Smaczną proszę bajkę

Przepis jest prosty. Potrzeba: teatru, autora, realizatorów, aktorów, rzemieślników teatralnych. Wszystko w możliwie najlepszej jakości. Odpowiednio dobrane i dopracowane, wyważone i doprawione. Z doświadczeniem, ale i z poczuciem oryginalności. Z wyrafinowanym smakiem tradycji i zwiastunami zaskakujących nowości. Dla wszystkich, których cieszy to, że wszystko już znają, a mimo to są otwarci na zaskoczenia i niespodzianki. I są po prostu ciekawi tego jak wyszło. Gdzie można próbować takich przepisów? Na pewno w Opolskim Teatrze Lalki i Aktora im. Alojzego Smolki.

Przypomnijmy, że od 1990 roku nieprzerwanie kieruje tym teatrem Krystian Kobyłka. W ponad trzydziestoletniej karierze reżyserskiej stworzył wiele ważnych przedstawień, m.in. "Spowiedź w drewnie" Jana Wilkowskiego (2007) w oryginalnej przestrzeni opolskiego skansenu, a także przedstawienia autorów mu bliskich: Hanny Januszewskiej czy Hansa Christiana Andersena, szukając magii i egzystencjalnych tajemnic w świecie teatru przedmiotu i duszy. Ale też mając poczucie codziennej realności, rozbudował i przebudował solidnie teatr, stwarzając jedno z najbardziej atrakcyjnych w naszym kraju miejsc do grania. Przez lata Kobyłka zbudował zespół, który ma nie tylko wiele osiągnięć artystycznych i ogromne doświadczenie, ale który także jest otwarty, żywy, obdarzony dobrą energią, gotowy do podejmowania nowych wyzwań. Skupiony, pewny swoich umiejętności, ale i cieszący się z tego, co potrafi robić na scenie.

Marta Guśniowska to autorka ciągle jeszcze bardzo młoda, a jednocześnie mająca już imponujący dorobek, którym można by obdarzyć kilkunastu dramatopisarzy. Najmłodsza klasyczka. Napisała ponad sześćdziesiąt sztuk, z czego około czterdzieści zrealizowanych w teatrach całej Polski brało udział w naszym Konkursie. A przecież debiutowała niemal przed chwilą. Przed dziesięcioma laty, kiedy to na scenach pojawiły się "Baśń o Rycerzu bez Konia" (2005), czy "O Rycerzu Pryszczycerzu" (2006) - obie premiery zrealizowane w poznańskim Teatrze Animacji przez Janusza Ryl-Krystianowskiego. Napisano o niej wiele, obdarzono zasłużonymi komplementami i nagrodami. Sporo miejsca poświęciła jej Halina Waszkiel w rozlicznych tekstach i opracowaniach.

W najnowszej premierze "Smacznego, proszę Wilka..." Guśniowska nawiązuje do tych ze swoich bajek - m.in. do "Pod-Grzybka" (w reżyserii m.in. Krzysztofa Raua, Białostocki Teatr Lalek, 2009), czy "A niech to gęś kopnie!" (debiut reżyserski Marty Guśniowskiej w poznańskim Teatrze Animacji, 2014), w których opowiada o najtrudniejszych wyborach dokonywanych u progu nieuchronnej śmierci. O ostatnich szansach, dobrych uczynkach, przemianach, odważnych decyzjach, które w ostatniej chwili zmieniają bohaterów. W tej sztuce stary Wilk (brawa dla Marioli Ordak-Świątkiewicz), mieszka sobie z pewną Pajęczycą (Elżbieta Żłobicka) i czeka na nieuniknioną śmierć. Niezwykłym zrządzeniem losu trafia do niego "odwieczny pokarm", czyli naiwny, mały Zajączek (zabawny Jakub Kowalczyk), który nigdy nie znał żadnego wilka i nie potrafi się go bać. Wilk, wbrew naturalnym skłonnościom pożerania małych zajączków, tym razem dochodzi do wniosku, że ma przed odejściem do wieczności jeszcze coś ważnego do załatwienia. Że trzeba się maluchem zaopiekować, przekazać to, co w życiu najważniejsze. Ten swoisty testament Wilka łączy go niezwykłą przyjaźnią z Zajączkiem, która wzrusza i bawi. Daje też poczucie, że coś dobrego może się zdarzyć nawet wilkom.

Guśniowska ma rzadki talent formułowania jasnych, filozoficznych przesłań, do których dochodzi z błyskotliwym poczuciem humoru, pulsującym od inwencji językiem i całą masą zabawnych, acz jak się w końcu okazuje, skutecznych argumentów przekazywanych w dowcipnych dialogach.. Autorka ma oprócz nienagannego słuchu na język, także wspaniały wgląd w życie lalki. Ona nie tylko tworzy ich osobowości i charaktery, ona z nimi dialoguje, jak trzeba to się kłóci, a czasem i godzi. Myślę, że gdyby lalki ze wszystkich jej sztuk i przedstawień zechciały stawić się na wielkiej paradzie, to mogłaby ona przypominać najbardziej magiczne korowody karnawałowe, które jeszcze po naszych ulicach nie chodziły.

Opolski spektakl przygotował Marián Pecko, który jest kolejnym czeskim reżyserem wystawiającym z powodzeniem i z wyjątkowym wyczuciem sztuki Guśniowskiej. Warto przypomnieć, że wcześniej systematycznie wystawiał jej sztuki nieżyjący już Petr Nosálek. Niektóre z jego przedstawień, w tym także opolskie: "O mniejszych braciszkach Św. Franciszka" (2009), były wielokrotnie nagradzane i dobrze pamiętane. Bardzo udanie zajął się Guśniowską także kolejny czeski magik lalkarski Marek Zákostelecký realizując we Wrocławskim Teatrze Lalek Węża (2013). Czescy artyści wyjątkowo dobrze czują ten zróżnicowany język i ogromne pokłady humoru, które autorka piętrzy przed swoimi postaciami, narratorami czy wręcz lalkami. Bo właśnie to wszystko co na scenie dzieje się między aktorami a lalkami staje się treścią nie tylko scenicznego pokazu, ale i wielorakiego sensu. W jej sztukach, zwłaszcza w rękach czeskich reżyserów, aktorzy nie tylko gadają z lalkami, ale także lalki dialogują, a nawet wykłócają się z aktorami. Na scenie trwa nieustanne, pulsujące życie. Gadanina, przekomarzanie się, kłótnie, wzruszenia, przyjaźnie i wielka więź.

Oczywiście nie byłoby tego świata bez scenografii Evy Farkašovej, współpracującej od lat z wieloma reżyserami na naszych scenach. To od jej talentu, cierpliwości, od pracy wielu wspaniałych rzemieślników teatralnych zależy, ile w lalkach będzie ekspresji i charakteru, życia, oryginalności, rozmaitych zaskakujących cech i możliwości. W tym przedstawieniu aktorzy ożywiając marionetki mają szansę na wirtuozowski popis swoich umiejętności. I trzeba przyznać, że potrafią tymi sztuczkami czynionymi z lalkami zachwycić widownię.

Znawcy przepisów dobrze wiedzą, że mistrzostwo uzyskuje się tylko wtedy, gdy popisowo uda się zrealizować najprostszy przepis. W teatrze opolskim się udaje!



Andrzej Lis
e-teatr.pl
24 marca 2016