Rewolucja kadrowa w Teatrze Rozbark

W Teatrze Rozbark zmiany. Już po rozpoczęciu nowego sezonu artystycznego prezydent Bytomia zdecydował o odwołaniu ze stanowiska Anny Wróblowskiej, pełniącej obowiązki dyrektora rozbarskiej sceny, i wyznaczeniu nowej p.o.. 4 osoby złożyły wypowiedzenia.

O wydarzeniach mających miejsce w instytucji  - z Anną Wróblowską - rozmawia Magdalena Mikrut-Majeranek.

Magdalena Mikrut-Majeranek: Czy wcześniej miasto zgłaszało jakieś zastrzeżenia do pracy teatru?

Anna Wróblowska: Miasto nie zgłaszało wcześniej żadnych zastrzeżeń do pracy Teatru czy mojej. Nawet informując mnie o cofnięciu powierzenia obowiązków, wiceprezydent Fras podziękował mi za prowadzenie Teatru przez ostatnie pół roku, dodając, że prezydent Wołosz jest z mojej pracy zadowolony i nie ma do niej żadnych zastrzeżeń. Te same słowa padły także przy spotkaniu z pracownikami, w trakcie którego poinformowano ich o zmianie na stanowisku p.o. dyrektor.

Czy decyzja o zmianie po. nastąpiła nagle czy też wcześniej miasto sygnalizowało, że może to nastąpić?

- Nie wiem, jak długo prezydent Wołosz nosił się z myślą o swojej decyzji, jednak o tym, że przestaję być odpowiedzialna za prowadzenie Teatru dowiedziałam się na kilka dni przed planowaną zmianą, na dzień przed wyjazdem Teatru na Polską Platformę Tańca, najważniejsze i najbardziej prestiżowe wydarzenie taneczne w kraju. Wcześniej zostałam zaproszona na spotkanie z prezydentem, w trakcie którego zapytał mnie, co sądzę o takim pomyśle. Wyraziłam swoje obiekcje, powiedziałam o możliwych negatywnych konsekwencjach (z których wiele się sprawdziło), jednak najwidoczniej prezydent Wołosz nie uznał mojego zdania za pomocne. Z perspektywy czasu, myślę, że już wtedy, w sierpniu, decyzja wywracająca życie Teatru do góry nogami, została podjęta, po prostu zwlekano z jej wdrożeniem.

Po nagłym odejściu Adriana Lipińskiego ze stanowiska dyrektora rozbarskiej sceny wyznaczono Panią na po. dyrektora. Ogłoszono też konkurs, który nie przyniósł rozstrzygnięcia, ponieważ został unieważniony. Dlaczego tak się stało?

- Jak to często bywa, zawinił czynnik ludzki. Bytomscy urzędnicy odpowiedzialni za przeprowadzenie konkursu popełnili błąd proceduralny, interweniowało Ministerstwo Kultury, konkurs trzeba było unieważnić. Wraz z innymi startującymi, o unieważnieniu konkursu dowiedziałam się dzień przed planowanymi rozmowami z kandydatami. Od czerwca do sierpnia nie było żadnej informacji ze strony miasta na temat dalszych losów Teatru.

Nową pełniącą obowiązki dyrektora została pani Anna Piotrowska. Zespół Teatru Rozbark sygnalizował jednak w liście protestacyjnym przeciwko jej powołaniu, że to nienajlepszy wybór. Dlaczego?

- Musimy spojrzeć na tę sprawę w dwóch aspektach: pierwszy to sposób przeprowadzenia zmiany na stanowisku p.o. dyrektora, drugi to osoba to stanowisko obejmująca. W pierwszej kwestii nie chodzi o to, że prezydent zmienił osobę zarządzającą Teatrem (miał do tego prawo), ale o sposób, w jaki to wszystko się odbyło. Anna Piotrowska została wprowadzona do Teatru ROZBARK w trakcie sezonu artystycznego, kiedy cała machina teatralna już ruszyła, podjęte zostały zobowiązania, skonstruowane zostały plany działania. Ale najważniejsze jest tutaj pominięcie głosu pracowników Teatru przez prezydenta Wołosza. W przypadku konkursu na dyrektora w komisji zawsze są przedstawiciele danej instytucji, którzy wypowiadają się w imieniu całego zespołu, ich głos jest ważny przy wyborze nowego dyrektora. Wprowadzając nową osobę na stanowisko p.o. „tylnymi drzwiami" miasto w ogóle nie pomyślało, aby zapytać pracowników o zdanie w tej sprawie. Pracownicy, a wiele osób tworzy ten Teatr od jego początku, poczuli się zlekceważeni, nieważni. Ktoś podjął decyzję, bezpośrednio ich dotyczącą, nie pytając ich o zdanie. To nie są demokratyczne standardy społeczeństwa obywatelskiego, to jest ręczne sterowanie instytucją artystyczną, które dla tej instytucji zawsze kończy się źle. Przez kilka ostatnich lat widzieliśmy przykłady takich działań w innych teatrach w Polsce.
Drugi aspekt to osoba nowej p.o. dyrektora. Większość pracowników Teatru wcześniej współpracowała z Anną Piotrowską, oceniają tę współpracę zdecydowanie negatywnie i wielu z nich nie chce jej kontynuować. Kolejne wątpliwości budzi piastowanie przez Annę Piotrowską dwóch tak ważnych i angażujących stanowisk: p.o. dyrektora i prodziekana WTT. Oddanie takiej odpowiedzialności w ręce jednej osoby zawsze budzi obawy przed nadużyciami i pytania o fizyczną możliwość podołania tak różnych i obciążającym obowiązkom. Niepokój budzi też potencjalne zagrożenie autonomii Teatru. Już pojawiają się głosy, że Teatr ma służyć przede wszystkim celom Wydziału, a przecież nie takie jest jego główne zadanie. Oczywiście, Teatr powinien współpracować z uczelnią, jednak nie może być od niej uzależniony. To są dwie odrębne instytucje o zupełnie odmiennych celach. Dotychczasowa współpraca Teatru z Wydziałem przebiegała wzorowo, co potwierdza wiele osób związanych z WTT, więc nie rozumiem, co nowego w tę współpracę może wnieść zmiana, o której rozmawiamy.

