Roman Pawłowski nie wychodzi z teatru

Roman Pawłowski nie wychodzi z teatru i recenzuje spektakle festiwalu 'Spotkania'

Dyrektor Piotr Cieślak podczas sobotniej inauguracji Festiwalu 'Spotkania' obiecał festiwalowej publiczności, że czeka ją 48 godzin wytchnienia od polityki. Jeżeli politykę zredukować do tego, co politycy gadają na siebie w mediach, to otwierający festiwal belgijski 'Azylant' rzeczywiście nie miał z nią nic wspólnego. Nikt tu nikogo nie nazwał chamem ani warchołem, nie wyciągał teczek ani taśm prawdy. Ale jeśli polityka to zespół problemów, wokół których toczy się publiczna debata, to nie ma bardziej politycznego teatru niż spektakl Johana Simonsa według powieści Arnona Grunberga. Historia związku wypalonego pisarza i badaczki mowy zwierząt, w których życiu pojawia się azylant z Afryki północno-zachodniej posłużyła tu do analizy zachodniego społeczeństwa uwikłanego w nierozwiązywalne dylematy. Z jednej strony ujemny przyrost naturalny i brak rąk do pracy zmuszają Zachód do przyjęcia fali imigrantów, z drugiej - różnice kulturowe i zagrożenie terroryzmem stanowią pożywkę dla ksenofobii. W Holandii, z której pochodzi reżyser, problem jest szczególnie ostry - na tle rasowym doszło tam do dwóch politycznych morderstw. Zginęli nacjonalistyczny polityk Pim Fortuyn, który nawoływał do przymusowej asymilacji imigrantów oraz filmowiec Theo van Gogh, który nakręcił dokument o poniżaniu kobiet w kulturze islamskiej. Dlatego spektakl o fikcyjnym ślubie imigranta i Holenderki nie jest wytchnieniem od polityki, ale teatralnym odbiciem globalnych problemów. Jego siła polega na sprowadzeniu polityki na poziom prywatności: azylant rozwala komfortowe życie bohaterów, zmusza ich do rachunku sumienia i określenia na nowo tożsamości. Ma to wyraz w genialnej, symbolicznej scenografii Berta Neumanna - całą scenę przykrywa nadmuchiwany materac z nadrukowanym satelitarnym zdjęciem któregoś z gęsto zaludnionych miast północnej Europy. Aktorzy poruszają się po nim z trudnością, jakby brak stabilności w życiu przekładał się na brak równowagi na scenie. Simons pokazuje Europę, która staje się coraz bardziej chwiejna i coraz mniej bezpieczna. Pod dobrobytem kryje się lęk i pustka. My w Polsce, zajęci przeglądaniem esbeckich teczek, jeszcze tego nie czujemy, ale wszystko przed nami.

Roman Pawłowski
Gazeta Wyborcza Warszawa
16 października 2006