Sen, Święto Wiosny

Bałtycki Teatr Tańca to młody zespół, który niedawno wyłonił się ze skostniałego baletu Opery Bałtyckiej w Trójmieście

Ten młody zespół tańca współczesnego powstał ledwie rok temu, w marcu 2010 roku, a jego pierwszym dyrektorem artystycznym została Izadora Weiss (żona Marka Weissa, dyrektora Opery Bałtyckiej). Izadora nie wstydzi się przyznać, że jej dawny nauczyciel i mentor - Jiří Kylián razem ze swoim Nederlands Dans Theatre ma wielki wpływ na jej pracę - na jej choreografie i na kształt stworzonego przez nią dynamicznego i nowoczesnego zespołu tanecznego. 

Po krótkiej wizycie w Gdańsku wydaje się, że znaczna pomoc finansowa lokalnej władzy - bez wątpienia pozyskane dzięki sukcesom Opery Bałtyckiej pod kierownictwem Marka Weissa (wymieniona przez BBC wśród najlepszych dziesięciu Europejskich Teatrów Operowych roku 2010) - sprawia, iż jest to jeden z najlepiej działających zespołów tańca współczesnego w okolicy; i dzięki temu wsparciu Bałtycki Teatr Tańca przeszedł w tym roku długą drogę. Tak że jest już w premier league europejskiego tańca współczesnego, jeśli nie w pierwszej dziesiątce. 

Udało mi się zobaczyć dwa przedstawienia, między innymi "Święto Wiosny" [na zdjęciu] Izadory Weiss, które miało premierę cztery dni wcześniej w Warszawie (w ramach inauguracji nowego modelu Audi A6 co jest dość niespotykane) i "Sen" Wojciecha Misiuro, którego premiera odbyła się podczas tego przedstawienia w Gdańsku. 

Misiuro to fascynująca osoba. Był twórcą Teatru Ekspresji, który działał w latach 1987-2000. Podczas rozmowy od niechcenia wspomniał, że jego teatr wystąpił na Festiwalu Edynburskim, następnie wręczył mi lśniącą książkę w twardej oprawie, poświęconą właśnie Teatrowi Ekspresji, zrozumiałem wtedy, iż jest on ważną osobistością na polskiej scenie artystycznej i teatralnej dwudziestego wieku. Jednakże z bliżej nieznanych powodów, Misiuro wypadł z łask i zniknął z życia publicznego na całą dekadę. Powrócił dopiero na scenę po zaproszeniu przez Marka Weissa do wyreżyserowania jednej z części tryptyku "Men\'s Dance" w 2010 roku. Sukces jednoaktówki poprowadził do kolejnej, już pełnowymiarowej współpracy. 

Pisząc prawie dwa tygodnie po obejrzeniu "Snu", muszę przyznać, że wyobraźnia Misiuro oddziałuje na mnie cały czas tak samo mocno, jak w wieczór kiedy obejrzałem to przedstawienie. Jest to naprawdę wyjątkowa praca. To uznanie należy się również Katarzynie Zawistowskiej - młodej architekt/projektantce wnętrz - która stworzyła eklektyczne kostiumy i dekoracje stanowiące ważną część sukcesu tego przedstawienia. Wybór Zawistowskiej do współpracy pokazuje ważność architektury i planowania przestrzennego dla Misiury (gdy się go poznaje Misiuro promieniuje prawie anarchistyczną postawą, natomiast w pracy jest niesamowicie zdyscyplinowany i uporządkowany). Drugim ważnym składnikiem powiązanym z jego eksperymentami z ruchem jest sport. W jego zespole można znaleźć światową mistrzynię fitness (Aleksandrę Kobielak), tancerza baletu, który trenował judo (w tajemnicy, bo obawiał się wyrzucenia ze szkoły baletowej) i zdobył czarny pasem i muskularnego elektryka Opery Bałtyckiej (Mariusz Rychalski), który został wciągnięty do zespołu bo jego wygląd spodobał się Misiuro! Inni członkowie jego zespołu pochodzą z różnych środowisk (np. uliczne czy balet), ale wszyscy mają coś wspólnego ze sportem - od piłki nożnej do kickboxingu. 

"Sen" nie ma konkretnej fabuły, ale jego ogólny obraz to młodzi ludzie w parku - obraz nasączony emocjami, podkreślony muzyką Arvo Pärta a nie narracją. Ludzi ci grają różne role: młodych kochanków, marynarzy, prostytutki i dominy, rowerzysty, blond fanatyczki sportu (Kobielak - w sportowej wersji lalki Barbii), skateboarderów, anioła, artystów but odzianych w kimona i wodza Indian (Rychalski). Wiem, iż normalnie nie spotykamy wszystkich tych ludzi w parku (nawet w Gdańsku), ale już tytuł wskazuje na surrealizm, jako iż w tym parku bohaterowie sikają, palą, uprawiają seks, próżnują, biegają, jeżdżą na rowerze czy desce - ale przede wszystkim śnią. 

