Rumuńska bitwa

W czasie 31. Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi doszło do poważnych starć, ochrzczonych przez łódzką widownię „bitwą na Rumunów". Potyczki dotyczyły studentów wydziału aktorskiego dwóch szkół - wrocławskiej PWST i PWSFTviT w Łodzi. Jako orędzia użyli tekstu Doroty Masłowskiej „Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku". Spektakl z Wrocławia wyreżyserował Krzysztof Dracz, przygotowaniem występu aktorów z Łodzi zajęła się Małgorzata Bogajewska.

Tekst Masłowskiej opowiada o dwojgu młodych ludziach. Wpychają się ludziom do samochodu twierdząc, że są biednymi Rumunami mówiącymi po polsku. Chcą dostać się na prom do Rumunii, który odpływa z Elbląga. W rzeczywistość poznali się dzień wcześniej na mocno zakrapianej imprezie. Kiedy alkohol wyparuje im z krwi i narkotyki przestaną działać będą musieli skonfrontować się z samotnością, brakiem zrozumienia i wzajemnego zaufania.

Małgorzacie Bogajewskiej udało się znaleźć formę spektaklu idealnie współgrającą z groteskowym tekstem. Aktorzy grają na tle komiksowego kolażu autorstwa Macieja Chojnackiego. Ich postaci muszą wypełnić niemal pustą, białą scenę. Dżina (Marta Jarczewska)  zupełnie nie przypomina biednej Rumunki, za którą się podaje. Ubrana jest w czarną sukienkę, ma mocny makijaż, loki. Podobnie jej partner Parcha (Tomasz Lipiński) – nazywany kuzynem, a właściwie kochankiem. Pozornie niedbały wygląd, czarna kamizelka zarzucona na koszulę, eleganckie buty wskazuje na 'artystyczny rodowód". Przypadkowi wspólnicy podróży są zupełnie zagubieni i osaczeni przez własną samotność. Dżina boi się powrotu do rzeczywistości – do dziecka, które zapomniała odebrać z przedszkola, matki wściekłej, że przepuściła w jeden wieczór wszystkie alimenty. Najchętniej cały czas pozostawałaby w imprezowym amoku, śpiąc co noc u innego mężczyzny, żeby nikt z rodziny nie budził jej rano z pretensjami. Parcha jest natomiast aktorem – wciela się w rolę telewizyjnego księdza Grzegorza. Gdy prochy przestają na niego działać jest przerażony wizją spóźnienia się na plan zdjęciowy.

Małgorzata Bogajewska zrezygnowała z jakiegokolwiek realizmu i psychologii. Wprowadziła opowiadaną historię w świat absurdu, który daje młodym aktorom okazję do sprawdzenia swoich umiejętności. Radzą sobie bardzo dobrze, kreując ekstatyczne, zagubione charaktery, na które czeka bolesne zderzenie z rzeczywistością.

Zupełnie inaczej postanowił wystawić wrocławski spektakl Krzysztof Dracz. Aktorzy poruszają się w kartonowym świecie – wsiadają do kartonowego samochodu, w kartonowym barze wisi kartonowy zegar. Ich świat, z pozoru bardziej realistyczny niż ten łódzki, w każdej chwili może zawalić się od jednego kopnięcia. Dżina i Parcha ubrani są jak stereotypowi Rumuni. Bluzy, chusty i wygniecione, brudne siatki, w których noszą swój cały dobytek. Nie są groteskowi i przerysowani. Dżina z Wrocławia jest bardziej zmęczona życiem, niż Dżina łódzka – głupawo się uśmiechająca i przewracająca bez przerwy oczami. Tempo spektaklu przypomina schemat nocy z piątku na sobotę – szalona, imprezowa prędkość, która powoli zwalnia, aby zakończyć się przebudzeniem, po którym zaraz zjawia się kac i powrót do rzeczywistości, którą się na chwilę utraciło. Wybuchy złości, krzyki, przepychanki i przezwiska przekształcają się w powolne, ciche dialogi, kierowane strachem i poczuciem osamotnienia. Powrót po narkotykowym haju do rzeczywistości kończy się kraksą. Dżina wiesza się dwukrotnie w łazience na sznurze.

Krzysztof Dracz dał wrocławskim studentom wiele możliwości. Mogą próbować zrozumieć swoją postać, podejść do niej z odrobiną empatii, by potem wykreować z niej groteskową kukłę, która owinięta stereotypami, sama przyciąga do siebie kolejne. Dżina i Parcha uwielbiają mówić o swoim kraju, Rumunii jako o trzecim świecie. Ich kuzyni marzą po papierkach po batonikach lub o tacce po frytkach. Poza tym młodzi aktorzy wykazali się imponującą zespołowością. Ich wymiany ról są niemal niezauważalne, postaci nie tracą tempa, charaktery nie blakną w innym wykonaniu. Razem tworzą spójną całość i bez większych problemów przekazują sobie wykreowaną energię.

Masłowska swoim tekstem dała możliwość wykreowania dwóch, różnych scenicznych światów. Trudno określić, który spektakl wygrał bitwę. Nie chodzi tu w końcu o tryumf w tym starciu, a raczej o możliwość ożywczego i otwierającego umysł spotkania ze sobą na teatralnej scenie.



Agata Wiśniewska
Dziennik Teatralny Łódź
27 kwietnia 2013