Seks om

Co wyczyniały za młodu te wszystkie dzisiejsze strażniczki moralności, które tkwią w oknach tylko po to, żeby znajdować powody do narzekania na obecną młodzież? Nikt nawet nie podejrzewa, że szacowne matrony święte nie były, a niektórym nawet matki rzekomo powtarzały, że „to się nie wymydli", więc najlepiej korzystać z życia.

Flirty i zawody miłosne, porozumienia i rozczarowania, a to wszystko w westchnieniach za utraconą młodością i na żywo. Szac przestrogą być nie może. Raczej sygnałem powtarzalnego rytmu natury, witalności i przemijania. Wszystko z nutą nostalgii, ale i ze śmiechem.

Lokalny donżuan, Edek, postać, o jakie nietrudno w każdych czasach, zajmuje się zawracaniem w głowach młodym dziewczętom. Korzysta z życia, bałamuci, nie martwi się porażkami. Wie, że na miejsce jednej obrażonej znajdzie się gromadka chętnych do „dawania". I nie wszystkie będą przy tym stawiać warunki. Ślub? Do ślubu Edek się nie nadaje, a gdy dziecko w drodze, łatwiej pannę oskarżyć o rozwiązłość i wycofać się z urażoną miną. Edek, choć młody, jest sprytny. Na jego urok nabierają się kolejne dziewczyny.

Teraz Edek to już starszy pan, przebywający w domu opieki. Z dawnych zalet pozostała mu jedynie pewność siebie i upodobanie do przechwałek: zniknął za to wdzięk szelmy, już nie uda mu się oczarować nawet zmęczonej życiem pielęgniarki, kiedyś łatwego łupu. Edek o swoich wyczynach opowiada z pewną dumą, a to sprawia, że widzowie mogą uczestniczyć w wydarzeniach. Jednak poza Edkiem do dzisiejszego świata należą też jego dawne podboje: cztery stateczne omy w wykrochmalonych czepcach górują nad sceną. Opierają się o wysoki blat – a ich długie na kilka metrów suknie służą za kotary dla duchów przeszłości. Omy zdradzają swoje tajemnice. W pikantnych wyznaniach zamieniają się w cztery młode dziewki: nie wypierają się ani zauroczeń, ani cielesnych uciech. Mądrzejsze o dekady doświadczeń, opowiadają o młodości z ogromnym sentymentem. W ten sposób budują też portret Edka i uwiarygodniają jego legendę. Jest w tym cała intryga, jest też mnóstwo miniaturowych a samowystarczalnych scenek, w których przeglądać się mogą odbiorcy. Edek przypomina sobie wiejskie zabawy i schadzki, patrzy na siebie sprzed lat. Nie ocenia, bo też i nie żałuje, co sprawia, że autoportret staje się jeszcze bardziej wyrazisty. Narrację prowadzoną przez starsze pokolenie przejmują młodzi. To oni nie tyle odtwarzają, co przeżywają damsko-męskie potyczki. Prezentacja następuje subtelnie (piękny motyw powtarzania gestów „starego" i „młodego" Edka nie męczy automatyzmem, za to funkcjonuje jak podpis). Młodzi wiele nie mówią, za to sporo doświadczają. I tu można docenić starannie dopieszczone detale: przy schadzkach lub powolnych tańcach bohaterowie nie odrywają od siebie oczu, przy szalonej zabawie stary Edek ani na moment nie wychodzi z roli, siedzi w zadumie na krześle i spogląda w dal. Łatwo zapomnieć, że to teatr, mimo umiejętnego wykorzystywania przez Naumionych teatralno-inscenizacyjnych chwytów. Do detali dochodzi znakomite wyczucie przestrzeni, akrobatyczne niemal skoki z wysokości czy tańce, w których kolorowe spódnice dziewczyn furkoczą, aż zamieniają się w wielobarwną plamę.

Nie byłoby klimatu tej opowieści, gdyby nie muzyka na żywo: zespół zepchnięty na bok sceny idealnie ilustruje kolejne wydarzenia, dopowiadając dźwiękami to, co potrzebne, żeby iluzja przemieszczania się w czasie była pełna (tykanie zegara w domu starców!). Później zresztą przydaje się do potańcówki, niespodzianki dla widzów ChTO. Cieszy gra świateł: czepce podświetlane od tyłu zamieniają się w aureole, a wszystkie kolory dodają ekspresji (lub wrażenia oniryczności) dynamicznym tańcom. Ostre światło „szpitalne" kontrastuje z miękkim i naturalnym wspomnieniowym. To dyskretne zabiegi, które dodają smaku całości.

Gdzieś w sentymentalnej opowieści pobrzmiewa śmiech, zwłaszcza w kontraście między młodzieńczą naiwnością i wiedzą, która przychodzi z wiekiem. Niewymuszone żarty to bardzo mocna strona spektaklu: wykluczają dydaktyzm i współczucie dla postaci. Do tego dochodzi ostra satyra (genialne miniatury z pielęgniarką i upływ czasu zaznaczany również przez klepsydrę z poduch). Seks i miłość oraz śmierć to nieodłączne składniki opowieści dla mas oraz arcydzieł. Tu, umiejętnie wykorzystane, składają się na komiczną i prawdziwą opowieść, która zapada w pamięć. Ale sama historia to tylko jeden z atutów Szaca: środki teatralne i przygotowanie aktorów zasługują na oklaski. Do tego wszystkiego śląskie zwyczaje, stroje i słowa. Tyjater kery godo w całej krasie. A ze względu na uniwersalność uczuć zrozumiały absolutnie dla wszystkich.

Tu przecież najbardziej liczą się przeżycia.



Iza Mikrut
Materiał organizatora
1 sierpnia 2018
Spektakle
Szac
Portrety
Iwona Woźniak