Po fiasku rozmów z miastem złożyła pani rezygnację z pełnienia obowiązków managera teatru. Dlaczego?

- Złożyłam wypowiedzenie z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, że koncepcje profilu artystycznego, programu czy też sposobu zarządzania teatrem Anny Piotrowskiej i moja nie mają ani jednego elementu wspólnego, a nie zamierzam podpisywać się pod czymś, w co zupełnie nie wierzę. Poza tym, poczułam, że muszę to zrobić, bo nie ma we mnie zgody na takie ręczne sterowanie kulturą, jakiego jesteśmy świadkami. Gdybym została w Teatrze, czułabym, że daję przyzwolenie na takie działania, w jakimś stopniu je legitymizuję.

Co będzie dalej z teatrem? Oprócz pani wypowiedzenia złożyło też troje pracowników merytorycznych. To zdecydowane i bezkompromisowe działania. Można wnioskować, że zespół definitywnie nie chce współpracować z nową szefową. Jak układa się ta współpraca?

- Rzeczywiście, trzy osoby z Działu Organizacji również złożyły wypowiedzenia. To oznacza, że nie ma w tej chwili w Teatrze ani jednego pracownika, który miałby doświadczenie na przykład w pozyskiwaniu funduszy zewnętrznych, a lada moment ministerstwo kultury czy IMiT ogłoszą swoje programy na przyszły rok. W zeszłym roku ze środków zewnętrznych pozyskaliśmy prawie pół miliona na realizację różnych zadań, m.in. festiwalu ROZBARK in MOTION. Bez finansowego wsparcia z zewnątrz niemożliwe będzie utrzymanie programu Teatru na dotychczasowym poziomie. Nie chcę szczegółowo rozmawiać o decyzjach innych pracowników, natomiast wszyscy odchodzący z Teatru jako główny powód jasno podają obecność Anny Piotrowskiej w Teatrze i sposób jej mianowania.

Magistrat wyjaśnia, że nominacja Anny Piotrowskiej ma wpływ na reaktywację bytomskiego Wydziału Teatru Tańca AST. Ma ona być gwarantem przywrócenia rekrutacji. Wiemy natomiast, że wydział ulega wygaszeniu decyzją Senatu AST, a wpływ ma na to m.in. sytuacja finansowa uczelni. Czy to, o czym mówi magistrat jest realne? Jaki wpływ może mieć dyrektor teatru na rozwój niezwiązanej z nim formalnie uczelni?

- To tłumaczenie czyni sytuację jeszcze bardziej kuriozalną, moim zdaniem. Nie rozumiem, jak i pewnie większość pracowników, dlaczego prezydent zdecydował się powierzyć stanowisko p.o. dyrektora komuś tylko dlatego, że ta osoba otrzymała rekomendację rektor Doroty Segdy i w jaki sposób jej obecność w Teatrze ma się przyczynić do uratowania Wydziału. Jak już wspominałam, współpraca z Wydziałem przebiegała bardzo dobrze przez ostatnie pięć lat. Wiele spektakli dyplomowych miało premiery na naszej scenie. W jaki sposób obecność Anny Piotrowskiej w Teatrze ma doprowadzić do dalszego działania Wydziału w Bytomiu? Nie wiem. Formalnie i realnie dyrektor Teatru nie ma żadnego wpływu na działanie Wydziału. W zeszłym roku rektor Segda oficjalnie informowała, że przeniesienie Wydziału do Krakowa podyktowane jest względami organizacyjnymi i finansowymi. Co w tych aspektach może zmienić Anna Piotrowska jako p.o. dyrektora Teatru? Nie wiem. Oficjalnie AST milczy na temat rekrutacji w kolejnych latach. Mam wrażenie, że miasto, chcąc ratować Wydział, złapało się przysłowiowej brzytwy, mając niepełny obraz sytuacji Wydziału.



Magdalena Mikrut-Majeranek
Dziennik Teatralny Katowice
10 października 2019
Portrety
Anna Wróblowska