Pytania o miłość

Warszawski Teatr Współczesny na teatralnej mapie stolicy zajmuje wciąż czołowe miejsce. Stały renomowany zespół aktorski, dobrzy inscenizatorzy i zaangażowana ekipa techniczna sprawiły, że teatr stał się znaną artystyczną marką. Niełatwo jest zdobyć bilet na spektakl. Widownie wypełnione są do ostatniego miejsca, bo generalnie wieczory we Współczesnym nie są stracone.

Tuż przed wakacjami udało mi się obejrzeć spektakl młodego białoruskiego dramaturga Dmitrija Bogosławskiego pt. "Saszka. Sen w dwóch aktach". To wielowątkowy utwór na granicy snu i jawy, przeszłości i teraźniejszości, który stawia wiele pytań. Dramat jest rodzajem smutnego, szarego (szczególnie w aspekcie scenografii) konterfektu współczesnej rodziny, której brakuje miłości. Główny bohater Saszka (Borys Szyc) uparcie, z determinacją poszukuje tej miłości.

Tytułowy Saszka stracił najpierw matkę, a potem ojca. Pozostały mu cztery siostry, które żyją gdzieś tam w świecie swoim życiem. Saszka pozostał w domu rodzinnym, by ocalić go od zapomnienia. W tym domu bohater żyje na granicy snu i jawy. Przy pomocy medium (Sławomir Orzechowski) Saszka stawia pytania zmarłemu ojcu (Janusz Michałowski). Są to głównie pytania o miłość.

Bohater czuje się niekochany, a tym samym jest nieszczęśliwy i zagubiony. Na dodatek siostry chcą sprzedać dom. Cały dramat rozgrywa się w kilku płaszczyznach. Widz musi być czujny i uważny, by autor i reżyser nie wyprowadzili go w przysłowiowe pole. Sceny realistyczne przemieszane są z onirycznymi. Metafizyka zaś miesza się z realną, życiową Borys Szyc i Monika codziennością. A wszystko to tworzy rodzaj zawoalowanego wachlarza emocji. Stwarza aktorom możliwość zaprezentowania swoich umiejętności.

Borys Szyc jako tytułowy Saszka pokazuje szeroki wachlarz interpretacyjnych możliwości. Jest ludzki, zwyczajny, prawdziwy. Z pozoru oschły i nieco wyalienowany de facto pragnie i poszukuje miłości.Szyc trzyma w ryzach prezentowane dość często interpretacyjne szaleństwo. Wyciszony i niezwykle skupiony jest Janusz Michałowski w roli ojca, który próbuje ukryć miłość do syna, który jakby wstydzi się tej miłości. Bogatą emocjonalnie postać stworzyła Monika Kwiatkowska jako jedna z sióstr Saszki.

W obsadzie nie można pominąć Damiana Damięckiego, Sławomira Orzechowskiego i Moniki Pikuły, którzy stworzyli ciekawe interpretacyjnie, bogate psychologicznie postaci.

Mam jednak pretensje do Marty Zając, scenografki spektaklu, która "pobrzydza" przedstawienie. Koszmarne, wielkie szafy, ohydna ściana z rdzewiejącej blachy i na środku jakby więzienna prycza (czy chodziło o to, o czym pisał Tuwim: "w strasznych mieszkaniach strasznie mieszkają straszni mieszczanie"). To ma być dom bez miłości, ale dlaczego szary i zardzewiały? Tego nie rozumiem.

Niewiele pomysłów na inscenizacyjne rozwiązania miał reżyser Wojciech Urbański. Z uporem maniaka każe widzom oglądać spadanie bohatera z łóżka. Staje się to dość nachalne i trudne do zaakceptowania.

Tekst Bogosławskiego jest dość powierzchowny, trochę "wyprany" z emocji, bez należytego podłoża psychologicznego. Przedstawienie mogło być naprawdę liryczne. W klimacie (ale tylko w klimacie) Czechowa. Uatrakcyjnia go ciężka, trudna, ale interesująca muzyka Dominika Strycharskiego.

Jeśli sami lubimy śnić, wybierzmy się do Teatru Współczesnego.



Marzena Rutkowska
Tygodnik Ciechanowski
22 sierpnia 2014