Psalmy Dawida. Rekonstrukcja

Po raz pierwszy Olgierd Łukaszewicz przyjechał z tym przedstawieniem do Torunia ponad 30 lat temu. Z inscenizacją o fakturze misteryjnej, bliższą modlitwie niż zwykłemu teatrowi. Przez środek małej sali Teatru Baj, gdzie ją wystawiał, przechodził wąski podest, jak kładka, na której bohater zmagał się ze sprzecznymi uczuciami i myślami. Ścisk był ogromny, więc widzowie, którzy znaleźli się trochę dalej, nie mogli tej kładki zobaczyć, ale przynajmniej słyszeli emocje.

Z tym samym, ale nie takim samym spektaklem wrócił Łukaszewicz w listopadzie tego roku, prezentując "Psalmy Dawida" podczas cyklicznych Toruńskich Spotkań Teatrów Jednego Aktora. Przedstawienie powinno się nazywać "Psalmy Dawida. Rekonstrukcja", zostało bowiem przygotowane po latach z inspiracji dyrektora festiwalu Wiesława Gerasa. Artysta miał wątpliwości, czy przeżycia duchowe charakterystyczne dla wieku dojrzewania i okresu przechodzenia w smugę cienia będą brzmieć wiarygodnie w wieku już dojrzałym. Okazało się jednak, że zmieniona fizyczność aktora ani wiek nie stanowiły przeszkody w podjęciu raz jeszcze dialogu z wielkim Nieobecnym o sensie życia, wiary i śmierci, o sukcesie i przegranej, bo dopóki człowiek żyje, wciąż pyta i wątpi. W przeszłości zresztą zdarzało się, że niektórzy odbiorcy widzieli w "Psalmach" przejaw religijnego zwątpienia i odrzucenia wiary, a inni demonstrację opozycyjnego ducha w czasach stanu wojennego. A dzisiaj?

W przestrzeni ograniczonej ze wszystkich stron widzami, między wielką gromnicą i małym lichtarzykiem a pulpitami z otwartą Księgą i wysłużonym tekstem scenariusza artysta zmaga się z tymi samymi dręczącymi wątpliwościami, nabierającymi jeszcze silniejszego wydźwięku w sali, gdzie z publicznością usadowioną na scenie kontrastuje opustoszała widownia. Czy to wyludniający się kościół, czy teatr mniej ważny dla odbiorców, czy pustka świata bez Boga? Pytania te pojawiają się w trakcie spektaklu, podczas którego Łukaszewicz niepodzielnie panuje nad słowem i powściągniętymi emocjami.

Rekonstrukcja ukazała wirtuozerię warsztatu aktorskiego Łukaszewicza, choć nieco szwankowała akustyka sali, przynosząc straty w odbiorze tekstu - całość jednak robiła wrażenie potężne, a publiczność towarzyszyła artyście, niemal wstrzymując oddech. Dodatkowym atutem okazały się fragmenty psalmów śpiewane po hebrajsku do muzyki organowej, które otwierały i zamykały spektakl.



Tomasz Miłkowski
Przegląd
20 grudnia 2012