Słodka śmierć w małym dworku

Nie jest łatwo zmierzyć się z utworem parodiującym dziewiętnastowieczny teatr. W komedii Witkacego "W małym dworku" poeta z przejęciem recytuje wiersz o służącej ubabranej ciastem, zjawa śmieje się i pali papierosy, a pozbawione jakiejkolwiek refleksji dziewczęta bez mrugnięcia okiem wypijają truciznę, "bo tak kazała mama". Utwór jest jednak zabawny tylko w odniesieniu do kontekstu, który dla współczesnego widza trochę się już zatarł. Powstaje więc pytanie: czy można wywołać uśmiech publiczności, trzymając się sztywno tekstu dramatu?

Anna Augustynowicz już po raz kolejny (po „Pieszo” Mrożka) udowodniła, że jest to możliwe. We współpracy z warszawskim Och-Teatrem stworzyła spektakl, w którym bezbarwne dialogi i papierowe postacie bez charakteru paradoksalnie bawią widzów. Przystrojone przesadnie wielkimi kokardami Amelka (Anna Moskal) i Zosia (Anna Smołowi) są tak nieprawdziwe i „ugrzecznione”, że przypominają wycięte z czasopisma, „idealne dzieci” celebrytów. Ich doskonałość wychwalana jest przez Diapanazego (Janusz Chabior) aż do obrzydzenia, co jedna z dziewczynek akcentuje, naciskając pojedyncze klawisze pianina, gdy z ust ojca padają określenia: „elf” i „sylf”. Co ciekawe, dla Amelki wybiera dźwięk wysoki, podczas gdy sobie przyporządkowuje niski. Jest to pierwszy sygnał świadczący o przybraniu przez siostry masek, skrywających ich prawdziwe (nie „lustrzane”) oblicza. Widzowie od początku podejrzewają, że siostry przyjmują tylko narzucone im przez domowników pozy, dlatego śmieją się z ociekających słodyczą, sielankowych obrazków dokazujących w ogrodzie córek Diapanazego. Prawdziwy temperament dziewcząt da o sobie znać dopiero w scenie, w której Jęzory poinformuje je o przyjeździe kuzynki. Zosia, wyginająca się na podłodze w niemal erotycznej, pozie zada wtedy bardzo znaczące pytanie: „więc już nie będziesz nas męczył wieczorami?” 

Nie tylko odtwórczynie ról Zosi i Amelki wykorzystują język ciała, by wcielić się w pozornie papierowe postacie. Doskonale operuje nim także odgrywająca Widmo Matki Maria Seweryn. Trzymając w dłoni dymiącą drewnianą lufkę z papierosem, zjawa przemyka po scenie w charakterystyczny, „wężowy” sposób, sugerujący nieczystość jej intencji. Rzeczywiście, pojawienie się Anastazji zapoczątkuje ciąg tragicznych wydarzeń: kłótnię byłych kochanków bohaterki, samobójczą śmierć jej męża oraz córek. Złośliwy duch będzie się jednak z tego śmiał, wypuszczając z ust chmurki tytoniowego dymu, popijając kawę i odchodząc rozkołysanym, zwiewnym krokiem, co przy nużących, niedających pola do popisu kwestiach bohaterki, wydaje się niebanalnym rozwiązaniem.

Znacznie większym wyzwaniem było wcielenie się w rolę patetycznego poety, którego wzniosłe i przydługie monologi mogą drażnić widzów. Mariusz Drężek doskonale wywiązał się jednak z zadania. Żywa gestykulacja aktora i zabawne intonowanie przez niego poszczególnych słów wywoływały coraz to nowe salwy śmiechu, których apogeum przypadło na recytację beznadziejnego wiersza o „trupkach”.

Nieoczekiwanie najbardziej komiczną postacią okazała się kucharka (w tej roli nieoceniona Barbara Kurzaj). Przezabawny sposób poruszania się bohaterki oraz jej całkowicie nieadekwatne do sytuacji kwestie nieustannie wywoływały oklaski publiczności.

Przedstawieniu towarzyszyła ascetyczna scenografia, złożona z kilku mebli i świec oraz charakterystycznych elementów (pojawiających się także w „Migrenie” i „Febe, wróć”): prostokątnych białych ram ze ściankami z pleksiglasu. Transparentne, lecz przyciemnione ściany tworzą tu rodzaj poczekalni dla schodzących ze sceny aktorów. Jednak nie wiadomo, czemu ma służyć takie rozwiązanie. Obserwowanie siedzących w „pokojach” osób odwraca uwagę od samego przedstawienia i nie wnosi nic do jego treści, podobnie jak bardzo przykry dla widzów odgłos stukania, rozlegający się za każdym razem, gdy któraś z postaci stawia na stole jakiś przedmiot. Z pomocą przychodzi na szczęście Zosia, gotowa w każdej chwili wygrywać na pianinie radosne melodie, aby przypomnieć ojcu jak doskonałą i zdolną jest córeczką.



Agnieszka Moroz
Dziennik Teatralny Szczecin
21 grudnia 2011
Spektakle
W małym dworku