Rzecz o dobrych Polakach

Słowo sprawiedliwi w tytule sztuki o ratującej Żydów za niemieckiej okupacji podczas drugiej wojny światowej rodzinie Ulmów z Markowej spod Rzeszowa ma uzasadnienie niejasne. W istocie chodzi o niezachwianą moralność, uczciwość, bezinteresowność i krystaliczną szlachetność. Cechy człowieka z natury wydaje się, że oczywiste, jednak w praktyce życia rzadkie.

Niełatwo mówić bez patosu o ludziach zdobywających się na czyny wyjątkowe. Tym trudniej, że my Polacy mamy patos we krwi. A przyzwyczaiła nas do jego nadużywania cała nasza obolała historia i służąca jej bezkrytycznie literatura. O czynie Józefa i Wiktorii Ulmów z Markowej polegającym na przechowywaniu w swoim domu i utrzymywaniu przy życiu przez kilka lat każdego dnia z narażeniem własnego życia skazanych na śmierć przez niemieckiego okupanta Żydów, tylko dlatego, że byli Żydami, na pewno łatwo jest mówić patetycznie.

Młodemu autorowi scenariusza spektaklu i reżyserowi Bukowskiemu udało się tego uniknąć. Podjął temat trudny i skomplikowany, realizując przedstawienie kameralne - zgrabnie, delikatnie, z subtelnym wyczuciem. Nie do podobania się i przeżywania estetycznego, raczej uruchamiające emocje i potrzebę refleksji o tym, na co, na jakie czyny szlachetne potrafi zdobyć się człowiek, jeśli chce. A w podtekście, jaki jest, kim współcześnie bywa często, tak globalnie, jak na długość ręki. Bukowski otwiera dyskusję - o chęci i nie chęci człowieka do bycia moralnym. Czy one są w nas, czy też bardziej stymuluje je otoczenie. A jeśli tak, to jak bardzo się człowiek sam zapętlił. Bo otoczenie przecież, to nic innego jak ludzka zbiorowość. Czy tylko warunki ekstremalne są w stanie uruchomić w nas te głębsze pokłady moralne? Skądinąd dane nam i przynależne naturalnie.

Spektakl toczy się wolno i refleksyjnie. Zdecydowanie lepsze są sceny dialogowe, jednoosobowe chwilami są manieryczne i deklamatorskie. Bukowski ma silne oparcie w aktorach - Justynie Król, Małgorzacie Pruchnik-Chołka, Waldemarze Czyszaku, Pawle Gładysiu i Robercie Żurku oraz oszczędnej, zamierzenie ubogiej i siermiężnej scenografii Katarzyny Stochalskiej. Aktorzy tworzą postacie nasycone prawdą. Wrażenie robi scena spożywania chleba co do okruszyny przez wygłodniałego człowieka zagrana przez Waldemara Czyszaka. A także robienia zdjęć, także widzom, starym aparatem przez grającego wiejskiego fotografa Józefa Ulmę – Roberta Żurka, sugerująca ponadczasowy współudział nas widzów w opowiadanej historii. Może też wymuszająca mentalne opowiedzenie się po której stronie moralnie stajemy, pomocy czy bezczynności. W tej sprawie, i w każdej innej, podobnej.

Spektaklem Bukowskiego, kto wie, czy nie otwiera się przestrzeń do ważnego i ciekawego zagospodarowania szerzej przez nasze lokalne teatry zawiłą i skomplikowaną problematyką relacji polsko - żydowskich. Także tuż zaraz po wybuchu drugiej wojny światowej, upadku państwa polskiego, wkroczeniu Niemców, którzy jeszcze nie zajęli terenów całej Polski. Zdarzenia jakie zaistniały wtedy w wymiarze polsko - żydowskim w niektórych środowiskach są do dzisiaj plamą na polskim honorze. Tak samo jak na honorze żydowskim udział funkcjonariuszy stalinowskiego bezpieczeństwa pochodzenia żydowskiego w niszczeniu Polaków po wojnie.

Historie rodzin, jak Ulmowie z Markowej, są świetlaną, chociaż prawdziwą, skromną cząstką relacji i wydarzeń, których skomplikowanie stawia przed teatrem wyzwania na miarę greckiej tragedii.



Andrzej Piątek
Dziennik Teatralny Rzeszów
24 października 2018