Śmierdzi trupem

Nazwisko Generała nie pada ani razu, a jednak wszyscy doskonale wiedzą o kogo chodzi. Twórcy spektaklu odwołują się do zbiorowej podświadomości, do wspólnej tradycji, do historii, która wciąż jeszcze jest żywa i często bywa bolesna

W tym kontekście Generał nie jest zwykłym człowiekiem. Jest symbolem. Symbolem, którego się nienawidzi albo kocha, tak jak można nienawidzić lub kochać władzę, system, idee. Z jednej strony to tylko relikt przeszłości, przypominający o czasach dawno minionych, z drugiej to wciąż żywe odzwierciedlenie systemu, będącego przyczyną cierpienia wielu ludzi. Patrząc z jeszcze innej perspektywy to po prostu starzec pochylający się nad grobem, epatujący śmiercią i rozkładem. W ten sposób Aleksandra Popławska i Marek Kalita, reżyserzy spektaklu, spoglądają na swojego bohatera. Nie chcą pokazywać jego życia, nie jest to próba biograficznego ujęcia tematu, ale refleksja nad człowiekiem wrzuconym w historię. Najnowszy spektakl teatru Imka nie wydaje się też być głosem w dyskusji dotyczącej miejsca generała Jaruzelskiego we współczesnej polityce. Nikogo nie usprawiedliwia, nie broni, ani nie potępia. Pokazuje raczej, że każda władza musi kiedyś upaść, pozostawiając swoich synów na pastwę własnego sumienia.

Scenę w Teatrze Imka otaczają czerwone kotary, przypominające te królujące na partyjnych zjazdach. Nie jest to jednak miejsce, gdzie za chwilę odbędzie się plenum KC, ale dom Generała (Marek Kalita). Kanapa, fotel, radio, lustro. Wszystko z lekka trąci myszką. Scenerię wzbogacają ruchome elementy, wyraźnie przywodzące na myśl konkretne miejsca i sytuacje. Stół, przy którym rodzina Generała będzie jadła obiad – ale co to za rodzina, co to za relacja? Mężczyzna zdaje sobie sprawę, że coś bezpowrotnie stracił, nie ma szans na odbudowanie relacji z córką. Ma ona żal do ojca o jego decyzje z przeszłości, obarcza go winą za morderstwo kolegi ze szkoły średniej, maturzysty, syna opozycyjnej poetki (kolejna, nie wypowiedziana wprost, aluzja do historii PRL). W roli córki młoda Natalia Kalita. Bardzo poprawna w swojej grze aktorskiej, natomiast zabrakło trochę charyzmy. Trudno mi było uwierzyć w jej bunt (przejawiający się w przejściu córki Generała na wegetarianizm, życiu z kobietą), zabrakło tej młodzieńczej iskry, którą aktor powinien w sobie nosić, aby zawładnąć widzem. Córka w wykonaniu Natalii Kality jest bardzo delikatna i naiwna, w jej słowach widać raczej dziecięcą krzywdę niż młodzieńczą walkę z zastałymi zasadami.

Wracając jednak do ważnych elementów, które pozwalają w jakiś sposób uporządkować przedstawienie… Obok stołu, pojawia się mównica, z której Generał pragnie przemawiać. Mówi tak jakby miał przed sobą całe grono słuchaczy, jednak teraz jest sam. Czyta, starając się być szczerym, jednak nad wszystkim czuwa Sekretarz (Krzysztof Ogłoza), który wie, kiedy przyklasnąć, a kiedy przerwać mowę, nie pozwalając starszemu mężczyźnie na pełną niezależność. Ironią losu jest fakt, że to Sekretarz zdaje się mieć praktyczną władzę, bowiem on właśnie kreuje wizerunek Generała. Znaczącym momentem jest chwila, gdy na scenę „wjeżdża” mundur. Traktuje się go z należytą czcią, szacunkiem. Generał zakłada go, gdy stół rodzinny przemienia się w stół partyjny, do którego przysiadają się Czesław i Florian. Mundur tworzy iluzję trwania dawnych czasów, kiedy wydawało się, że wszystko jest w rękach siedzących teraz przy wódeczce mężczyzn.

Generał, Czesław i Florian (znów kojarzeni jednoznacznie, równie kontrowersyjnie jak Jaruzelski, Kiszczak i Siwicki) spotykają się tuż przed wydaniem przez sąd wyroku . Motyw ten przywodzi na myśl Norymbergę w reż. Agnieszki Glińskiej, której premiera odbyła się w Teatrze Narodowym w 2006 roku. Przychodzi moment podsumowania, rozliczenia starej władzy. Postawienie odpowiednich pytań. Pytania te stawia sobie także sam Generał. Jednocześnie boi się, bo wie, że przez wielu już został skazany.

