Przebieranki i galopady

Już na godzinę przed rozpoczęciem przedstawienia publiczność licznie wypełniła skwer przed Warszawską Operą Kameralną. Magnesem, który tak licznie ściągnął widzów w to upalne popołudnie, był sam Stanisław Moniuszko – i to w wydaniu komediowym!

W roku 2019 minie 200 lat od urodzin Stanisława Moniuszki, tymczasem wciąż nie znamy jego muzyki operowej takiej, jaką ona była w istocie. Na szczęście widać, że na afiszach naszych teatrów operowych i filharmonii figuruje jego nazwisko. Przypomina się dzieła mniej znane lub już trochę zapomniane, a melomani ze zdumieniem odkrywają potencjał muzyczny kryjący się choćby w „Widmach". Opera ta z wielkim sukcesem była prezentowana w całej Polsce przez zespół Polskiej Opery Królewskiej. Mogliśmy ją także obejrzeć podczas Wielkanocnego Festiwalu Beethovenowskiego w wykonaniu Chóru Narodowego Forum Muzyki i Wrocławskiej Orkiestry Barokowej pod dyrekcją Andrzeja Kosendiaka.

Także we Wrocławiu zrodził się pomysł, aby Roberto Skolmowski zrealizował ze studentami Akademii Muzycznej „Nowego Don Kiszota, czyli sto szaleństw" Aleksandra Fredry z muzyką Stanisława Moniuszki. Produkcję wsparli Elżbieta Lejman, szefowa Towarzystwa Teatralnego we Wrocławiu, Stanisław Rybarczyk, szef Międzynarodowego Festiwalu Moniuszkowskiego w Kudowie-Zdroju, profesor Piotr Łykowski, dziekan Wydziału Wokalnego Akademii Muzycznej im. K. Lipińskiego we Wrocławiu i Warszawskie Towarzystwo Muzyczne. Dr Grzegorz Zieziula i dr Andrzej Wolański przygotowali partyturę według odpisu rękopisu Stanisława Moniuszki. Dzięki współpracy z Warszawską Operą Kameralną spektakl można było zobaczyć w majówkę w Warszawie we wrocławskiej obsadzie, ale z towarzyszeniem znakomitego Zespołu Instrumentów Dawnych Warszawskiej Opery Kameralnej Musicae Antiquae Collegium Varsoviense grającego pod dyrekcją Stanisława Rybarczyka.

Przedstawienie „Nowy Don Kiszot, czyli sto szaleństw" od prapremiery w 1824 roku i od wystawienia już w niepodległej Polsce realizowane było jako dzieło Aleksandra Fredry. To Grzegorzowi Fitelbergowi zawdzięczamy przypomnienie młodzieńczej operetki Moniuszki do tekstu Fredry „Nowy Don Kiszot, czyli sto szaleństw", a także muzycznych części „Hrabiny", Jawnuty", „Parii" czy „Verbum nobile". Jeszcze w 2011 roku Natalia Kozłowska reżyserowała w Teatrze Polskim własną inscenizację tej krotochwili Moniuszkowskiej w aranżacjach Urszuli Borkowskiej oraz z nowymi kompozycjami jej autorstwa. Od tego roku nastąpiła zmiana jakościowa. Po realizacji przygotowanej przez Andrzeja Wolańskiego mamy wreszcie wersję podobno najbliższą intencjom kompozytora.

Dzieło Moniuszki zawiera dziesięć numerów wokalno-instrumentalnych (cztery w pierwszym akcie oraz po trzy w drugim i w trzecim), rozbudowaną symfoniczną uwerturę i orkiestrowe preludium – Entreacte przed aktem drugim. Czystej muzyki jest tylko 50 minut, choć całe przedstawienie trwa prawie trzy godziny. Jednak to właśnie muzyka i kapitalne ansamble à la Rossini zachwycają publiczność, która nagradza wykonawców już w trakcie przedstawienia.

