Skuteczne poskramianie

Wystawiane w łódzkim Jaraczu "Poskromienie złośnicy" jest przedstawieniem adresowanym przede wszystkim do szkół, których uczniowie po trzech latach od premiery wciąż przychodzą do teatru i śmieją się z odwiecznej walki płci. Mimo, iż nie jest to spektakl będący próbą wydobycia czegoś nowego z tekstu Szekspira i nie można go przyrównać chociażby do wybitnej inscenizacji Krzysztofa Warlikowskiego, ma jednak pewną zaletę nie do przecenienia. Bawi do łez.

Twórcy spektaklu skupili się przede wszystkim na wydobyciu z tekstu elementów mogących wzbudzać śmiech - zarówno w warstwie fabularnej jak i słownej dominuje lekkość przekazu. Tekst dramatu wzbogacony został o parę dowcipów i sformułowań zaczerpniętych z języka współczesności, jednak wymagająca publiczność (nie da się ukryć, że młodzież gimnazjalna i licealna to bardzo trudny i dekoncentrujący - zarówno widzów jak i aktorów - odbiorca) ani na chwilę nie spuściła bohaterów z oczu. Takie reakcje nie dziwią, trudno wymienić inne łódzkie przedstawienie, w którym twórcy wykazaliby się tak doskonałym wyczuciem publiczności (wystawiane w Teatrze Muzycznym „Znaszli ten kraj… Spoko, to przecież Moniuszko!” adresowane do szkół okazało się totalną klapą). Ireneusz Czop jako Petruchio przeszedł samego siebie - aktor w swej kreacji bliski był farsowej metody gry, jednak taki sposób poprowadzenia roli okazał się skuteczny. Bardzo przekonująco zagrał faceta „nie do zdarcia”, któremu nie straszne obelgi, najgorsze inwektywy, ignorancja i brak kultury osobistej Kasi (Katarzyna Cynke). W odwecie za doznane upokorzenia z uśmiechem na ustach znęcał się nad dziewczyną głodząc Katarzynę i nie pozwalając jej spać - lecz nawet wtedy wzbudzał sympatię żeńskiej części publiczności udowadniając tym samym, że dobry aktor potrafi odnaleźć się nawet w najbardziej wymagającej konwencji.

Scenografia składa się z niewielkich, białych ścianek umiejscowionych po obu stronach sceny oraz białej ramy znajdującej się w głębi. Ramę wypełnia półprzezroczysta siatka, za którą od czasu do czasu przechadzają się postaci. Kolory pojawiają się dzięki wideoscenografii - projektowane obrazy przedstawiają graffiti sprawiając, że wszystkie białe elementy pokryte zostają barwnymi napisami i rysunkami, wprowadzając młodego widza w dobrze mu znany świat sztuki ulicznej. Jedynym wykorzystanym w przedstawieniu meblem jest stół ustawiony w domu Petruchia, który ma także pełnić rolę małżeńskiego łoża. Bohaterowie ubrani są we współczesne stroje - noszący skórzane spodnie i czarną, skórzaną kurtkę Petruchio jeździ na motorze (posiadającym sporo żółtych elementów), którym wiezie żonę na ucztę do jej ojca Baptysty (Mariusz Saniternik), Bianka (Monika Badowska) co rusz zmienia kreacje wyglądając jak dama z reklam ferrero rocher, Katarzyna natomiast nakłada skórzaną kurtkę nawet na suknię ślubną. Wśród męskich strojów dominują garnitury oraz jeansy. Sporych rozmiarów dziura pod pachą Petruchia dodaje bohaterowi uroku; nonszalancja względem własnego ubioru oraz upór to cechy, które mężczyzna dzieli ze swoją żoną. Choć w strojach postaci widoczne jest przerysowanie, wizualnie bohaterowie tworzą spójną całość.

W spektaklu przerysowane są nie tylko stroje - ta sama zasada odnosi się także do sposobu gry oraz wszelkich elementów mających stać się „atrybutami współczesności”. Sprawność warsztatowa twórców sprawiła, że przedstawienie ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Aktorzy czują się swobodnie w swoich rolach, bohaterowie w prawionych złośliwościach, przekornych zachowaniach i złośliwych komentarzach stają się nam bardzo bliscy, natomiast walka płci - mimo rzekomego, panującego we współczesnym, cywilizowanym świecie równouprawnienia - na zawsze pozostanie powodem antagonizmów między kobietami i mężczyznami. Podziw budzi lekkość, z jaką aktorzy odgrywają uproszczoną wersję szekspirowskiego dramatu, po raz kolejny udowadniając, że każde zadanie aktorskie można wykonać z zaangażowaniem i klasą, skutecznie poskramiając nawet najtrudniejszą publiczność.



Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
19 marca 2010