Rockowy "Hamlet"

A gdyby tak Hamlet nie był lirycznym młodzieńcem z głową w chmurach i nosem w książce, tylko dynamicznym nastolatkiem z dużym poczuciem humoru i sporą dawką sarkazmu? A gdyby tak Horacy grał na gitarze elektrycznej i śpiewał rockowe piosenki? A gdyby tak skrócić dywagacje sztuki do godzinnego spektaklu i uczynić z nich znak łatwy do odczytania przez młodzież w wieku gimnazjalnym? - Niezawodnie otrzymalibyśmy spektakl, który właśnie wyreżyserował Dariusz Wiktorowicz.

W ciekawej, bardzo prostej, składającej się z kilku zaledwie elementów scenografii, która – po lekkich modyfikacjach czynionych przez aktorów bezpośrednio w trakcie spektaklu – stawała się odpowiednio murami zamkowymi, wnętrzami Elsynoru, morzem lub cmentarzem, rozgrywa się akcja najbardziej chyba znanej sztuki wszechczasów: "Hamleta" Williama Szekspira. Nie jest to jednak "Hamlet", do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Spektakl Wiktorowicza narratorem czyni Horacego, który w pierwszej scenie przysięga umierającemu duńskiemu księciu, że opowie światu jego historię. I właśnie to robi: historia Hamleta jest zatem subiektywna, przefiltrowana przez tkliwe uczucia i pamięć przyjaciela, który podróżuje z wędrowną trupą aktorów i odtwarza na nowo losy księcia. To bardzo zgrabna metafora wyrażająca – jak się zdaje – pogląd na teatr w ogóle, jako strażnika opowieści i rodzaju kroniki. Tak zresztą brzmią ostatnie słowa sztuki: że aktorzy są kroniką współczesności. Czy się ktoś z tym poglądem zgadza, czy też nie, to już inna sprawa, i rzecz do poważnych dyskusji krytyczno-teatralnych, natomiast jest on leitmotivem spektaklu.

Oczywiście skrócona do godzinnego przedstawienia sztuka Szekspira nie może poruszać wszystkich wątków, dlatego twórcy skupili się na warstwie fabularnej. Dzięki temu "Hamlet" jest dynamiczny i energetyczny, miejscami niezwykle zabawny i łatwy do przyswojenia dla młodych widzów. Duże znaczenie ma tutaj muzyka Piotra Klimka, a także znakomite aktorstwo Bartłomieja Błaszczyńskiego, odtwarzającego rolę księcia. Jego Hamlet jest zwykłym, wesołym chłopakiem, któremu przydarzyło się nieszczęście. Dzięki temu bardzo łatwo się z nim utożsamić, a jego dramatyczne "być albo nie być" nie jest już zawieszone w pustce intelektualnej, tylko rozbrzmiewa bardzo konkretnie, skierowane bezpośrednio do widzów. Błaszczyński gra lekko, z odrobiną dystansu i pewnym uroczym, ironicznym odklejeniem od rzeczywistości, które potęguje wprowadzenie na scenę lalki w roli Ofelii. Nie można jaśniej wyrazić swojego stosunku do tej postaci, niż uczynić z niej kukłę – manipulowaną przez ojca i króla Klaudiusza, piękną i pustą. Ofelia-lalka nie może odwzajemnić uczuć księcia, mówi i robi tylko to, co jej każą, dlatego uwydatnia rozpaczliwą samotność Hamleta.

Dość lekki początkowo nastrój spektaklu zmienia się gwałtownie podczas sceny, w której Hamlet uświadamia matce popełnioną zbrodnię – w niemal niezauważalny sposób, używając po prostu innych środków ekspresji, Błaszczyński steruje emocjami widzów i sprawia, że śmiechy na widowni zamierają, a fala oddechu pogłębia się z powodu współczucia i niepokoju.

Warto wspomnieć również o tym, że "Hamlet" Teatru Wóz Tespisa rozpisany jest na czwórkę aktorów, z których każdy – poza Błaszczyńskim – gra kilka ról. To nie lada wyzwanie, z którym i Monika Szomko i Sebastian Dylnicki poradzili sobie bardzo dobrze, jednak Jakub Podgórski (Poloniusz, Laertes i jakieś jeszcze drobne rólki) za każdym przeistoczeniem stwarzał postać indywidualną, charakterystyczną i świetnie przemyślaną. Nie zgubił się ani razu, choć czasem akcja wymuszała nieprawdopodobne zmiany osobowości (oraz kostiumów!).

Są w tym spektaklu sceny niezwykłej urody, jak na przykład pojawienie się ducha: bardzo plastyczne, wykorzystujące elementy teatru ciała i przedmiotu, albo scena na cmentarzu – wzruszająca i zachwycająca wizualnie. To jedna z niewielu całkiem statycznych scen w tym przedstawieniu, tworząca znakomity kontrapunkt dla dynamicznej reszty.

Reasumując: jest to zupełnie nowy "Hamlet" na polskiej scenie szekspirowskiej, stanowiący ciekawą propozycję dla widzów, którzy jeszcze się z twórczością mistrza ze Stratfordu nie zapoznali bliżej, ale którzy – dzięki temu spektaklowi – mają szansę połknąć teatralnego bakcyla.



Alek Wiatr
Gazeta Wybocza - Katowice
5 listopada 2016
Spektakle
Hamlet