Śmiech i topór

«Można się zastanawiać, czy pomysłodawcy wystawienia tragedii operowej "Maria Stuart" chcieli nas zaskoczyć czarnym humorem, czy przypadkowo przekroczyli barierę śmieszności.

Gdy Elżbieta królowa Anglii bierze do ręki topór, ścinana jest jej konkurentka Maria, dziwimy się, że władczyni zajmuje się takimi "drobiazgami". Gdy w miłosnym szale ta sama Elżbieta zrywa z kochanka marynarkę, krawat, koszulę i rezygnuje, widząc, że ma on jeszcze podkoszulek, trochę się już uśmiechamy, ale też współczujemy królowej, że musi w tej samej sukni przyjmować dostojników, udawać się na polowanie i posilać kurczakiem.

W przerwie spektaklu, przeglądając drukowany program, domyślamy się, że jednak miało być zabawnie, bo możemy zrobić psychotest "Czy jesteś mściwa?" i obejrzeć komiks, w którym Elżbieta jest szefową korporacji, a Maria jej zdegradowaną pracownicą. Na szczęście w operze ważniejszy od tych absurdów jest śpiew, a tego w dziele Donizettiego nie brakuje. Obie panie dysponują ładnymi sopranami, kochanek jest tenorem i tylko kat w ogóle się nie odzywa. Ładnie wypada chór, który w solidarności z oskarżoną i skazaną na śmierć tworzy żywy łańcuch i zapala znicze jeszcze przed egzekucją.»



Bronisław Tumiłowicz
Przegląd
10 kwietnia 2015
Spektakle
Maria Stuart