Seks z orłem
Na Festiwalu Festiwali Teatralnych 'Spotkania' gościł teatr z IzraelaJeśli wierzyć festiwalowym zapowiedziom, przedstawienie izraelskiej grupy Acco Theatre Centre 'Wishuponastar' w Izraelu wywołało szok i szloch widzów. W Warszawie nie zauważyłem, aby ktoś płakał, nie było także widać oznak szoku. Występ Smadar Yaaron publiczność przyjęła spokojnie, by nie rzec - obojętnie. Reakcja zdumiewająco nieadekwatna do tego, co aktorka robiła na scenie: pokazywała najpierw na własnym ciele geografię swego kraju, ze szczególnym uwzględnieniem dolnych, południowych partii, a następnie symulowała stosunek seksualny z wielką gwiazdą Dawida podwieszoną u sufitu. Brak reakcji to, niestety, klęska przedstawienia, którego celem było wywołanie moralnego wstrząsu u widzów. I nie chodzi bynajmniej o to, że wykorzystane symbole (prócz gwiazdy Dawida także tałes, rytualny kaftan, który pełni rolę erotycznej bielizny) należą do innego narodu, w związku z czym nie jest to tak bolesne dla Polaka. Gdyby to była polska aktorka kopulująca z białym orłem w rozpiętej sutannie efekt byłby ten sam (choć scena patriotycznego seksu z wielkim ptakiem byłaby z pewnością o wiele bardziej zabawna). Rzecz w tym, że poza akrobacjami na symbolu narodowym Smadar Yaaron nie miała nic oryginalnego do powiedzenia na temat swojej narodowej tożsamości. Historia jest dla niej przekleństwem? Znamy to w Polsce doskonale. Nie podoba jej się żydowski nacjonalizm? Mnie też się nie podoba polski nacjonalizm i co z tego? Przeraża ją idea narodu wybranego? Mnie też przeraża taka wizja, zwłaszcza że wielu moich rodaków chętnie w nią wierzy. Denerwuje ją szowinizm? Mnie też. Mamy wiele wspólnych tematów ze Smadar Yaaron, tym bardziej czuję się zawiedziony sposobem, w jaki artystka ślizga się po powierzchni problemów, nie docierając do istoty. W teatrze sam protest nie wystarczy, trzeba jeszcze zaangażować widownię, a to się Yaaron nie udało. Z jednym wyjątkiem - pomiędzy fikaniem a rodzeniem Mesjasza aktorka stanęła naprzeciw publiczności i jakby nigdy nic zaczęła pytać pojedyncze osoby, czy są Żydami. I wtedy dopiero spektakl nabrał sensu, bo dał nam odczuć, co to znaczy być narodem naznaczonym przez historię, co to znaczy nosić stygmaty. Reszta była tylko popisem.
Roman Pawłowski
Gazeta Wyborcza Warszawa
9 listopada 2006