Rękodzieło z codzienności

Oniryczna i lakoniczna wizja znieczulicy społecznej, przygniatającej bezsilności i mechanicznego „ja" unosi się ze sceny i opada na barki widzów. Kompozycja sprowadzona do minimum emocjonalnego, oparta zostaje na mantrach recytowanych mimochodem.

Obserwujemy wydmuszkę bohatera, który dojrzewa na drodze postępowania karnego. Proces ewolucji przebiega na dwóch płaszczyznach: personalnej, zyskiwanie tożsamości, a także systemowej, dorastania do winy. Winą w tym świecie jest emocjonalność, indywidualna osobowość jednostki, której naprzeciw wychodzą doskonale wyszkolone w ignorancji organy ścigania. Siedmiogodzinny spektakl prezentuje zderzenie tych postaw.

Artyści próbują rozpracować bierność społeczną, senność utożsamiając z globalną infekcją. Diagnoza jest jednoznaczna, światem zawładnęła choroba jednego człowieka, społeczeństwo drąży rak nienawiści zrodzonej ze źle przepracowanego bólu, a pokarmem dla bezwzględnej zarazy jest brak refleksji. Znieczulica społeczna jest zjawiskiem powszechnym, zadomowionym na tyle, |że gwałcenie wszelkich norm i łamanie praw spotyka się z brakiem reakcji ze strony społeczeństwa.

K. jako cień człowieka jąka się, nie jest w stanie sklecić wypowiedzi. Niemożność zebrania myśli i zabrania głosu jest wynikiem ograniczonej aktywności człowieka w codzienności, pasywne przyjmowanie rzeczywistości odbiera nam prawo jej modyfikacji. Bohater poddawany działaniu różnych bodźców dorasta do człowieczeństwa, sprowokowany przez otoczenie musi się zmobilizować do działania. Rodzi się w nim sprzeciw wobec całego ustroju, zaczyna więc z nim potyczkę i z każdym krokiem spełnia rządowe prognozy. Im bardziej stara się wykazać swoją niewinność, tym bardziej się aktywizuje, poznaje świat, znajduje siebie. Świadomość jest ostatecznym dowodem dokonanego przestępstwa.

Twórcy naszpikowali spektakl licznymi motywami, problematyka jest niezwykle złożona, bohatera otacza wile nieskończonych wątków i absurdalnych sytuacji. Cały ten irracjonalny mechanizm jest siatką okalającą rzeczywistość sceniczną, czy tylko? Wiele istotnych kwestii zostaje zasygnalizowanych jedynie hasłami, nie jest to jednak niekonsekwencja, czy generalizacja reżysera. Lupa prezentuje kalkę rzeczywistości, w której niewygodne fakty majaczą niewyraźnie we wzmiance wplecionej zgrabnie w cały korpus wiadomości. Wisi później gdzieś w przestrzeni medialnej, ale i w świadomości społecznej, zupełnie nierozpracowana. Takich wzgardzonych elementów jest wiele i to z nich reżyser szyje dramaturgię przedstawienia.

Dodając znużenie wiszące w powietrzu, otrzymujemy wielopoziomowe doświadczenie niemocy.



Kamila Małysiak
Dziennik Teatralny Kraków
2 stycznia 2018
Spektakle
Proces
Portrety
Krystian Lup