Rycerzy się nie głaszcze

Dwie artystki spotykają się, by opowiedzieć niestandardową historię o zderzeniu showbiznesu i Evy Cassidy - osobowości kompletnie niescenicznej, nieciekawej dla widzów spragnionych rozrywki i producentów łaknących zysków, a jednocześnie obdarzonej słowiczym, czystym, przepięknym głosem.

„Eva" to nie tylko historia ku pamięci niezwykłej (w kontekście showbiznesu) artystki. Prowokuje do pytań o to, czym jest sztuka, czy wielki talent wystarcza, aby być artystą, czym jest sukces. Eva Cassidy zdecydowanie nie odniosła sukcesu w powszechnym rozumieniu tego słowa. Można zadać prowokacyjne pytanie: czy w świecie, gdzie trzeba walczyć o swoje marzenia, pozwalać sobie na kompromisy, w świecie pełnym utalentowanych wokalistów i tancerzy wypruwających sobie żyły, aby być najlepszym, sławnym, by choć utrzymać się z tego, co kochają robić – czy w takim świecie Eva Cassidy zasłużyła na sukces? Ale! Co najbardziej niezwykłe w tej historii – tej artystce w jej zwyczajności zupełnie na sukcesie nie zależało. Wszyscy inni walczyli o nią bardziej niż ona sama.

Nie sposób uniknąć skojarzenia, że twórcy „Evy" grali na scenie samych siebie. Reżyserka i autorka tekstów, Joanna Szczepkowska jednocześnie grała rolę Gwiazdy, sceniczne zwierzę, będące istotą showbiznesu. Atrakcyjna, o zabójczej figurze i przyklejonym uśmiechu, w wyzywającym, lśniącym stroju, rytmicznie zalewała widzów narracją. Olbrzymi kontrast stanowiła przy niej Dorota Osińska jako Eva Cassidy, skromnie ubrana, w za dużej koszuli, wiecznie schowana za swoimi ognistymi włosami, wycofana, z anielskim głosem. Paweł Stankiewicz, Piotr Banaszek i Piotr Maślanka współtworzyli spektakl nie tylko w warstwie muzycznej, ale i grali przyjaciół Evy na różnym etapie jej życia, którzy popychali ją do występów, wierząc, że marnuje swój talent. Przyjemnością było patrzeć na ich swobodne zachowanie i autentyczność, jaką wnosili do spektaklu.

Czy Eva marnowała swój talent, obdarzając pięknym głosem głównie małe, kameralne grona (bała się wielkich zgromadzeń, a najlepszą widownią była taka, której nie widać)? Czy w ogóle można mówić, że ktoś marnuje swój talent? Bo co to właściwie znaczy? Że ktoś nie spełnia oczekiwań społeczeństwa, że nie wpasowuje się do normy, którą jest to, że człowiek utalentowany powinien się z tego talentu utrzymywać, pokazywać go światu, a przynajmniej starać się to robić.

Eva Cassidy w kreacji Doroty Osińskiej definitywnie nie przejmowała się oczekiwaniami społeczeństwa. Była artystką zamkniętą w sobie, bardzo wycofaną. Mówiła bardzo mało, niemal monosylabami. Ze światem zewnętrznym komunikowała się głównie śpiewem i to on był oknem do jej duszy. Ale nawet ten wspaniały wokal – techniczny, ultraprecyzyjny, doskonały, czysty - był jakby pozbawiony emocji. Dorota Osińska dorównuje swojej muzycznej bliźniaczce talentem, a jej „Fever" było najznakomitszym wykonaniem tego utworu, jakie w życiu słyszałam (wliczając w to wersję Evy Cassidy).

Poza znakomitym wokalem Doroty Osińskiej mocną stroną spektaklu był świetny, błyskotliwy tekst Joanny Szczepkowskiej swobodnie oscylujący między mową potoczną a poezją. Potencjał pomysłu, aby tekst podać w sposób rytmiczny i dynamiczny, był gigantyczny, ale niestety został nieco zmarnowany przez nieumiejętne wykonanie samej autorki. Szczepkowska miała bardzo trudną rolę narratorki, który poza samym opisem wydarzeń powinna jeszcze podawać go w zabójczym tempie, tańczyć i prężyć się do towarzyszącego bitu i porywać widownię. Drobne potknięcia tekstowe w takiej formule ogromnie rzucały się w oczy, nieperfekcyjne opanowanie tekstu rodziło też sztywność i niepewność w ruchach, czasem duże tempo utrudniało Szczepkowskiej uzyskanie odpowiedniej intonacji wypowiedzi. Aktorka radziła sobie poprawnie, ale przez to, że była siłą napędową spektaklu, to niedobory znacząco wpływały na odbiór.

Mimo wyborów Evy, showbiznes nie dał jej odejść spokojnie. Dziewczyny, która zdecydowała się na spokojną, cichą egzystencję, nie dało się sprzedać, ale historię o przedwcześnie zmarłej i tragicznie niedocenionej artystce – już tak. Zdobyła pośmiertnie Złotą Płytę i grono fanów. Czy wokalistka, która twierdziła, że piękne stroje przysłaniają piosenkę, cieszyłaby się z odbioru jej utworów nierozerwalnie teraz już związanych z historią jej życia?



Anna Dawid
Dziennik Teatralny Warszawa
15 listopada 2018
Spektakle
Eva