Jego towarzysze – w tej roli Janusz Chabior i Robert Wabich, ponoszą współodpowiedzialność, współdzielą los Generała i może dlatego tak dobrze czują się we własnym gronie. Piją, bawią się, śpiewają, tańczą w rytm przebojów z tamtych lat. Kiedy z magnetofonu leci Daj mi tę noc, dawni koledzy dalej rozmawiają z chłodną obojętnością o starych czasach, czerpiąc z tego przyjemność. Florian ucieka trochę od odpowiedzialności, w przeciwieństwie do Czesława – tu bardzo sugestywny, niezwykle wiarygodny w swej roli Janusz Chabior. Kiedy Chabior krzyczy ze sceny, że robił wiele świństw dlatego, że tak mu się podobało, widz wierzy mu bezgranicznie, widzi bowiem przed sobą faceta zapędzonego w kozi róg przez pragnienie władzy. Czesław jednak niczego nie żałuje. Ani on, ani Florian nie zapominają o tym, że kiedyś wiele od nich zależało, doskonale wiedzą jak wyglądały wszystkie układy i układziki i, co ważne, mają świadomość tego, że wciąż jeszcze żyje mnóstwo ludzi nie do końca rozliczonych z poprzednim systemem, na których wciąż można znaleźć haki.

A sam Generał? Ma swoje lęki i paranoje. Ma wrażenie, że wciąż jest obserwowany, że przed jego domem stoi kobieta. Niewiadomo kim ona jest. Personifikacją śmierci, wyrzutów sumienia, jedną z gapiów? Generał boi się wyroku, tak samo jak boi się śmierci, która nieuchronnie się zbliża. Próbuje złapać oddech za wszelką cenę. Zdążył się już postarzeć, ale nie jest to starość spokojna. Pytanie, które Generał stawia przed sobą każdego dnia, brzmi – czy mogłem wybrać inaczej? Snuje rozważania na temat stanu wojennego, na temat swoich podwładnych, swoich decyzji i ich konsekwencji ale i na temat własnego poświęcenia. Widzi obok siebie żonę (Małgorzata Maślanka), kobietę w kwiecie wieku, bardzo sensualistyczną w swym sposobie bycia, taką jaką zapamiętał z czasów swojej świetności. Próbuje dostrzec jak jego życie prywatne zostało zdeterminowane przez politykę, historię. Żona Generała krąży wokół niego, nie opuszcza go, jednocześnie przypominając o przemijaniu. On jest stary i zgrzybiały, ona kobieca i zmysłowa. Są ze sobą zestawieni na zasadzie kontrastu, ale wciąż funkcjonują razem. Żona występuje tu jako żołnierz, podwładna swojego męża. Bo wszyscy, którzy pojawiają się na scenie, są po uszy uwikłani w świat Generała i towarzyszą mu w całej jego drodze.

Marek Kalita pokazuje Generała takiego, jakiego znamy. Swoją mimiką, gestem, charakterystycznym sposobem mówienia, poruszania się nie budzi wątpliwości kim tak naprawdę jest ten bezimienny bohater. To człowiek-zombie, bo jak sam to zresztą stwierdza, w całym domu śmierdzi trupem, stęchlizną przeszłości. Przede wszystkim jednak Generał Kality, bardzo konsekwentnie poprowadzona postać, to człowiek wątpiący, szukający sensu. Generał uważa siebie za patriotę, którego działania tylko mogły Polsce sprzyjać, ale nie rozumie skąd w takim razie taka niechęć społeczeństwa wobec jego osoby. Ta walka o oddech, o prawdę, o zrozumienie swojego miejsca w pewnej określonej całości toczy się przez cały spektakl. Widz jednak wychodzi nie znając jej wyniku, tak samo jak nie poznaje wyroku sądu.

Spektakl utrzymany jest w konwencji snu. Postacie zachowują się często w sposób przerysowany, groteskowy. Wszystko miesza się (młoda córka, dojrzała żona, stary Generał – jakby była to synteza całego życia, a postać Generała odzwierciedlała wyobrażenia na jego temat wielu osób. Tekst przedstawia fragmentaryczne myślenie Generała, odwołuje się do konkretnych wydarzeń nie powiązanych na pozór ciągiem przyczynowo-skutkowym, przeplatanych pod względem swojej wartości (morderstwo chłopaka a irytacja zachowaniem córki). Scenariusz Janusza Jakubowskiego nie ucieka co prawda przed chwilowymi dłużyznami, kiedy monologi zaczynają się ciągnąć, a ponieważ często złożone są one z powtarzających się motywów, to widz odnosi wrażenie, że niczego nowego już się nie dowie, więc nieznośnie kręci się na krześle i spogląda na zegarek. Niemniej jednak Aleksandra Popławska i Marek Kalita wyreżyserowali spektakl mądry i interesujący, skłaniający do refleksji i do dyskusji. Mimo tematu, nie jest on specjalnie kontrowersyjny, bo nie stawia konkretnych tez, a raczej podsuwa pytania. Pytania warte uwagi.



Dorota Patrycja Sech
Teatrakcje
10 maja 2011
Spektakle
Generał