Profanacja

Tegoroczny finał Sacrum Profanum miał być hołdem złożonym amerykańskiemu kompozytorowi Stevowi Reich przez współczesnych muzyków takich jak m.in.: Leszek Możdzer, Aphex Twin, Adrian Utley z Portishead, Will Gregory z Goldfrapp i in. Miał być także eksperymentem muzycznym w minimalistycznej konwencji. Zdawkowe brawa, cierpkie komentarze i tłumne eskapady publiczności do wyjścia przed skończeniem koncertu dobitnie świadczą o tym, że był to eksperyment szczególnie nieudany

Koncert finałowy zaczął się od utworu Reicha "Come out" 1966 roku. Nagranie, które powstało pod wpływem zamieszek w Harlemie, zamiast wspomnieniem tamtych wydarzeń, stało się męczącą fiksacją autora na jednej, bezlitośnie powtarzającej się przez 20 minut frazie "they come out to show them". Kiedy muzyka nareszcie ucichła, można było usłyszeć oddechy ulgi publiczności i okrzyki "nareszcie!". Kolejny twórca, który pojawił się na scenie DJ Envee nie zamierzał znacznie odstawać od poprzednika- jego interpretacja "Music for 18 Musicians" była skumulowaniem jednostajnych bitów i skreczów. Miłą odmianą było pojawienie się na scenie Leszka Możdżera, który wykonał utwór "Piano Phase". Stało przed nim niebywałe wyzwanie zagrania na dwa fortepiany utworu trwającego ponad 20 minut i składającego się z szybkich, nieregularnych powtórzeń dwunastu dźwięków. Ten występ, mimo swojej jednostajności, miał w sobie widoczny element geniuszu i wielkiego talentu. I po tym występie, finałowy koncert Sacrum Profanum zaczął przerastać estetyczne możliwości przeciętnego odbiorcy. Przez kolejną godzinę, kolejno pojawiający się twórcy, mieli -wydaje mi się- za zadanie przekonać wszystkich przybyłych, że tworzenie i interpretowanie muzyki, to proces niemiłosiernie długich i bolesnych kakofonii.

Być może finałowy koncert mógłby stać się oryginalną lekcją muzyki dla wybitnie uzdolnionych młodocianych muzyków, których fascynuje przeciągająca się barwa dźwięku C, D, E, F, G, A i H. Dla masowego, aczkolwiek wyrobionego odbiorcy, na jakiego skrojony jest ten festiwal od lat, było to wyjątkowo męczące muzyczne doświadczenie. Nie dość, że trzeba było być wyjątkowo cierpliwym i niewymagającym pod względem muzycznym, trzeba było także obniżyć swoje wymagania estetyczne. Wizualizacje graficzne na poziomie Winampa, nie były w stanie mnie przekonać, tym bardziej po wizycie na ostatniej edycji katowickiego festiwalu Nowa Muzyka. Jeśli ktoś z Was nie mógł tam być, polecam edukację wirtualną z najbardziej zaawansowanych technologii mappingu w połączeniu z genialną muzyką elektroniczną w wykonaniu Amona Tobina.

Tegoroczny finał SP przenosi to wydarzenie na półkę festiwali muzyki męczącej. Szczerze żal mi ludzi, którzy musieli płacić 149 zł za tę katorgę.

Mury ocynowni ArcelorMittal zdążyły przesiąknąć wspaniałą atmosferą i harmonijnie skomponowanymi dźwiękami wielkich koncertów i festiwali. Dzięki takim przedsięwzięciom jak m.in. Festiwal Muzyki Filmowej czy rzeczone Sacrum Profanum ocynownia stała się wręcz miejscem kultowym. Po wczorajszym koncercie finałowym, mam wrażenie, że wytapiane tam niegdyś żelazo miało więcej subtelności i piękna niż prezentowana wczoraj muzyka.

Sacrum Profanum cieszył się opinią festiwalu muzycznego na światowym poziomie. Mnie najwidoczniej ten poziom przerósł.



Alicja Marciniak
Dziennik Polski
21 września 2011