Serca z lodu

Zanim ruszyłem do Kijowa, byłem na premierze "Lodu" według Władimira Sorokina w Teatrze Narodowym. Dziwne przeżycie. Inscenizacja bardzo ascetyczna. Tak samo gra aktorów. Nie dlatego, że inaczej nie potrafią, a dlatego że tak chciał reżyser

Mimo to plastycznie widziałem Moskwę. Tak już mam, że jak ktoś wypowie "Worobiowe Gory", to zaraz jestem u stóp uniwersytetu. Usłyszę "Strogino" i w myślach maszeruję w kąpielówkach przez Serebrianyj Bor. Kiedy aktorzy metalicznie wypowiadali kwestie, ja widziałem żywych ludzi: zagubionych studentów, drobnych bandytów, dziwki, bogatych biznesmenów. Przecież znałem ich wszystkich.

Postaci są opowiedziane dialogami. Mówią niby do siebie, ale przecież mówią o sobie. Łączy ich jedno - wszyscy klną. Szewski język wzbudzał śmiech na sali. A mnie nie śmieszył - Moskwa tak mówi. Czy cham, zbir, bogacz - klną wszyscy, choć każdy po swojemu. Nie tylko więc zobaczyłem, ale usłyszałem zwyczajną Moskwę.

Przyznam: nie uśmiechnąłem się ani razu, choć sztuka trwała dwie godziny i czterdzieści pięć minut, a z natury jestem pogodny. Książka Sorokina jest przygnębiająca. Jak dla mnie wcale nie opowiada o Moskwie, Rosji, totalitaryzmie, komunizmie, faszyzmie. Podkreślam, że dla mnie, bo nie chcę zgadywać, co autor miał na myśli.

Dla mnie to zwykła, bardzo smutna opowieść o sercach z lodu. Dlaczego? Proszę.

W książce jest wstrząsający fragment rozmowy bogatego cynicznego biznesmena ze swoim przyjacielem bankierem. Biznesmen opowiada, jak nieznani sprawcy walili go lodowym młotem w mostek. Jak rozebrano go do naga, jak nastoletnie dziecko położyło mu rękę na piersi i jak poczuł nagły skurcz w sercu, czyli coś, czego nie czuł nigdy. W tej chwili zrozumiał, że przez lata był nie człowiekiem, a maszyną z mięsa.

Przyjaciel zrewanżował mu się opowieścią o szczurzym gównie, które znalazł w przewodach wentylacyjnych swojego banku. Nie pojął, bo przecież obaj przez całe życie byli cynikami. Cynizm doprowadził ich do pieniędzy i sukcesu.

Rozmowa jest typowa nie tylko dla Moskwy. Spróbujcie opowiedzieć któremuś z przyjaciół o tym, jak drgnęło wasze serce.

Ciekawe, jaka będzie reakcja? Zapytają was, ile lat ma wasza nowa kochanka? Czy się chcecie rozwodzić? Czy trzeba wam pieniędzy? Spojrzą podejrzliwie, czy czasami nie chcecie się wprowadzić do nich na "kilka dni"? A może zwyczajnie ćpacie?

Maszyny do mięsa.

Zastanawiałem się, o co chodzi Sorokinowi.

W piątek napisałem długi tekst, potem felieton, potem krótki tekst. Posłałem to wszystko do redakcji. Potem pobiegłem do radia przygotowywać audycję. Wykonałem kilkanaście telefonów. Napisałem plan. Omówiłem go ze współpracownikami. Audycja była udana.

Zapadła noc, a my zastanawialiśmy się, co przygotujemy na przyszły tydzień. Spojrzałem na zegarek i wybiegłem do samochodu. Musiałem go odśnieżyć.

Kiedy dotarłem do domu, mój mały synek już spał.

- Czekał - opowiadała opiekunka. - Mówił, że tata zaraz przyjdzie z radia. Że obiecał mu. Ale nie wytrzymał. Śpi! Niech się pan nie przejmuje. Jutro mu pan wytłumaczy, on zrozumie

- Jasne - powiedziałem i przypomniałem sobie, że na rano też jestem już umówiony. Potem muszę znów do radia, potem do teatru, a potem załatwiać bilety do Kijowa.

Do Kijowa trzeba obowiązkowo, tam wojna.

Poszedłem popatrzyć na synka, chociaż przez sen. Oddychał miarowo, ze spokojem.

I zrozumiałem, co to znaczy "maszyna z mięsa".



Paweł Reszka
Tygodnik Powszechny
21 lutego 2014
Spektakle
Lód