Śmieszy, tumani, przestrasza

Grupy Rafała Kmity w telewizji nie ma od lat; już dawno "Caryca" powiedziała liderowi tej formacji, że jego propozycja jest za ambitna. Ale i tak wspaniale ambitnie Kmita bawi nas nadal; śmieszy, tumani, przestrasza błyskotliwym żartem, dobrymi piosenkami, aktorstwem. Dowodzi tego także na scenie krakowskiej Groteski programem "Jeszcze nie pora nam spać".

Już w świetnej, otwierającej program piosence proszą widzów: "Kochani, wyłączcie komórki, z wyjątkiem komórek szarych". Bo nie chcą widza bezmyślnego, stawiającego na rechot wywoływany przez błazenadę amatorów. Kmita od lat daje dowody, że chował się na klasyce, dlatego też przywraca kabaretowi piosenkę, przywraca postać konferansjera czy raczej entre-prenera, który to żartuje z kolegów, to z siebie, a przy tym stawia na zawodowych aktorów, co w kabarecie już jakże rzadkie.

Ten profesjonalnie przygotowany spektakl - z precyzyjnie napisanymi, błyskotliwie żartobliwymi i wybornie puentowanymi tekstami Rafała Kmity, ze świetną, swingującą muzyką Bolesława Rawskiego, rodzący skojarzenia z Kabaretem Starszych Panów (piosenka o księgowej Krystynie, jakże niewinnie świntusząca, jak lekko igrająca z naszymi skojarzeniami) czy z "Dudkiem" (choćby skecz o taksówce ze znakomitymi Dariuszem Starczewskim i Piotrem Plewą) - nieustannie wywołuje kaskady śmiechu, wybuchy nieokiełznanej radości, feerie braw. Czuje się, że autor i reżyser w jednej osobie chował się na klasyce, ale też, że czuje swój, nasz czas i umie odbić w krzywym lustrze satyry wpisane weń paradoksy, kompleksy, fobie, ludzkie słabostki i obrzydliwości. Kilkanaście minut scenek z "Pociągu" jadącego przez współczesną Polskę naprawdę śmieszy i przestrasza (ci zachlani wyniośli "Europejczycy", ta babcia od o. Rydzyka - Katarzyna Chlebny w tandemie z kibolem - Grzegorz Kliś), czy zainscenizowany później "Koniec świata"... Ileż mówią o nas in gremio, i o każdym z osobna. Jest ciut polityki ("Siedzi nasz biedny premier z listą /spraw których na tej liście mnóstwo/ do łbów zagląda swym ministrom/ a we łbach cicho, we łbach pusto"), jest wiele żartu obyczajowego (np. gdy Arkadiusz Lipnicki radzi "Jak żyć"), jest czarny humor (niegdyś bawił nas Kmita "Trzema zdaniami o umieraniu"), jest wiele żartu słownego, podawanego ze świadomością intonacji zdania, pauzy. Plus świetne tempo, zmiany nastrojów. Ledwo wybrzmi piosenka, a już śmieszą nas, bywa że cierpko, trzej starcy (Plewa, Starczewski, Karol Wolski). "Moje wnuczki mówią do mnie dziadziu". "A moje mówią mi dziadunio". "A moje mówią: dawaj rentę". Ich powtarzana w skeczu fraza "E, to jeszcze nic" na długo pozostaje w uszach. (Jak niegdyś Smolenia "E tam, cicho być!").

To bez wątpienia najlepsza formacja kabaretowa w Polsce, wciąż twórcza, ambitna, nie idąca na lep telewizyjnej sławy i taniochy (acz przekładającej się na duże pieniądze). Dlatego polecam spotkania z Grupą Rafała Kmity z największym przekonaniem; teraz na Scenie Teatru Groteska raz w miesiącu (właśnie dziś, jutro i pojutrze).

Śmiejąc się po gogolowsku (czyli z siebie, a naprawdę warto sobie fundować taką śmiechoterapię), zobaczymy świat jeśli nie lepszy, to na pewno milszy. Choć chwilowo oswojony.



Wacław Krupiński
Dziennik Polski
25 maja 2013
Portrety
Rafał Kmita