Warszawska Opera Kameralna powróciła do starego cyklu Sceny Młodych, w ramach którego mogliśmy już przed kilku laty oglądać podobną w stylu realizację opery Karola Kurpińskiego „Zamek na Czorsztynie". W tamtej koncepcji reżysera Błażeja Peszka dawna komedio-opera o duchach w zamku, miłości i smacznej kolacji posłużyła młodym za operowy żart w stylu klubowej zabawy. W „Nowym Don Kiszocie" Roberto Skolmowski nie uwspółcześnia starej opery Moniuszki, a raczej daje szansę młodzieży artystycznej, która chce się realizować w formach operowych, na wprowadzenie elementów charakterystycznych dla współczesnych zachowań w niektórych subkulturach. Scena popalania marihuany idealnie tłumaczy groteskowe zachowanie Karola (Marek Belko) i jego służącego Michała (Mikołaj Bońkowski). Małgorzata, żona leśniczego (Anna Grycan), pod zgrzebną szatką ukrywa elegancką bieliznę i bardziej przypomina celebrytkę Dodę niż prostą chłopkę. Ansambl w akcie I zaśpiewany jest do niedziałających, ale jednak – mikrofonów, bo w takiej wersji śpiewacy przypominają typowy boysband uzupełniony o piękną solistkę. Te wszystkie współczesne elementy nie mają nas widzów rozkojarzyć. Służą wyłącznie zabawie, bo to przecież komedia samego hrabiego Fredry jest grana na scenie. Chłopki chodzą więc w gumiakach, ale jak zatańczą wystylizowaną na kankana piosenkę, to chętnie pokażą elegancki dezabil. Burmistrz (Szymon Gąsiorowski) i wójt (Bogdan Makal) – kompletnie nieokrzesani przedstawiciele prawa – mają wytatuowane swoje urzędowe tytuły na plecach, co zresztą chętnie pokazują. Jest klasycznie, ale nie brakuje elementów współczesnej groteski.

Najbardziej muzycznie rozbudowana jest partia Karola. Grający tytułowego Don Kiszota Słowak Marek Belko śpiewa oprócz ansambli także dwie arie: „Śpiewy" i stylową „Dumkę", a w akcie trzecim wykonuje przejmujący duet z Zofią (Agata Chodorek). Komicznie zabrzmi dla słuchaczy odczytany przez niego po czesku list, który wyjaśnia, skąd pojawiały się u niego czasami lapsusy językowe. Przystojny amant, o dziwo przypominający Don Kiszota, bardzo spodobał się widzom. Ich ulubieńcem został jednak Sancho Pansa, czyli jego służący Michał. Grający tę postać Mikołaj Bońkowski jest zabawny w swoich przebierankach i galopadach rodem z filmu Billy'ego Wildera. Na pewno o nim jeszcze usłyszymy. Wyróżnić należy Annę Grycan, która jako Małgorzata zachwyciła łatwością poruszania się w zawiłych sytuacjach erotycznych oraz niezwykle ekspresyjnym wykonaniem partii w ansamblu w akcie I. Jest piękna, znakomita aktorsko i ma cudowny głos. Druga bardzo ważna rola to postać prześlicznej Zofii, która w wykonaniu Agaty Chodorek przeszła zaskakującą przemianę: od wolności prowadzącej na barykadę podczas uwertury, do Zosi karmiącej żywe kury glistami niczym bohaterka „Pana Tadeusza". Oprócz zachwycającej urody posiada też niezwykły wokal. Maciej Krzysztyniak rolą Kasztelana wsparł młodych artystów. Słynny śpiewak Opery Wrocławskiej, dysponujący barwnym tenorem, dopisał do listy dokonań kolejne doskonałe zadanie aktorskie i muzyczne. Brawo!

Fredrowskie studium szaleństwa młodego człowieka, który chce przywrócić światu czasy dawnego rycerstwa, jest wzbogacone i urozmaicone muzyką Stanisława Moniuszki w doskonałym wykonaniu Zespołu Instrumentów Dawnych Warszawskiej Opery Kameralnej Musicae Antiquae Collegium Varsoviense. Znakomici muzycy wsparli starania wrocławskich śpiewaków i w efekcie otrzymaliśmy bardzo dojrzałe muzycznie dzieło operowe z kompletnie nieznanymi pieśniami wielkiego kompozytora. Tymczasem 10. Międzynarodowy Konkurs Wokalny im. Stanisława Moniuszki odbędzie się w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie już w dniach 5-11 maja 2019 roku. Jubileuszowa edycja wpisuje się w uroczyste obchody 200-lecia urodzin patrona konkursu – Stanisława Moniuszki. Beata Klatka, dyrektorka konkursu obecna na przedstawieniu krotochwili o Don Kiszocie, powiedziała mi, że pieśni z tego przedstawienia nie są śpiewane na konkursie, gdyż dotychczas nie było ich w literaturze wielkiego kompozytora. To rzeczywiście wielka szansa na przywrócenie im właściwego miejsca w historii polskiej pieśni.

Pomysłowa reżyseria Roberto Skolmowskiego jest uzupełniona dowcipnymi multimediami Wojciecha Hejno. Kapitalnie dopełniają one scenografię Małgorzaty Słoniowskiej i są świetnym tłem dla choreografii Elżbiety Lejman-Krzysztyniak. Podobno spektakl wrocławskiej Akademii Muzycznej zaprezentowany zostanie także latem w Gdańsku. Warto już dziś kupować bilety, bo zabawa i przyjemność bycia na tym spektaklu są ogromne.



(-) (-)
Materiał Opery
8 maja 2018