Park Zawistowskiej został dyskretnie podzielony na części: stary pomnik z trzema głazami leżącymi przed nim zajmuje prawą część sceny bliżej widowni; pochyłe, czerwone ławko-sofo-łóżko stoi w tyle sceny po prawej stronie, a za nim widoczna jest biała ściana. Geometria przestrzenna przypomina mi dzieło "Impressing the Czar" Williama Forsythe\'a przez fakt, iż tak wiele rzeczy dzieje się na raz i sukcesywnie w różnych częściach sceny dzięki nakładającym się na siebie wzajemnie obrazom. Zawsze jest coś fascynującego, wciągającego do obejrzenia i - oprócz Forsythe\'a - odkryłem smaczki Russel Maliphanta (Jacek Krawczyk, tancerz but w japońskiej spódnicy i z ogoloną głową mógłby być bratem bliźniakiem Malipahnta), Marie Choinard (zwłaszcza dzięki powolnemu, kontemplacyjnemu stąpaniu pięknymi, giętkimi stopami), Ashley Page i Trishy Brown. Odniesienia do tej ostatniej zostały skupione w jednej osobie (Andrzeju Słomińskim) - z ozdobnymi skrzydłami anielskimi zrobionymi z pawich piór - dzielącego scenę na pół schodzącego powolnie tylną ścianą, idąc powolnie przez scenę i środkowym przejściem na widowni. Rzadko udawało się tym zadziwiającym obrazom trwać dłużej niż myślom wywołanym przez ich początek. 

W odróżnieniu od wielu teatrów tańca współczesnego, "Sen" Misiuro zawiera również elementy tańca, w którym balet przechodzi w gimnastykę artystyczną, z wyjątkowo zmysłowym pas de deux między Filipem Michalakiem i Beatą Gizą w środku przedstawienia. Misiuro ma napotykaną umiejętność tworzenia stymulującego, ekspresywnego teatru tańca, co widzimy oglądając ten intensywny, emocjonujący wybuch wyobraźni i ruchu. 

Izadora Weiss ma odwagę podejmować się duże wyzwanie. Jej poprzednim przedsięwzięciem był ultranowoczesny, poruszającym tematykę Islamu, "Romeo i Julia", a teraz zwróciła się w stronę "Święta Wiosny" Strawińskiego, z muzyką (z płyty CD) Gustavo Dudamela dyrygującego Wenezuelańską Orkiestrą Młodzieżową im. Simona Bolivara. 

Weiss to choreografka, dla której muzyka jest kluczowa, i, przez co zasługuje na uznanie, jej ruch jest mocno związany ze skomplikowanymi rytmami i taktami tych jakże złożonych nut. Pomimo, iż Weiss zaprzecza feministycznym wpływom, jej interpretacja "Święta Wiosny" została w dużym stopniu sprowokowana głośnym incydentem. Uczennica była wielokrotnie molestowana przez klasę chłopców pozostawionych bez nadzoru. Okazało się, iż ci chłopcy (dalecy jeszcze od wieku nastoletniego) odgrywali to, co oglądali w telewizji i widzieli w grach komputerowych (tj. założenie, iż mężczyźni mają stereotypowe prawo fizycznie posiąść kobietę). Ten incydent (i inne podobne przykłady wykorzystywania kobiet przez mężczyzn) miał wyraźny wpływ na tę młodą choreograf - w jej przedstawieniu siedem kobiet to ofiary. Nieprzyjemnie się to ogląda zwłaszcza, gdy kobieta jest oblewana substancja jogurtopodobną, która jest substytutem nasienia. Zastanawiałem się, jak odbierali to sponsorzy z Audi. 

