Przyczynek do bitwy o "Dziady"

Jak potoczyłyby się sprawy, gdyby zawczasu interweniował nie taki szarak jak ja, tylko ktoś z "nazwiskiem" i autorytetem? Nikt taki się nie znalazł - o sprawie "Dziadów" Dejmka pisze Anna Tatarkiewicz w liscie do Gazety Wyborczej - Stołecznej.

Czytelnicy do "Gazety" W dodatku "Dziady '68" (ukazał się wraz z "Gazetą Stołeczną" 30 stycznia) z okazji 40. rocznicy ostatniego publicznego pokazu głośnego spektaklu Kazimierza Dejmka zdjętego przez cenzurę zamieściliśmy artykuł Małgorzaty Dziewulskiej, publicystki, reżyserki i organizatorki demonstracji studentów, którzy żądali przywrócenia "Dziadów". Właśnie do tego artykułu odnosi się list pani Anny Tatarkiewicz. Już wcześniej mówiono o zdjęciu "Dziadów" Jestem wdzięczna Małgorzacie Dziewulskiej, że zechciała pamiętać o mojej recenzji z "Dziadów" Dejmka, muszę jednak sprostować pewną nieścisłość. Napisałam ten tekst nie do "Tygodnika Powszechnego", tylko na zamówienie "Więzi" (autorką recenzji w "TP", także zdjętej przez cenzurę, była Zofia Jasińska - por. "Pamiętnik Teatralny" nr 3/4 z 2005 r.). Po konfiskacie recenzji przesłano mi z redakcji odbitkę "szczotkową", przekazałam ją Dejmkowi, którego jeszcze nie znałam osobiście. Przy okazji przypomnę o incydencie, w praktyce nieznanym opinii publicznej. O tym, że "Dziady" mają być zdjęte z afisza, mówiło się w Warszawie wkrótce po listopadowej premierze; informację tę nagłośniła też chyba Wolna Europa. I nikt się tym nie przejmował! Nie potrafię dziś odtworzyć mego ówczesnego stanu ducha: w każdym razie doszłam do wniosku, że trzeba coś zrobić. Byłam szeregowym członkiem ZLP, słabo osadzonym w środowisku; jako notorycznie bezpartyjna nie miałam też pojęcia o podjazdowych walkach toczonych w PZPR między Gomułką a "moczarowcami". Zetknęłam się kiedyś z Putramentem i wiedziałam, że władze się z nim liczą. Po telefonie zaprosił mnie na rozmowę, w której uzasadniłam, że "Dziady" to symbol narodowy, z którym nie wolno igrać. A na scenę wróciły wszak po Październiku! Nie wiem, czym kierował się Putrament, ale po paru dniach zawiadomił mnie, że jestem "umówiona" z Wincentym Kraśką (o co nie prosiłam), który w KC czuwał nad kulturą. Do spotkania doszło jakoś przed Bożym Narodzeniem. Kraśko, który nie wyglądał na Chama ani na Ciemniaka - wysłuchał mnie spokojnie, ale na zakończenie rozłożył ręce: decyzjaj uż zapadła. Podobno podjął ją faktycznie Zenon Kliszko, skądinąd wielbiciel Norwida. Czy był "katoendekiem"? Bezpośredni uczestnicy tych zdarzeń (prócz mnie) - nie żyją. Mogę jedynie powołać się na parę osób, którym o tym od razu opowiadałam (nazwiska do wiadomości zainteresowanych). Jak potoczyłyby się sprawy, gdyby zawczasu interweniował nie taki szarak jak ja, tylko ktoś z "nazwiskiem" i autorytetem? Nikt taki się nie znalazł. A z obszernych relacji zamieszczonych ostatnio w "Gazecie" wynikałoby, że "młodzi gniewni" protestujący po ostatnim spektaklu - nie bardzo wiedzieli, co czynią. I w dodatku różnią się "w zeznaniach"... "Dziady" 67/68 chyba nadal czekają na obiektywnego, rzetelnego historyka. Raczej nie z IPN. *** Jeszcze o "Dziadach" i 30 stycznia 1968 roku Może to wiecie i jest to znane, ale pragnę podzielić się pewną ciekawostką. W 1968 roku mój ojciec był w wojsku - w kompanii honorowej. Tego dnia - 30 stycznia 1968 roku - stał przed Grobem Nieznanego Żołnierza. To był jedyny raz, kiedy dostali ostrą amunicję do karabinów na warcie przed grobem. Czyli władze szykowały się na ostre rozwiązanie. Pozdrawiam Imię i nazwisko znane redakcji

Anna Tatarkiewicz
Gazeta Wyborcza Stołeczna
12 lutego 2008