Skazani na dzieciństwo w świecie nie-dorosłych

Za nami II Festiwal Małych Prapremier, organizowany przez Teatr Lalki i Aktora w Wałbrzychu. W jego trakcie mieliśmy okazję obejrzeć najlepsze spektakle z teatrów ogólnopolskich oraz zapoznać się z tekstami sztuk dla dzieci i młodzieży. Do najciekawszych wydarzeń należał na pewno spektakl „ Po sznurku", w którym w metaforyczny sposób została ukazana rzeczywistość widziana oczami niepełnosprawnego chłopca, zwykłe przedmioty nabierały innego, surrealistycznego sensu. Formą zachwycał też spektakl „ Jeśli nie powiesz, kto będzie wiedział", przemieniający okropieństwa wojny w baśniową symbolikę.

Za najlepsze przedstawienie uznano jednogłośnie „SAM czyli przygotowanie do życia w rodzinie" Wrocławskiego Teatru Lalek. Jego główny bohater, 13-letni chłopiec o elitarnym imieniu Samuel (dziecięco-filozoficzny Grzegorz Mazoń czyli Woody Allen w wersji młodzieńczej), doświadcza stereotypowego doświadczenia : jego rodzice rozwodzą się. Już nakreślony wcześniej ich portret nie nastraja optymistycznie dla przetrwania tej rodziny : ojciec (Radosław Kasiukiewicz), infantylny hippis, w ubraniu ze studenckich czasów oraz matka (Kamila Chruściel), wiecznie stwarzająca bałagan wokół siebie, kamuflująca swą kobiecość. Na domiar złego oboje są wiernymi uczestnikami manifestacji, antyglobalistami, zwolennikami in vitro, co podkreślają deklaracją: „gdybyśmy Cię nie spłodzili naturalnie, na pewno skorzystalibyśmy z in vitro". „Dzięki" ich telewizyjnej popularności, Sam zostaje ochrzczony ksywą „ In vitro" przez zaczepnego kolegę – dresiarza (Marek Kosiarczyk). Cóż, rodziców się ponoć niestety nie wybiera. Syn, na tle infantylnych dorosłych, wydaje się dorosły i poważny. To smutne, ale to raczej on stał się ich oparciem, zamiast na odwrót. Pożycza nawet pieniądze z kieszonkowego, ratując swoich nieprzystosowanych do życia opiekunów. Jego refleksje w formie zabawnych, mądrych songów czynią ze spektaklu młodzieżowy moralitet w broadwayowskim stylu.

Nic jednak nie jest takie, na jakie wygląda. Ojciec koleżanki z przyzwoitej, katolickiej rodziny, z którą Sam się zaprzyjaźnia, okazuje się być poligamistą. Signum naszych czasów, wykolejenie stereotypów, gdzie patologia okazuje się być normą, a wzorcowa rodzina to wyłącznie fasada, pod którą zamieciono kurz. Młodzież wyczuwa jednak fałsz i nie da się oszukać telewizyjnej manipulacji . Podretuszowana rzeczywistość wzbudza ich śmiech i kpinę, to właśnie w scenach „idealnej" rodziny słychać było szczere rozbawienie publiczności. Jest nadzieja, że nowy narybek społeczeństwa nie podda się indoktrynacji. Drugą sceną, wzbudzającą wśród młodych widzów najwięcej emocji, była pokazowa lekcja wychowania do życia w rodzinie. Przerysowana postać nauczycielki (Marta Kwiek), podająca uczniom suche formułki w stylu: „dobrą rodziną jest pełna rodzina" , to kpina z całego podawczego systemu edukacyjnego. Czy tacy nauczyciele jeszcze istnieją naprawdę, czy mogą jedynie służyć jako bohaterowie kabaretowych scen? Nauczycielka jednak też przeżywa załamanie, z rozmazanym makijażem wyznaje uczniom, że sama nie wierzy w prorodzinną treść eleganckich podręczników. Cóż, program nauczania nie przewidział jednak dodatkowych godzin na człowieczeństwo. Eklektyczna forma przedstawienia pozwala na wiele, farsa miesza się z dramatem, poważne skupienie z gagami sytuacyjnymi. Pokazuje, niczym videoklip, urozmaicenie współczesnego życia, brak czasu na rozmowę. Nawet nuda nie może za długo trwać, kiedy czujemy rutynę powinniśmy coś zmienić, najlepiej partnera, rodzinę. Reżyser pokazuje, jakie tempo zostało nam narzucone przez telewizję, tabloidy i przymus pozytywnego myślenia. Proste rozwiązania wydają się fałszywie najskuteczniejsze. Do niczego i nikogo najlepiej się nie przywiązywać – to antidotum na zranienie. Surrealistyczny pokój Samuela staje się uniwersalnym pokojem młodego człowieka, wchodzącego w życie. Jego samotność aż kłuje w oczy, rodzice są zainteresowani realizowaniem swojego szczęścia, mimo tego, że się ośmieszają. Przyjaciele są powierzchowni, mniej autentyczni niż postacie z filmu „Cześć, Tereska". Jedyni poważni towarzysze rozmów to chomiki, komiksowe gadające zwierzaki, komentujące wydarzenia bardziej inteligentnie od elektronicznych zabawek edukacyjnych. Nowi partnerzy rodziców to ludzie sukcesu, bośniacki psychiatra (Konrad Kujawski) poprzez partnerską relację zdobywa jego zaufanie. Nowa dziewczyna ojca (Patrycja Łacina-Miarka), żywcem wyjęta z telewizji śniadaniowej, skrojona na miarę sukcesu tych czasów. Nie ma miejsca na grymas, zmęczenie i frustrację. Współczuję pokoleniu wiecznych hedonistów.

W tym roku festiwalowi towarzyszyła gala jubileuszowa z okazji 70-lecia Teatru Lalki i Aktora w Wałbrzychu. Honorowym gościem była pani marszałek sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska, osoba mocno związana z kulturą. Podkreślała ona, jak mocny poziom reprezentują w Wałbrzychu oba teatry, czego dowodem są liczne nagrody. Wyjątkowość festiwalu polega na tym, że jako jedyny prezentuje on wyłącznie spektakle prapremierowe teatrów przeznaczone dla najmłodszych odbiorców. W konkursie łącznie brało udział dziewięć przedstawień, pokazy studentów szkół teatralnych z Wrocławia, aktorzy TLiA w Wałbrzychu zainscenizowali w formie czytania dramat: „Pies, który zerwał się z łańcucha" Piotra Rowickiego . Ciekawym dodatkiem były warsztaty kreatywnego pisania pt. : „Uruchom wyobraźnię" prowadzone przez Malinę Prześlugę oraz warsztaty instalacji teatralnej prowadzone przez Martynę Majewską. Jako podsumowanie przeprowadzono dyskusję panelową z pedagogiki teatru, w której dyskutowano nad jej potrzebą i formułą. Brali w niej udział zarówno członkowie jury: dr Zenon Butkiewicz, dr hab. Halina Waszkiel, Karolina Maciejaszek, aktorzy, jak i nauczyciele. Z niecierpliwością czekamy na kolejny festiwal, który dzięki dyrektorowi TLiA w Wałbrzychu, Zbigniewowi Prażmowskiemu staje się coraz bardziej interesujący, barwniejszy i przybiera coraz większy rozmach.



Justyna Nawrocka
Dziennik Teatralny Wałbrzych
25 września 2015
Portrety
Jakub Krofta