Spektakl zamordowany albo dr Jekyll i pan Hyde. "Miarka za miarkę" Jana Klaty na Festiwalu Szekspirowskim

Nie będę ukrywać, że jestem zagorzałym fanem twórczości teatralnej Jana Klaty. Co tam - fanem, groupie co najmniej. Smakuje mi jego inteligencja estetyczna, śmiałość, wyobraźnia, odwaga w czerpaniu z kultury, w tym masowej. Nieważne, co kradniemy, ale co z tym robimy - mówił Jean-Luc Godard. A Klata kradnie przesmacznie, tworząc endemiczny content.

Czekałem z wielką ciekawością na jego pierwszy komunikat artystyczny po dyrekturze w Starym. Byłem ciekaw, co zwycięży w wyścigu bólu, żalu, gniewu czy zwykłego wkur "Miarka za miarkę", choć to utwór nie najgęstszy, mówiąc delikatnie, wydawała się wyborem ciekawym i uzasadnionym. W przeżartym rozpustą, nieco egzotycznym Wiedniu Szekspira, jest gorzko o władzy, transakcjonizmie, dominacji, co otwiera furtki do współczesnych odniesień.

Ascetyczna scenografia Justyny Łagowskiej, głównym elementem jest ciąg rozrzuconych po scenie gąsiorów (z reguły, ale mylnie, nazywanych dybami), które wielokrotnie będą podnoszone, by przyjąć głowy i ramiona. Główna rama fabularna zachowana, ale akcenty mocno przesunięte. Jak zwykle, i coraz ciekawiej, wykorzystana muzyka. Już nie tylko dobór/koncepcja, ale edycja i reżyseria muzyki są udziałem reżysera całości. Niektóre numery w całości lub w obszernych fragmentach, ważne jak nigdy chyba wcześniej są słowa. Choćby "Angel" Massive Attack, na tle/przy współudziale którego dochodzi do brutalnego gwałtu. Czy "Losing My Religion", ale nie w oryginale, a w przewrotnym, nieco kiczowatym wykonaniu męskiego chóru Gregorian. Zawsze mnie śmieszą ci niemieccy szansoniści, ale w "Miarce" niekoniecznie. Szczególnie, gdy odniesiemy to do głównego wątku wyeksponowanego w interpretacji reżysera krakowskiego "Króla Leara". Oprócz dosłownych przytoczeń na uwagę zasługują dalsze eksperymenty - samplowanie piętrowe "Justify My Love" Kravitza/Madonny oraz przybrudzony cytat z "Psychokiller" Talking Heads. To niezwykłe komunikowanie się poprzez muzykę tworzy nowe sensy i stanowi niezwykle ważne ogniwo w łańcuchu teatralnego DNA najbardziej muzycznego reżysera dramatycznego naszych czasów.

"Miarka za miarkę" jest komunikatem dwupiętrowym. Nie chcę szczególnie penetrować autotematycznego wymiaru spektaklu, bo mnie samego ciągle boli Stary. Klata jest emocjonalny, praski spektakl jest w jakiejś części także osobistą rozprawą. To, co zdarzyło się w Krakowie, te wszystkie obietnice i transakcje, ten wielomiesięczny proces dążący do kompromisu, to wszystko okazało się największą porażką idei godnego porozumienia w polskiej kulturze po roku 2015. Budowniczy tego porozumienia ma prawo, operując językiem uzasadnionym w kontekście spektaklu, czuć się wyru

"Miarka" powstała po "Spotlight", ale to przede wszystkim jednak "spektakl poklątwowy". Został zrealizowany w stolicy mocno zateizowanego, najbardziej liberalnego kraju w Europie. W Polsce jest może kilka miejsc publicznych, w których mógłby powstać. Na pewno nie w Gdańsku, ale w Warszawie? Poznaniu? Wrocławiu? Lista jest niedługa.

Krótko, jak najkrócej: sceniczny Książę przywraca pamięć o arcybiskupie Paetzu, oskarżonym o molestowanie kleryków, który nie został osądzony i mógł bezkarnie uprawiać swój proceder. Rozdawał wybranym klerykom majtki z napisem "Roma" i mówił, że to trzeba czytać od tyłu. Pytał: "Czy umiesz tak czytać?". W polskiej kulturze ten wątek nieczęsto jest przytaczany tak radykalnie, przychodzi mi na myśl tylko Tymon Tymański i piosenka "Czerwone majtki" z filmu "Polskie gówno"

Poszukiwacze związków nieoczywistych, ale możliwych, mogą nadpisać do tego jeszcze ważniejszą personę, inspirując się ułożeniem ciała w scenie finałowej i słynną rzeźbą Maurizio Catellana "La nona ora". To już grube, ale do obrony i jawi się jaskrawiej, gdy przypomnimy sobie hasło ostatniego sezonu Klaty w Starym: "Nie lękajcie się". Dlaczego reżyser "Sprawy Dantona" przesunął akcenty i tak dużo mówi w najnowszym spektaklu o religii? Bo w Polsce jeszcze długo religia będzie składową mechanizmu władzy i kontroli człowieka. I jeszcze dlatego, że należy mówić o sprawach najważniejszych. A najważniejsza jest duchowość, a Klata nie jest tanim bluźniercą, tylko artystycznym sygnalistą, choć dosłowność pewnych rozwiązań scenicznych, których symbolem jest sztuczny penis "obsługiwany" przez Księcia, może budzić opór.

