Romeo i Julia na otwarcie sezonu

Pięknie skomponowaną sceną, skąpaną w granatowo-białym świetle, z umieszczonymi w samym centrum dwojgiem bawiących się dzieci rozpoczyna się spektakl "Romea i Julii" Charles'a Gounoda - najnowszej premiery Opery Śląskiej w tym sezonie. Widok ten oczarowuje i zapowiada magiczne przedstawienie. Jeśli dodać, że była to nie tylko premiera spektaklu, ale też debiut na bytomskiej scenie nowego szefa artystycznego Opery Śląskiej Bassema Akiki i pierwszy sezon Łukasza Goika jako dyrektora Opery, to napięcie wzrastało.

Tyle debiutów przynosiło wiele znaków zapytania! Oczekiwania rosły, bo na afiszu pojawiło się też nazwisko Michała Znanieckiego, któremu powierzono reżyserię, inscenizację i projekt kostiumów do premierowego przedstawienia.

Przed premierą Michał Znaniecki zapowiadał, że przygotowuje przedstawienie w elżbietańskim entourage'u, sprawiającym wrażenie, że akcja tego muzycznego dramatu rozgrywa się w teatrze szekspirowskim, a jego zamysł inscenizacyjny i reżyserski polegał na stworzeniu kameralnego, intymnego widowiska, bo wielka, niewinna miłość istnieje po dziś dzień, a takie uczucie pokonuje wszelkie bariery i możliwe jest bez względu na sytuację otaczającą dwie kochające się osoby. Jest więc "Romeo i Julia" z jednej strony przedstawieniem z epoki, z drugiej - na wskroś nowoczesnym, co sygnalizują określone zachowania i sytuacje, w których znajdują się kochankowie. Julia jest współczesną dziewczyną, podpalającą papierosy, o dość swobodnym zachowaniu, Romeo też nie jest wielkim romantykiem w rozumieniu klasycznym - to zakochany młodzieniec, który jest gotów pokonać wszelkie trudności, by zdobyć swą ukochaną Julię. Czyż dzisiaj nie ma takich Julii i Romeów, których rodziny wzajemnie się nie akceptują, które dzieli pozycja społeczna i zamożność?

Scena po scenie, akt po akcie, realizatorzy premierowego spektaklu wciągają widza w tę dramatyczną intrygę. Z każdą odsłoną zagęszcza się scenografia, której wielofunkcyjne elementy budują przestrzeń zarówno wnętrz pałacowych, słynnej sceny balkonowej, placu, na którym rozgrywają się walka na śmierć i życie, aby w finale stać się symbolicznym grobem. Rody Kapuletich i Montekich różnią kostiumy pierwszych wyróżnia bogactwo, drudzy to trochę ubodzy krewni, z resztkami kryz - tak charakterystycznych dla stroju bogaczy.

W partii Julii obsadzona została Ewa Majcherczyk, zaś partię Romea wykonywał Andrzej Lampert. Czy podołali niełatwemu przecież zadaniu odpowiedź nic jest jednoznaczna. Moim /daniem zabrakło nieco liryzmu, chociaż z drugiej strony dość ostra barwa głosu Ewy Majcherczyk korespondowała z jej dynamicznym sposobem bycia. Podobnie Andrzej Lampert, rozśpiewał się dopiero w kolejnych partiach spektaklu.

Pomysłem scenograficznym, który zapewne spodoba się publiczności jest scena z lustrem umieszczonym na suficie sypialni kochanków, ale pewnie mniej spodobają się czasem niezrozumiałe zachowania Gounodowskich bohaterów, jak chociażby Julia wiążąca sobie rogi prześcieradła na szyi. Niby drobiazgi, ale chyba niepotrzebne. Za to znakomicie sprawdza się chór umieszczony jak w elżbietańskim teatrze w pałacowych oknach, a twarze śpiewaków i znakomicie zaprojektowane stroje przydają całości powagi, kolorytu epoki, stając się zarazem komentatorem sytuacji.

W miarę upływu przedstawienia można jednak odczuwać przesyt nagromadzeniem pomysłów scenograficznych. Przynajmniej w kilku miejscach przydałoby się nieco ascezy i uspokojenia. Niezwykła scena - prolog zapowiadała właśnie taki charakter spektaklu - i tak mogło pozostać. Imponująco jednak prezentują się gigantyczne podświetlane witraże czy wręcz - niczym w kalejdoskopie gra świateł.

Najważniejsi oczywiście w przedstawieniu są wykonawcy, a ci - mimo drobnych uwag pod adresem głównych bohaterów - spisali się znakomicie. Świetnie zabrzmiał chór, a soliści wraz z zespołem baletowym dali popis swojego wysokiego kunsztu tanecznego. Wspaniale poprowadził orkiestrę Opery Śląskiej Bassem Akiki, co z pewnością jest zapowiedzią kolejnych świetnych realizacji pod jego kierownictwem muzycznym. Swoją dalszą współpracę z Operą zapowiada też Michał Znaniecki, dla którego bytomskie przedstawienie zamykało jubileusz 25-lecia pracy twórczej jako reżysera.

Nie bez znaczenia jest, że spektakl został przygotowany w języku oryginału, czyli po francusku, co również należy zauważyć i docenić.

Jak na tyle debiutów w jednym spektaklu, wszystko poukładało się jak należy i było niewątpliwie dużym sukcesem wszystkich zespołów i realizatorów na bytomskiej scenie. Romeo i Julia z pewnością będą przyciągać do teatru tłumy melomanów nie tylko w Bytomiu czy Katowicach, ale także podczas spektakli wyjazdowych - z myślą o takich prezentacjach został również pomyślany ten spektakl.



Wiesława Konopelska
Śląsk
14 grudnia 2017
Spektakle
Romeo i Julia