"Nie wiedzą, że mam blizny"
Teatr postdramatyczny zrobił rewolucję ostatnimi czasy we współczesnym teatrze i jakby na chwilę ucichł. Głównie młodych twórców zainspirował niemiecki dramat i teatr zza Odry, jednak także wielu dojrzałych reżyserów skusiło się na eksperymenty z nowym modelem teatru epickiego. "Amok moja dziecinada" w reżyserii Iwa Vedrala jest spektaklem, który silnie wpisuje się w ten społecznie zaangażowany nurt.Sztuka młodego niemieckiego dramaturga Thomasa Freyera świetnie odzwierciedla naszą rzeczywistość. Przedstawione sytuacje to te, o których na co dzień czytamy w gazetach lub które oglądamy w wiadomościach. Jednak są to przede wszystkim problemy, które występują w naszym otoczeniu. Brak zainteresowania dziećmi ze strony rodziców, przemoc, zamrożenie wszelkich uczuć i niemożność odczuwania empatii, czy uzależnienie od telewizora i bezmyślna konsumpcja, to te aspekty rzeczywistości, które wpisane są w codzienne życie młodych ludzi. Bohaterowie to trójka uczniów, przedstawiona jako muzyczny zespół, występujący na szkolnym koncercie. Jest on przerysowany, groteskowy, nieraz młodzi ludzie przypominają wykonawców disco-polo. Pomimo wesołych i niemal absurdalnych tekstów, komentujących szkolne relacje czy ich domowe życie, miejscami wyrażają oni wnikliwe i trafne spostrzeżenia na temat rzeczywistości, życiowych kłopotów. Silna w nich jest potrzeba kontaktu i wyrażenia siebie, jednak mając świadomość głuchoty społeczeństwa, każdą pesymistyczną kwestię kończą radosnymi okrzykami: nie ma, co się martwić, nie ma, co narzekać, trzeba się cieszyć! Dość mocno kontrastuje to z opowieściami o samotności, braku relacji rodzinnych, mówieniu o pozornej radości z zadawania sobie bólu. Teatr ten jest silnie zaangażowany społecznie. Przedstawia sytuacje i problemy na wskroś współczesne. Uczniowie pytają nauczycieli, czy ci pracowali w SB i pomimo ich odmownej odpowiedzi, są przeświadczeni, że to nieprawda. Posiadają przekonanie o tkwiącym we wszystkich złu, moralnej skazie zarysowanej na każdej osobie z ich otoczenia. Dzisiejsza rzeczywistość nie ma jasnych ani prostych zasad moralnych. Jeden z bohaterów w konfrontacji z nauczycielką mówi do kolegów, że ją lubił. Nie ogranicza go to jednak w unicestwieniu jej. Trzeba ją zniszczyć, gdyż należy do znienawidzonego przez niego świata. Spektakl nagle zmienia się ze śmiesznej opowieści w ukazanie masakry popełnionej przez uczniów. Nawarstwienie tych wszystkich problemów powoduje u młodych ludzi powstanie chęci mordu, zemsty. Wbijanie cyrkla czy cięcie się nożem po nogach nie wystarcza, bohaterowie odczuwają w sobie żądzę krwi. Aktorzy, stojąc obok siebie z kamienną miną, opowiadają o wejściu do szkoły i zabijaniu kolejnych ofiar. Są to przede wszystkim nauczyciele, symbolizujący nierozumiejacy ich i niezaintersowany nimi świat dorosłych. Scena strzelaniny jest niezwykle dramatyczna. Na scenę spadają dziesiątki balonów, światło zaczyna silnie pulsować, a bohaterowie w istnym amoku zaczynają biegać z złowrogimi okrzykami i je przekłuwać. Niemal niemożliwe do zniesienia głośne dźwięki i rozedrgany obraz, robią wrażenie pobytu na polu bitwy. Jest to pole bitwy ich codziennego życia, które, doprowadzone do ekstremum, bohaterowie postanawiają wziąć we własne ręce. Postępują zgodnie ze swoimi żądzami i chęcią zaspokojenia frustracji, do której doprowadziła ich rzeczywistość. Ciekawe jest w spektaklu aktorstwo. Trójka aktorów: Katarzyna Maciąg, Kuba Falkowski i Dominik Nowak, grają postacie, jakby wyzbyte emocjonalności. O wszystkich, nawet tych najbardziej dotykających czy osobistych tematach, mówią spokojnie bądź też z emocjami skrajnie innymi, niż by na to wskazywał charakter wypowiedzi. Wpisują się oni w Brechtowski efekt obcości, w którym najistotniejszą rolę grało "komentowanie fabuły i jej uprzystępnienie". Reżyser chce ukazać na scenie "samo życie", jednak nie pozwala się widzowi z postacią zidentyfikować. Tworzy to odbiór trudny, wymagający skupienia i umiejętności wpisania się w stan bohaterów. Spektakl ten, pomimo niewątpliwej siły rażenia, ma jednak pewne niedociągnięcia. Trudny do zrozumienia jest sens wyświetlanych na pulpicie zdjęć. Przez większość spektaklu pokazane jest typowe blokowisko, które pozwala dosadnie umiejscowić rozgrywane sceny w rzeczywistości. Późniejsze wyświetlanie ławek czy budynków szkolnych, jest chyba jednak zbyt dosłownym tego ukazaniem. Także niepotrzebne wydaje się pokazanie, po wstrząsającej scenie z balonami, kolejnych mordów, popełnianych przez uczniów. Widz po pierwszym szoku zaczyna oswajać się z długą opowieścią o zabijaniu. Być może widownię lepiej byłoby zostawić w konsternacji, przerażeniu, że do takiego czynu mogło dojść. Choć zastanowienie się nad własną reakcją, właśnie tym "oswojeniem", także jest lekcją daną przez reżysera. "Amok moja dziecinada" to spektakl, który garściami czerpie z teatru niemieckiego. Koncert uczniów to, charakterystyczne dla tego typu teatru, songi, zaś aktorstwo żywcem zostaje wzięte z postdramatycznego dyskursu Brechtowskiego. Jednak reżyser zadbał, żeby wszystkie te sceniczne rozwiązania miały swój sens. Silne zaznaczenie współczesności i problemów naszego codziennego życia, ukazują, że tego typu masakra, to nie tylko jakaś mglista i odległa rzeczywistość, lecz może się ona czaić w każdym z nas, naszym otoczeniu. Jednakże wrażliwy widz wyciągnie z tego wnioski, więc chyba niepotrzebne jest, o tym zbyt dosadne i dosłowne informowanie. Teatr Nowy w Krakowie Thomas Freyer "Amok moja dziecinada" reżyseria: Ivo Wedral Obsada: Katarzyna Maciąg, Kuba Falkowski, Dominik Nowak Premiera: 26.05.2007 r.
Magda Urbańska
Dziennik Teatralny Kraków
15 grudnia 2007