Jako odbiorca ruchomych obrazów jestem dwoisty niczym doktor Jekyll i pan Hyde. Lubię Hyde'a, słucham się Jekylla. Miksturą przemieniającą jest spektakl teatralny lub film. Oglądam niczym "widz zerowy", chłonę, zaczepiam i reaguję bez kontroli. Po wyjściu z budynku mikstura działa różnie. Czasami gwałtownie - wręcz wykrzykuję swoje zdanie i zaczepiam ludzi, innym razem jestem obojętny. Czasem trwa to chwilę, czasem kilka dni. Po tym różnym czasie mikstura przestaje działać i wkracza dr Jekyll - ułożony, tłumaczący i empatyczny; odbiór dzieła najczęściej zmienia się. Zauważam, łączę, ogarniam i wychodzi przeróżnie. Po "Miarce" niewiele się zmieniło, choć pojawiły się nowe okoliczności.

"Miarka za miarkę" w kształcie z Festiwalu Szekspirowskiego była najmniej udanym spektaklem Jana Klaty, jaki widziałem, a widziałem ich sporo. Zaintrygował mnie wprawdzie Ondřej Veselý (Lucio) zagubiony w całości niczym David Hasselhof ze "Słonecznego patrolu", ale to niestotny, choć przez nikogo nierozkminiony, detal. Raziła mnie gra aktorów, dosłowność inscenizacyjna, zarządzanie przestrzenią, ustawienia, timing itd., itd. - po całości po prostu. Klata tak wiele razy zachwycił mnie swoją wyobraźnią i teatralnością, że trudno mi było przyjąć, że praski spektakl jest jego autorstwa. Nikt nic nie wie, czeski film.

"Miarka", jak właściwie większość spektakli Jana Klaty na Festiwalu Szekspirowskim, była pokazana dwukrotnie. Obejrzałem drugą prezentację i byłem świadkiem skandalicznego występu "tańczącego z napisami". Przypomniałem sobie przed obejrzeniem tekst, więc jakoś dawałem radę, ale większość widzów była oburzona. Ale to jeszcze nic, pokaz pierwszy - to podobno była masakra. Widzowie oburzeni na maksa, reżyser opuścił teatr i w proteście przeciwko skandalicznemu potraktowaniu swego dzieła nie pojawił się na zapowiadanym spotkaniu pospektaklowym. Za incydent przeprosił prof. Jerzy Limon (na Facebooku i w gazetce festiwalowej), ale niesmak pozostał. Tym bardziej, że nie była to pierwsza wpadka z napisami.

Jak mogło to wpłynąć na spektakl? Jak musieli czuć się aktorzy, którzy oczywiście zachowali się profesjonalnie i zagrali. Ale co zagrali? Jak zagrali? Czym były gdańskie pokazy? Ogromnym stresem, w którym trzeba się ratować, nie mając czasu na sztukę? Doktorze Jekyll - jak ocenić zamordowany spektakl? Można oczywiście pojechać do Pragi, ale nie szukajcie palm, jak sugerowali organizatorzy Szekspirowskiego, tylko Palmovki (na stronie internetowej przetłumaczyli początkowo Divadlo pod Palmovkou jako Teatr pod Palmą).

Nikt nic nie wie, czeski film.

**

Divadlo pod Palmovkou, Miarka za miarkę (Něco za něco) Williama Szekspira. Reżyseria, edycja, selekcja i reżyseria muzyki: Jan Klata, Przekład: Martin Hilski, Dramaturgia: Iva Klestilová, Scenografia: Justyna Łagowska, Choreografia: Maćko Prusak. Obsada: Jan Vlasák, Tereza Dočkalová, Jan Teplý Jr., Ondřej Veselý, Jan Hušek, Vendula Fialová, Radek Valenta, Martin Němec, Kamila Trnková, Tomáš Dianiška, Martin Hruška, Václav Vostarek. Czas trwania: 110 minut bez przerwy. Premiera: 27.01.2018, na Festiwalu Szekspirowskim:2.8.2018 w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim.



Piotr Wyszomirski
Gazeta Świętojańska
11 sierpnia 2018
Spektakle
Miarka za miarkę
Portrety
Jan Klata