Dekoracje i tu grały ważną rolę a ich twórczyni (nie jest to zaskoczeniem) - Hanna Szymczak jest również architektem (zupełnie przypadkowo jest również prawnuczką Leona Wójcikowskiego - tancerza Les Ballets Russes, ale to inna historia). Jej projekt to okrągła, podniesiona względem reszty sceny platforma, na której dzieją się najważniejsze części fabuły i wokół której krąży kamerzysta. To, co nagrywa jest wyświetlane na dużym ekranie za ową platformą. I jest to bardzo efektowny zabieg. Ta platforma również jest pewną analogią, jak przedstawienie Misiuro, jako iż zdaje się być ringiem, na którym odbywa się masowa walka bokserska pomiędzy kobietami i mężczyznami. W rzeczy samej przedstawienie to zaczyna się od sceny, w której mężczyźnie biorą prysznic i ubierają się - jakby brali udział w rytuale oczyszczającym po walce. Te przygotowania przeradzają się w rytuał zalotów, rozpoczynających się od barwnego tańca siedmiu dziewcząt, które najpierw wabią mężczyzn, aby następnie wyrównać z nimi rachunki - poprzez otwieranie i zamykanie swojej formacji na kształt pąku, który wydaje a potem wstrzymuje wydawanie zapachu swojego nektaru. To była najbardziej efektowna część choreografii w tym spektaklu, która następnie przerodziła się w szaleńczą walkę płci, w której kobiety są molestowane w zastraszający sposób: odzierane z ubrania do samej bielizny a każda z nich staje się ofiarą seryjną ofiarą męskiej agresji - są skopywane z platformy, bite, chwytane za gardło, tracą równowagę przez nagłe przechylenie się platformy i oblewane "nasieniem". 

Stało się jasne, że każda z kobiet była "tą wybraną" a los ten był przekazywany następnej kobiecie od poprzedniej. To "Święto Wiosny" to traktat o uprzedmiotowianiu kobiet - każdy z mężczyzn na początku był delikatny i kochający zanim zmienił kobiety w zabawki, własność, pojemniki seksualnego zaspokojenia. Podczas gdy muzyka nabiera tempa w trakcie Egzaltowanej Ofiary, kobiety stają się silniejsze, naciskają na niezależność, mówią "nie", jednak podczas szybkiego, prymitywnego zakończenia, końcowego tańca ofiarnego kobiety zostają brutalnie zamordowane. 

Przez całą długość "Święta Wiosny" Weiss można wyraźnie zauważyć teatr, przez co łączy się ono konceptualnie z przedstawieniem Misiuro. Weiss intuicyjnie czuje muzykę, przez co zmierzyła się z wielkim wyzwaniem. Gdy jej choreografa działa, jak na przykład w sekwencjach otwierających, tworzy ciekawe formy ruchu. Gorzej jest, mam namyśli jeden konkretny przypadek (możliwie, że zupełnie niesłusznie), gdy koncentruje się na pojedynczych tancerzach i duetach. "Święto Wiosny" Weiss to bez wątpienia świetny teatr tańca, zadający pytania i stający do konfrontacji z wielkim wyzwaniem. Ale może zbyt poddańczo trzyma się intuicyjnego, agresywnego tematu muzycznej interpretacji Dudamela. Słuchając tego nagrania powtórnie odnoszę wrażenie, iż jest ono zbyt przytępione, nieostre nawet podczas swojego bezpośredniego ataku (a na pewno nie pomaga, iż zostało nagrane w nienajlepszych akustycznych warunkach), w efekcie tracąc część rytmicznej delikatności Strawińskiego. Myślę również, iż tę samą krytykę można skierować do choreografki. To przemyślana praca z ekstremalnym efektem - ale ten efekt sprawia, iż ja czuję się tak samo wykorzystany i skrępowany jak ta dziewczyna oblana jogurtem. By oddać honor Izadorze Weiss, taki był na pewno zamierzony efekt. 

Było warto wybrać się nad polskie Morze Bałtyckie. Bałtyckie Teatr Tańca może ma tylko rok, ale już staje się wyrafinowanym teatrem tańca współczesnego, ma znakomitych tancerzy, solidne wsparcie dużej opery i poważne wsparcie finansowe sektora publicznego (zespół ten musi pokryć tylko 12% swoich kosztów z wpływów kasowych, a bilety do opery są w tej samej, rozsądnej cenie, co bilety na przedstawienia taneczne; po dodaniu kosztów taniego lotu i niedrogiego hotelu cena biletu wzrośnie tylko do poziomu Royal Opera House Stalls - nieźle jak na jeden z najlepszych zespołów operowych w Europie, co powinno zainteresować fanów opery). 

Bałtycki Teatr Tańca to utalentowany zespół, prowadzony przez młodą kobietę, której pasją (żeby nie powiedzieć mesjańskim zadaniem) jest tworzenie teatru tańca z głębokim przesłaniem. Dodatkowo wróciła do życia wspaniałego człowieka teatru - Wojciecha Misiuro. Mam wrażenie, iż będzie o niej w przyszłości głośno.



Graham Watts, tł. B.Kowalska
www.ballet.co.uk
20 kwietnia 2011
Spektakle
Święto wiosny
Portrety
Izadora Weiss