Słowo jako początek

RETRO/PER/SPEKTYWY: Chorea Festiwal Teatralny 2010 w drugim dniu teatralnej uczty zaprosił uczestników na warsztaty pieśni neandertalskich oraz we wspomnieniową podróż filmową - przez kilka godzin można było oglądać filmy o Teatrze Krystyny Piasecznej, czyli reportaże z "Magazynu Kulturalnego". Najistotniejsze punkty programu przypadły jednak na wieczór, kiedy Teatr Chorea zaprezentował "Gry (w) Pana Cogito", a Studium Teatralne pokazało spektakl "Król Kier znów na wylocie".

Spektakl Tomasza Rodowicza „Gry (w) Pana Cogito” to najdojrzalsza z dotychczas zaprezentowanych wypowiedzi artystycznych Festiwalu. Słowo, dźwięk i światło stworzyły niezapomnianą atmosferę przedstawienia, którego sens budowany był wokół pojęcia gry. Z lewej strony sceny, oświetlony jedynie słabym snopem czerwonego i niebieskiego światła, stał grający na żywo zespół, którego muzyka wyznaczała rytm przedstawienia. Ściana naprzeciw widowni zamieniła się w olbrzymi ekran, na którym wyświetlane były tytuły kolejnych scen wraz z krótkim omówieniem zasad kolejnej gry. A była wśród nich gra strategiczno-przestrzenna, erotyczna gra w(y)stępna, gra duszy z ciałem, gra w klasy (z moralnym dylematem), gra z głosem wewnętrznym, gra narodowa i gry mitologiczne. W sferze formalnej największymi atutami przedstawienia było bardzo umiejętne operowanie światłem i dźwiękiem (niezapomniane wokalizy aktorów, gra na kontrabasie, klawiszach i trąbce), w sferze treści inspiracją była oczywiście twórczość Zbigniewa Herberta, jednak twórcy spektaklu starali się na swój sposób opowiedzieć o dylematach zawartych w dziełach poety. W scenie gier mitologicznych obserwujemy Dionizosa, Zeusa i Hermesa jeżdżących na hulajnogach, kiedy indziej ruch skupia się wokół olbrzymiej, jeżdżącej na kółkach szafy, z której wychodzą bohaterowie, widzimy też grę w klasy, tańce, śpiewy oraz zsynchronizowane układy ruchowe. Na szczególne wyróżnienie zasługują Małgorzata Lipczyńska i Janusz Adam Biedrzycki, którzy w scenie gry duszy z ciałem dali prawdziwy popis aktorskiego kunsztu, zaprezentowali bowiem skomplikowany układ choreograficzny układający się w historię kobiety i mężczyzny - lekkość, z jaką się poruszali uświadamia nam, z jaką łatwością stajemy się graczami. Każdy z nas uczy się manipulować, postępować wedle zasad gry, których nieznajomość skazuje człowieka na samotność.  

„Król Kier znów na wylocie” w reżyserii Piotra Borowskiego na podstawie książki Hanny Krall to przedstawienie bardzo różniące się od zaprezentowanego wcześniej spektaklu. Tym razem otrzymujemy w pełni fabularną, chronologiczną opowieść o Żydówce Izoldzie Regensberg, której mąż trafił do obozu w Mauthausen. Kobieta całe swoje życie podporządkowała próbom wyciągnięcia małżonka z obozu śmierci, stopniowo pozbywała się wstydu, oporów, zasad, była gwałcona, poniżana i wykorzystywana przez kolejne osoby, do których zgłaszała się z prośbą o pomoc. By uzyskać wolność dla ukochanej osoby handlowała własnym ciałem, zmieniała tożsamość (miała dokumenty wystawione na nazwisko Maria Pawlicka) ani na chwilę nie dopuszczając do siebie myśli, że mogłaby zacząć wszystko od nowa, cieszyć się z tego, że jej udało się przeżyć. Scena jest prawie pusta - widzimy jedynie stół i dwa krzesła, przy których co jakiś czas zasiadają bohaterowie znajdujący się w kuchni, w pokoju przesłuchań, czy w domu kolejnych bohaterów. Najważniejszym elementem scenograficznym jest kolorowa, utrzymana w niebiesko-czerwonej tonacji wykładzina okolona hebrajskimi napisami oraz zdobnymi motywami kwiatowymi. Ciekawym zabiegiem jest podwojenie postaci głównej bohaterki - starsza kobieta snuje opowieść przytaczając wspomnienia, młodsza odgrywa je przed nami, jakby miały miejsce tu i teraz. Obie niejednokrotnie wchodzą ze sobą w dialog, wymieniają się spostrzeżeniami. Starsza stara się swojemu młodszemu alter ego udzielać rad, nic nie jest jednak w stanie powstrzymać jej przed popełnieniem błędów, czasu nie da się odwrócić. Przedstawienie jest opowieścią o bezwzględnym oddaniu, dążenie do celu za wszelką cenę, o miłości, której nie jest w stanie zakończyć nawet śmierć. To historia będąca doskonałym przykładem tego, że nadzieja zawsze umiera ostatnia.

Wieczór zakończył się spotkaniem z poezją, czyli kolejnym koncertem audiowizualnym pod hasłem obrazy/słowa/muzyka - uczestnicy Festiwalu zostali zaproszeni do pomieszczenia wypełnionego gęstą mgłą. Po zajęciu miejsc na podłodze, na miękkich czerwonych pufach naszym oczom stopniowo zaczęły ukazywać się trzy ekrany - obraz został zsynchronizowany z dźwiękiem, a niezwykłą atmosferę budowało przyćmione światło. Koncert był jednocześnie doskonałym zwieńczeniem drugiego dnia Festiwalu, który podporządkowany był słowu - twórczość Herberta, opowieść o losach człowieka będącego ofiarą historii i poezja audiowizualna to wypowiedzi artystyczne kładące duży nacisk na rolę słowa jako nośnika znaczenia. Wieloznaczność samego pojęcia gry powoduje, że uświadamiamy sobie, jak skomplikowany i wielowymiarowy jest proces komunikacji, jak trudne jest porozumienie z drugim człowiekiem. Werbalizacja myśli kryje w sobie pułapki, które stają się inspiracją poetów i przekleństwem człowieka, chcącego precyzyjnie wyrażać swoje zamiary.



Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
16 sierpnia 2010