Rozświetlona bezradność

Michał Zadara nieco więcej niż próby sytuacyjne znów przedstawia jako pełnoprawny spektakl.

Łatwo zadać pytanie, gdzie przebiegają granice tego typu projektów, ale odpowiedź pozostawia z niczym. Czy gdyby aktorzy siedzieli przy stolikach i próbowali role jako wstęp do dalszej interpretacji, decydującą różnicę dałoby się wychwycić? Jednak przynajmniej wtedy wniosek byłby pocieszający: oto odrobina uczciwości ze strony reżysera, który najzwyczajniej w świecie nie wie, co począć z kawałkiem wymagającej literatury. Zatem swoją propozycję poddaje jeszcze pod analizę zarówno aktorów, jak i odbiorców. Dzisiaj reżyserowane próby czytane to praktyka.

Jednak Zadara już dawno postanowił serwować reżyserskie brudnopisy, upierając się, że wystawia czysty teatr. Nieraz zresztą w wywiadach podkreślał, iż jako jedyny w polskim teatrze z zaangażowaniem bierze na warsztat całą naszą (i nie tylko) klasykę. Chyba z pół tuzina ważkich tytułów zrealizował w krakowskim Starym Teatrze, a grających w nich aktorów wypadałoby dziś zapytać, o co w tej bieganinie chodziło. Raz Zadarze się udało i tym bardziej trzeba to odnotować, bo wówczas w Narodowym pokazał rzecz wydawałoby się dziś niewystawialną: "Aktora" Norwida. Przeraża jednak, że był to absolutny u tego reżysera wyjątek. W nowym przedsięwzięciu, z racji tematyki granym w Muzeum Historii Żydów Polskich, powraca do przedziwnej maniery wykpiwania sensów i formalizowania obrazów banalnym skrótem. O elementarnej psychologicznej wiarygodności postaci zapomnijmy na długo przed wejściem na ogromną salę MHŻP (skala i ranga przestrzeni być może miała ten spektakl wynieść na wyższy poziom, stało się odwrotnie - jedynie go ośmiesza).

A zatem, jest łatwo. I co gorsza, z buńczucznym przekonaniem, że powieść Marka Hłaski "Wszyscy byli odwróceni" da się ograć tymi samymi sposobami, co np. średniowieczny moralitet "Każdy", który Zadara kilka lat temu także rozszyfrował. Wystarczy kazać swoim ulubionym aktorom cho­dzić po scenie, coś od czasu do czasu zamarkować, przekrzykiwać się, zapomnieć - a jakże, by było "prawdziwiej" - tekst, i kolejne zadanie zaliczone. Podobno dzieło Hłaski to psychologiczna analiza mieszkańców izraelskiego miasteczka z początku lat 60. XX w., w której przeglądają się również polskie emigracyjne doświadczenia. Więc była szansa na mocny teatr z domieszką naturalizmu. Cóż, o takich scenicznych wygłupach można pisać z ironią, dlatego mam problem: dlaczego główną rolą Barbary Wysockiej jest w tym przedstawieniu wielokrotne zapalanie przyczepionych do metalowych instalacji lampek? Zabrakło umowy dla oświetleniowca?

Informacja dla żądnych klasyki: w nadchodzącym sezonie Michał Zadara wystawi "Dziady" oraz "Zbójców" Schillera



Przemysław Skrzydelski
W Sieci
8 sierpnia 2013
Teatry
Muzeum POLIN