Premierowo i refleksyjnie w Sylwestra

Agnieszka Glińska reżyseruje w warszawskim Teatrze Studio przedwojenny dramat Ódona von Horvatha "Sąd Ostateczny". Premiera 31 grudnia.

Nic dziwnego, że autor "Wiary, nadziei i miłości" jest obok Czechowa jednym z tych dramatopisarzy, których Agnieszka Glińska inscenizuje w teatrze najczęściej. Reżyserkę interesują przede wszystkim wielowymiarowe relacje międzyludzkie, dlatego zwykle ze szwajcarską precyzją buduje psychologiczne portrety swoich bohaterów. - Po teksty Horvatha sięgam czwarty raz - wcześniej dwukrotnie "Opowieści Lasku Wiedeńskiego" i "Nieznajoma z Sekwany". To autor, który wyprzedzał swój czas, jego teatr jest współczesny, ma niemal filmową narrację - mówi szefowa Studia. Austriacki pisarz napisał "Sąd ostateczny" trzy lata przed wybuchem II wojny światowej, a akcję umieścił w małym miasteczku. - Jednak pytania, które w tej historii postawił, nabierają aktualności z każdym następnym pokoleniem i są to pytania istotne - o winę, karę i odpowiedzialność za swoje czyny - tłumaczy Glińska.

Jak zwykle Horvath w tej na poły kryminalnej opowieści, na poły w melodramacie przygląda się mikrospołeczności, z ironią opisując narodziny zła. Rzecz rozgrywa się między jedną a drugą wojną światową. W prowincjonalnej mieścinie żyją ludzie dobrej woli, którzy na przekór niespokojnym czasom miłują ład i porządek. A może to tylko pozory? Są wśród nich naczelnik stacji Tomasz Hudetz (w tej roli Łukasz Simlat), żona piekarza Pani Leimgruber (Elżbieta Piwek), kelnerka Leni (Monika Krzywkowska, która tą rolą dołącza do ekipy aktorskiej Teatru Studio) oraz drogerzysta Alfons (Krzysztof Stroiński - także dołącza do zespołu). Jest też dumny ze swojej karczmy i pięknej córki Anny (Agnieszka Pawełkiewicz) oberżysta (Paweł Wawrzecki). Anna ma narzeczonego rzeźnika Ferdynanda (Grzegorz Daukszewicz), który co tydzień przyjeżdża do niej pociągiem. Porządek tej monotonnej i nieciekawej codzienności mógłby trwać w nieskończoność, gdyby nie pewien pocałunek.

- Horvath z niezwykłą uwagą przyglądał się społecznościom ludzkim, badał ich mechanizmy. Jego sztuki budzą emocje. Śmieszą, niepokoją, irytują bezwzględnością, z jaką dramatopisarz opisuje nasze ludzkie niedoskonałości. Boleśnie przenikliwy, dowcipny, nieoczywisty tekst "Sądu ostatecznego" inspiruje do rozmyślań nad naszą - każdego człowieka z osobna - odpowiedzialnością za kształt świata - dodaje Glińska, która po raz pierwszy reżyseruje w Teatrze Studio.



Agnieszka Michalak
Dziennik Gazeta Prawna
29 grudnia 2012
Spektakle
Sąd Ostateczny