznej i fizycznej, aż do prób nawiązania ponownego bliższego kontaktu. Tu nie można "grać kubłami", bo spektakl byłby niestrawny! I aktorzy wygrywają półcienie, różne nastroje, humory, namiętności (te pozytywne i negatywne) bardzo naturalnie i prawie perfekcyjnie.

A dlaczego w ocenie znalazły się piątki, a nie wyłącznie szóstki? Ponieważ akcja spektaklu rozgrywa się na przestrzeni wielu lat, więc konieczne jest zaznaczenie upływu czasu. To w teatrze jest zawsze zadaniem bardzo trudnym. W tym spektaklu Barbara Sass (reżyser) zdecydowała się na tzw. przerwy techniczne i aktorzy prawie w półmroku, dosyć często przebierają się. Prawie, bo światła odbijające się od luster w szafie "dają po oczach" publiczności siedzącej na widowni. Ale to naprawdę detal, który przypuszczam, można bardzo łatwo skorygować. Pozostałe oceny - w pełni zasłużone!



Krzysztof Stopczyk
http://kulturalnie.waw.pl
30 stycznia 2014