Sherlock tropi pannę Tulli w szalonym tempie

Sherlock Holmes, wykreowany przez szkockiego pisarza Arthura Conana Doyle'a, jeden z najbardziej znanych detektywów w świecie literatury, pojawił się na scenie Zdrojowego Teatru Animacji 11 lutego i w premierowym przedstawieniu wciągnął małych oraz dużych widzów w nieznaną z książek intrygę.

Dr Watson któregoś dnia widzi leżącą na katafalku młodą dziewczynę. Nieoczekiwanie spotyka ją potem na rodzinnym przyjęciu u baronostwa von Peper. O co chodzi? Czyżby to była jej siostra bliźniaczka? A może sobowtór? Jeśli tak, to jakie były okoliczności zniknięcia prawdziwej panny Tulli? O tę młodą dziedziczkę fortuny (a raczej tę, która się pod nią podszywa) starają się dwaj młodzieńcy. Któremu odda rękę? Za pierwszym, hrabią Mileniq obstaje babka panny Tulli, baronowa von Peper. Za drugim z kandydatów - Odonen, kuzynem z rodziny von Peper, optuje hrabianka Henrietta. Rodzinna sielanka? Nic bardziej

mylnego. Sherlock Holmes od razu wyczuwa fałszywe nuty. Z pomocą dr Johna H. Wastona przystępuje do rozszyfrowania intrygi. Wynik śledztwa zaskakuje. A o to przecież chodzi w dobrym kryminale.

Akcja sztuki, wyreżyserowanej przez Michała Derlatka, zmienia się jak w kalejdoskopie. Podkręca ją muzyka Joanny Sówka-Sowińskiej. Czasami czujemy się jak w slapstikowej komedii. Detektywa gra Sylwester Kuper. W charakterystycznym płaszczu i czapce, które rozpozna każdy miłośnik kryminałów, wciąga widzów w swoje śledztwo. Jest nieco przerysowany, jak w komiksie. Śmieszny i konkretny. Bawi jako staruszeczka, którą udaje podczas śledztwa i imponuje profesjonalizmem, gdy wykłada widzom, jak ważne są szczegóły, niedostrzegane na ogół. Chodzi z nieodłączną fajką i czasami szkłem powiększającym (bardzooo dużym). Właśnie takiego Sherocka Holmesa wyobrażamy sobie po lekturze powieści Artura Conana Doyle'a. Dr Watson (Jacek Maksimowicz) stoi u boku detektywa i stara się nadążać za tokiem rozumowania przyjaciela. Panowie są zgraną parą i wierzymy, że niejedną zagadkę mogą jeszcze rozwiązać. Bardzo angielska jest rodzina von Peper. Baronowa (Lidia Lisowicz) znakomicie odnajduje się zarówno podczas seansu spirytystycznego, jak i proszonego obiadu. Jej syn Franz (Rafał Ksiądzyna) jest autentycznie komiczny, może przypominać dorosłym widzom postacie ze skeczów Monty Phytona.

Bo ta sztuka jest nie tylko kryminalną zagadką. To także dowcipne prześmiewanie się z angielskich zwyczajów i inteligentne odniesienie do postaci Sherlocka w filmie, grach i sztukach. Docenią to dorośli widzowie. Podobnie jak scenografię, której autorem jest Michał Dracz. Choć lalki są proste i, nie ma co ukrywać, z dykty, to ani przez chwilę nie są sztywne. Są stylowe i pomysłowe. Dekoracje oddają ducha angielskiej prowincji i arystokratycznego salonu. Mamy jajka na bekonie, pieczyste (och te różowe świnki!) five o'clock, Big Bena, czerwone piętrowe autobusy i czerwone budki telefoniczne. Brytyjska klasyka bez której postać Sherlocka Holmesa byłaby niepełna.

Autorką sztuki jest Joanna Gerigk.

- Napisałam ją specjalnie dla Zdrojowego Teatru Animacji w Jeleniej Górze - mówi. Sięgnęła po Sherlocka Holmesa, bo jej zdaniem to.postać, którą każdy zna i kojarzy. - Mam nadzieję, że zainspiruje młodych widzów i po przedstawieniu sięgną po książkę o słynnym detektywie - dodaje Joanna Gerigk.



Alina Gierak
Nowiny Jeleniogórskie
3 marca 2018