Premiera na cztery czarne łapy

W swej najnowszej premierze łódzki Teatr Lalki "Arlekin" odszedł od tradycji dość wiernego wobec pierwowzoru wystawiania spektakli dla dzieci. Przenosząc na scenę "Kota w butach", klasyczną baśń Charlesa Perraulta, reżyserka Anna Nowicka i scenarzystka Agata Biziuk zaproponowały zabawę konwencjami teatru lalkowego, tekst unowocześniły i wzbogaciły o akcenty atrakcyjne także dla widza dorosłego

Klamrą dla spisanej w XVII wieku przez Perraulta opowieści o poczciwym Młynarczyku i magicznym Kocie jest utrzymana w formie klaunady i teatru ulicznego zabawa dwójki urwisów (Agata Butwiłowska i Bartosz Brożyna). Po rozsunięciu się kurtyny, stają się oni jednocześnie narratorami i aktorami historii. Wprowadzają widzów w groteskowy świat, któremu bliżej do fantastyczności rodem z "Alicji w Krainie Czarów", niż do świata ludowych opowieści.

Ukłony należą się w pierwszej kolejności Agacie Biziuk, autorce scenariusza, której - jak mniemam - zawdzięczamy udaną i przemyślaną adaptację tekstu, wolną od efekciarstwa i prostackiego humoru. Udało się jej nie zdemolować tekstu, a w połączeniu z pomysłami reżyserskimi uczynić go nawet nieco bardziej atrakcyjnym. Także dla tych, którzy poczciwego "Kota w butach" znają na pamięć. Nieszczęśliwa królewna Kryzia cierpi z powodu samotności, pękniętego serca i baśniowych konwencji, nie dających szans na emancypację. Zaś jej nieco nierozgamięty tato zmaga się z plagą myszy, którą na królestwo nasłał zły czarnoksiężnik, ale też z problemami gastrycz-nymi. 

Odważną, jak na spektakl dla dzieci, scenografię i projekty lalek, którymi posługują się w żywym planie aktorzy - odzwierciedlające grane przez nich postaci - przygotowała Marika Wojciechowska. Docenić należy wyczucie i talent, bowiem choć czujemy się jakbyśmy oglądali nieco upiorny sen, nie budzi on lęku wśród młodych widzów.

Świetne są pomysły na wcielanie się wkolejne postaci napotykane przez Kota, a pojawienie się na scenie pary przepiórek to wręcz numer popisowy duetu Butwiłowska-Brożyna. Dowcipu tak zuchwałego dawno w "Arlekinie" nie oglądaliśmy.

Ci aktorzy zawładną nawet najbardziej wybredną widownią .

Przyznajmy bez ogródek, że trio aktorów "Arlekina" dałoby sobie radę, choćby wypuszczono ich na scenę w samej tylko bieliznie. Zdumiewająca jest zdolność Bartosza Brożyny (Młynarczyk) do przestaczania się z postaci w postać samą tylko mimiką i płynność, z jaką to czyni. Może Marcin Marzec jako Kot zbytnio zbliża się do hardego i chwackiego cwaniaka znanego ze "Shreka", lecz nie jest to grzech, zwłaszcza, że wnosi w rolę wiele własnej inwencji. Z kolei Agata Butwiłowska (Kryzia) siłą wyrazu i swobodą sceniczną w mig zjednuje przychylność widowni.

"Kot w butach" nie jest spektaklem doskonałym. Spójnym, lecz najsłabszym elementem przedstawienia jest muzyka Wiktora Szostaka. Choć aranżacje trzymają dobry poziom, bardziej mogłaby odbiegać od rockowo-metalowych standardów. Być może warto uwydatnić moment przywdziewania przez Kota butów, aby wejście w nową dla niego rolę było dobitniejsze. Również rezygnacja z kilku piosenek, jak i silniejsze spuentowanie spektaklu, nie byłoby błędem.

Mimo to można tylko wyrazić nadzieję, iż nowa produkcja "Arlekina" winna kameralną scenę teatru uczynić miejscem tłumnie odwiedzanym przez całe rodziny.



Łukasz Kaczyński
Polska Dziennik Łodzki
8 kwietnia 2011
Spektakle
Kot w butach