Ryzykowny eksperyment

Spektakl Joanny Szczepkowskiej "ADHD i inne nieprzewidywalne zjawiska" łączy formy wykładu naukowego, happeningu, improwizacji, terapii i spowiedzi

To rzecz o szaleństwie, a jednocześnie dowód, że wybitna aktorka twardo stąpa po ziemi. 

Jestem pewien, że decyzja o przygotowaniu przedstawienia o ADHD, które odkryła u siebie Szczepkowska, wymagała od niej nie lada odwagi. Wiadomo: na zespół nadpobudliwości psycho-ruchowej mogą cierpieć niesforne dzieciaki. Ale dorosły człowiek? A co dopiero aktorka grająca obecnie w Teatrze Narodowym? Tymczasem ADHD mogło pełnić w życiu artystki rolę emocjonalnego suflera. 

Przypomnijmy: Szczepkowska, która ponad dwadzieścia lat temu ogłosiła w telewizji koniec komunizmu, na początku minionego roku stała się bohaterką skandalu podczas premiery "Ciała Simone" Krystiana Lupy. Ten kontekst jest ważny, bo - moim zdaniem - spektakl grany w Instytucie Teatralnym nie powstałby, gdyby nie spotkanie Szczepkowskiej z wybitnym inscenizatorem.

Można snuć inne hipotezy. Gdyby aktorka nie zmagała się z nadpobudliwością, swoje krytyczne uwagi o nazbyt długim trybie pracy Krystiana Lupy zachowałaby dla siebie, co najwyższej poskarżyłaby się na to w wywiadach. Nie podobałby się jej ekshibicjonizm podczas prób - to rozstałaby się z reżyserem po cichu, tak jak wcześniej Maja Komorowska.

Droga Lupy 

ADHD mogło zagrać rolę dopalacza: Szczepkowska musiała swoje niezadowolenie spointować spontanicznie i spektakularnie. Na przykład pokazaniem pupy reżyserowi, co stanowiło happeningowy i przewrotny sposób komentarza do pracy Lupy, który ucieka od skostniałych teatralnych form, naruszając tabu ludzkiego ciała oraz duszy. Kto wie? Może?

Najciekawsze jednak w wieczorze poświęconym "nieprzewidywalnym zjawiskom" jest to, że Szczepkowska buntując się przeciwko modelowi pracy przy "Ciele Simone", podążyła tropem wyznaczonym przez Lupę. Tematem teatralnego wystąpienia uczyniła swój życiowy problem. Jednocześnie nie można jej zarzucić, że przestała być wierna własnym poglądom na teatr. Pewnie nie rozwlekała pisania monologu i prób, tylko skończyła je, nie przekraczając terminu premiery oraz nie łamiąc zasad "wewnętrznego kodeksu pracy". Tym samym pokazała, że nawet artysta walczący z ADHD - może być punktualnym profesjonalistą.
Wierność sobie

Poza tym, forma spektaklu jest tylko pozornie ekshibicjonistyczna. Wysłuchujemy rwanego, groteskowego monologu o tym, jak przez głowę bohaterki przelatują tabuny nie dających się wytłumaczyć skojarzeń.

Grając z córką Hanną Konarowską, plastycznie przedstawia obrotową scenę życia, na której zdarzają się zwariowane sytuacje i nieoczekiwane sploty zdarzeń. Dowiadujemy się o tym, jakie ma problemy z uporządkowaniem spraw materialnych, urzędowych, podatkowych, a nawet torebki. Słyszymy o najbardziej szalonych pomysłach, w tym wyjazdu do Ameryki Łacińskiej i przystąpienia do skalnych ludzi, którzy uciekają przed cywilizacją, wzorując się na pierwotnych plemionach. Jesteśmy świadkami rodzenia się wielu błyskotliwych pomysłów literackich i teatralnych. Żaden z nich nie został wcielony w życie, bo mózg osoby cierpiącej na ADHD, nie może zatrzymać się na jednym temacie.

Jednak Szczepkowska, balansując na granicy teatru i prywatności, nigdy nie narusza sfery intymności. Możemy snuć różne domysły, słuchając o słynnej aktorce lubiącej napić się czystej w teatrze - ale ryzykując sami przed sobą opinię plotkarzy.

Najwięcej pola do domysłów daje opowieść o bohaterce monologu w wieku szkolnym, która zmagając się z wewnętrznym niepokojem, miała iść do psychologa. Szczepkowska z satysfakcją mówi, że w ostatniej chwili nie poszła, bo normalność byłaby okupiona utratą wrażliwości.

Stracilibyśmy pewnie szansę obcowania z wybitną aktorkę, jakiej zawdzięczamy nie tylko ten świetny autorski spektakl.



Jacek Cieslak
Rzeczpospolita
13 maja 2011