Romantyczna komedia z odrobiną pikanterii

Dziś na hasło "komedia romantyczna", szczególnie z dopiskiem polska, kinomani z wrzaskiem uciekają sprzed kas. Nic zatem dziwnego, że lukę w jakości postanowił wypełnić Teatr Dramatyczny.

"Motyle są wolne" to klasyczna komedia romantyczna. Bo świetny tekst napisał Leonard Gershe, a w 1972 roku główną żeńską rolę w wersji filmowej zagrała Goldie Hawn. Teraz sztukę wystawia Teatr Dramatyczny, a wyreżyserował ją Zbigniew Lesień.

I on, i szef teatru postawili na młodych. Aktorów i widzów. To wszak najwdzięczniejsza widownia, a i z reguły bohaterowie, komedii romantycznych. A "Motyle są wolne" ma świetny tekst, na białostocką scenę przeniesiony w tłumaczeniu i adaptacji Anny Frąckiewicz. No i z racji powstania - początek lat 70. XX wieku, nawiązuje do idei wolnej miłości propagowanej przez niedobitki hippisów.

Zatem na małej scenie Dramatycznego zobaczymy i takie porywy wolnej miłości, i aktorów w dezabilu, i będziemy mogli serdecznie śmiać się z niezłych dialogów. Szczególnie, że opierając się na sprawdzonych w komedii romantycznej receptach - Leonard Gershe (zawodowiec, jakich mało - w wieku 35 lat wszak zdobył już nominację do Oscara za "Funny Face" z Audrey Hepburn) - zestawia swobodnie traktującą seks 19-latkę z romantycznym chłopakiem starającym się uwolnić spod władzy apodyktycznej matki. Szczególnie, że od urodzenia nie widzi. Dziewczyna zwana Jill, ma apetyt na przystojniaka i raczej braki w kieszeniach, bo zje dosłownie wszystko z jego kuchni, a i marzącego o karierze muzycznej młodzieńca takoż skonsumuje. Matka, jak na komedię przystało, wkroczy w najmniej odpowiednim momencie, za to przejdzie głębszą przemianę duchową niż owa Jill rozdarta pomiędzy obiecującym role w podrzędnym pornoteatrze reżyserem a oczytanym inteligencikiem. Szczęściem - niepełnosprawność bohatera nikomu tu nie przeszkadza - są żarty ze ślepoty, ale wypowiedziane przez ociemniałego bohatera, a zatem w ramach i dobrego smaku.

Grająca rozwiązłą 19-latkę po przejściach Urszula Szmidt zdaje się być stworzoną do tej roli. Tryska energią, pełno jej na scenie. Kiedy z racji roli niepełnosprawnego, nieco wycofany Dawid Malec uśmiecha się, zastępuje mimiką dziesiątki słów. Fantastycznie

sprawdza się w postaci zasadniczej matki Jolanta Skorochodzka, bo to ona, nie ociemniały chłopak, w tej adaptacji przeżywa największy dramat i przechodzi największą przemianę. Jeszcze jednym komediowym akcentem jest pojawienie się Michała Kamińskiego w roli seks łowcy młodych aktoreczek. Zbigniew Lesień każdej z postaci przypisał konkretne zadania i wydaje się, że spełniły oczekiwania reżysera. Dodatkowym atutem jest bardzo udana muzyka Piotra Mikołajczaka. Minimalistyczna, acz pomysłowa scenografia, odpowiadająca tekstowi to zasługa Elżbiety Terlikowskiej-Misiak.

"Motyle są wolne" można polecić młodym nie tylko na romantyczną randkę. Dość niejednoznaczne zakończenie pozostawia spore pole do dyskusji. A że starsi widzowie, dzięki dobrej realizacji, też podczas premiery bawili się niezgorzej, wydaje się, że z tą sztuką Teatr Dramatyczny mógłby właściwie, jak to dawniej bywało, ruszyć w objazd po terenie. W końcu to międzynarodowy hit i w dodatku - ciągle aktualny.



Jerzy Doroszkiewicz
Kurier Poranny
14 czerwca 2019
Spektakle
Motyle są wolne
Portrety
Zbigniew Lesień