Spektakl, którego nie było

Rok temu skończyła Studium Wokalno-Aktorskie w Gdyni i pełna wiary w przyszłość zaczęła szukać sobie miejsca w teatrze. O tym, jak wygląda zderzenie z rzeczywistością, Joanna Pasternak opowiada w swoim debiutanckim monodramie "Uwłaszczeni, czyli szalona droga do wolności" w sopockim Teatrze BOTO.

Z krzykliwego plakatu spektaklu "Uwłaszczeni" wręcz wołają do widza cztery postaci w efektownych pozach, z emotikonami zamiast twarzy. Na plakacie podkreślono, że czekają nas "znani i lubiani aktorzy w uwielbianej przez widzów najzabawniejszej komedii roku". W nagłówku przeczytamy, że podziwiać będziemy Ach-Teatr Trójkąt (7. piętro), co jest wyraźną aluzją do popularnych warszawskich scen - Och-Teatru, Teatru Kwadrat i Teatru 6. piętro, czyli scen, gdzie "warto bywać", serwujących przeważnie lekką, łatwą rozrywkę dla każdego.

Spektakl wyreżyserowany przez Mariusza Babickiego rozpoczyna się jak klasyczna komedia - dziewczyna kończy robić makijaż i zabiera najpotrzebniejsze drobiazgi, które z pewnością jej się przydadzą. Co chwila wraca się po kolejną siatkę, nie przestając trajkotać przez telefon. Ta konwencja po chwili zaczyna nużyć, na szczęście aktorka Joanna Pasternak szybko ją zrywa. Zatrzaskuje drzwi, za którymi do gry w farsie "Uwłaszczeni" przygotowują się inni aktorzy i zaczyna snuć swoją własną opowieść o próbie zawojowania polskiego teatru.

Historia Joanny Pasternak podobny jest do losu wielu młodych ludzi, niezależnie od profesji. Chciała w towarzystwie bardziej doświadczonych kolegów wznieść się na wyżyny, stale się rozwijać, podczas gdy na każdą propozycję wyjścia poza utarte ramy i schematy słyszy od bardziej doświadczonych kolegów i koleżanek odpowiedź gaszącą każdą inicjatywę - "jesteś jeszcze młoda, gdy będziesz w naszym wieku...". Chociaż liczyła na to, że prawdziwy rozwój zacznie się dopiero po szkole, kiedy wreszcie będzie można w pełni oddać się sztuce, nie ma z kim jej uprawiać. Aktorzy wokół niej wraz z ukończeniem szkół artystycznych zamknęli rozdział z ambicjami, zajmując się już tylko karierą liczoną stanem konta i poszukiwaniem prób dorobienia, przeważnie na chałturach.

"Teraz to tylko disco polo, objazdowe farsy i twórczość Patryka Vegi - wielka triada. Marzenie" podsumowuje postawę wielu kolegów i koleżanek po fachu ze złością i goryczą osoby pełnej marzeń i aspiracji. Jej wciąż "się chce", czego dowodem monodram "Uwłaszczeni". Kariera rozpoczęta od pchania drzewa w "Shreku", rozwija się powoli, dużo wolniej niż ona i tysiące innych młodych ludzi na początku drogi zawodowej się spodziewa. W końcu każdy przegrany casting boli, szczególnie wtedy, gdy jadąc na drugi koniec Polski nie ma się nawet okazji do zaprezentowania swoich atutów, bo nie tego oczekuje reżyser-selekcjoner.

Monodram Joanny Pasternak najwięcej zyskuje właśnie podczas momentów zwierzeń, obnażenia własnych bezradności, prób wzięcia się z losem za bary, przyznawania się do pierwszych porażek. W ustach młodej, obiecującej artystki, obdarzonej dużym potencjałem, który udowadniała w ubiegłorocznych spektaklach dyplomowych SWA w Gdyni brzmi to przejmująco i wiarygodnie. Nieco gorzej jest z konfrontacją z widzami, gdy aktorka wychodząc od teatru jako lustra natury snuje opowieść o siedmiu grzechach głównych. Być może to tylko premierowa trema, ale podczas premierowego spektaklu trudno jej było nawiązać kontakt z publicznością.

Mariusz Babicki wyreżyserował spektakl konsekwentnie i dyskretnie, z wyczuciem stawiając się w roli pomocnika Pasternak. Stworzył w ten sposób aktorce odpowiednią przestrzeń, wydzieloną światłem, dbając przy tym o odpowiednią temperaturę przedstawienia. Biorąc pod uwagę fakt, że monodram to skok na naprawdę głęboką wodę, Joanna Pasternak zaznacza swoją obecność na scenie interesującym akcentem. Oby poszła za ciosem, nie rezygnując z własnych aspiracji.



Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
24 września 2019
Portrety
Mariusz Babicki