Śmiechu kupa

W Operze Narodowej wystawiono dzieło wyjątkowo dziś aktualne. "Wesele Figara" opowiada o zależnościach seksu i władzy, o kobietach kwestionujących dominację mężczyzn. Stanowi przy tym wyzwanie, bo muzyka Mozarta, choć niby prosta, bezlitośnie obnaża wszelkie niedoskonałości wykonawcze. Libretto Lorenza da Pontego (według Beaumarchais\'go) jest niemiłosiernie zawikłane, ale kompozytor i pisarz rzucają nam koło ratunkowe: tak precyzyjnej psychologii ze świecą szukać w całej historii opery

Keith Warner, ceniony brytyjski reżyser, wszechstronnie przygotował się do swojej pierwszej realizacji na polskiej scenie operowej. Wie, że Polska to "katolicki kraj, w którym wciąż jeszcze trzeba negocjować prawa gejów i kobiet", dostrzega, że "Figaro mówi o tym, co jest współcześnie złe, a co dobre w ludzkich zachowaniach, na poziomie uniwersalnym", ale twierdzi też, że celowo ubiera śpiewaków w kostiumy historyczne, by w swej inscenizacji nie iść na łatwiznę.

Ciekawym tych przemyśleń polecam lekturę programu, stanowczo natomiast przestrzegam przed zbliżaniem się do teatru, gdy dzieło Mozarta jest tam grane. Warner zrobił z "Wesela Figara" kostiumową farsę pełną nieprawdopodobieństw i grubych dowcipów. Trudno pojąć, dlaczego Zuzanna i Hrabina tak dręczą głupawego Hrabiego, co widzą w płciowo niejednoznacznym Cherubinie i czemu w to zaplątany jest Figaro. Przez scenę tam i z powrotem przebiegają groteskowe postacie drugoplanowe wykonujące gagi rodem z programów Benny\'ego Hilla. W tym kabarecie uczciwość stara się zachować Katarzyna Trylnik, z pełnym zaangażowaniem wchodząca w postać Zuzanny. Jej lekki sopran dobrze sprawdza się w muzyce Mozarta, choć okazuje się trochę za słaby w momentach lirycznych. Solidnie i ciepło brzmią inne głosy polskich śpiewaków: Mariusza Godlewskiego (Hrabia Almaviva) i Wojtka Gierlacha (Figaro). Ich aktorstwo nie wykracza jednak poza skromny zasób gestów i min, na domiar złego często mijając się z tekstem.

Z tajemniczych powodów część obsady premierowej zaimportowano z innych scen. Asmik Grigorian (Hrabina) i Verena Gunz (Cherubina) przez cały spektakl walczyły z intonacją, a głos Anne-Marie Owens (Marcelina) nie docierał do dalszych rzędów parteru. Nie pojmuję też, czemu Borys Kudlićka zbudował pałac Hrabiego z płyty wiórowej, tajemnicą pozostaje znaczenie umieszczonej na scenie sadzawki, do której czasem wskakiwał któryś z bohaterów. Być może hrabiostwo Almaviva sprawili sobie opisywany ostatnio w "Przekroju" Fab Tree Hab, czyli rosnący dom, bo w IV akcie okazuje się, że jego fundament tworzą gęsto splątane korzenie. Biegają wśród nich poprzebierani bohaterowie, którzy sami już nie wiedzą, kim są. Aby cokolwiek zrozumieć z finału, należy wkuć na pamięć libretto. A najlepiej kupić sobie DVD z dobrą inscenizacją "Wesela Figara". Z biletu do Teatru Wielkiego można wtedy spokojnie zrezygnować.



Adam Suprynowicz
Przekrój
12 stycznia 2011
Spektakle
Wesele Figara