Śpiewność wylewa się z tekstu

dyrygent, kierownik muzyczny Opery Krakowskiej zaprasza na premierę "Requiem" Verdiego

Jakie jest "Requiem" Verdiego?

Zaskakujące, wyjątkowe. Od pierwszych dźwięków wiolonczel, po których chór intonuje frazę Introitu "Requiem aeternam" ("Wieczny odpoczynek"), poprzez "Dies ire" (scena sądu ostatecznego), niezwykle udramatyzowany fragment, po ostatnie takty "Libera me". To fascynująca muzyka. Nie znalazłem jeszcze nikogo, nawet wśród osób niezwiązanych z klasyką, kto po wysłuchaniu chociaż kilku fraz "Requiem" Verdiego pozostał obojętny wobec tego dzieła.

Co Pana w tym dziele najbardziej pociąga?

Emocje wypełniające muzykę. Ten utwór można odczuć niemal cieleśnie. To wyjątkowe dzieło. Jest kilka takich kompozycji, o których marzyłem, by je wykonać; m.in. "Requiem" Mozarta, którym już zadyrygowałem, "Carmina burana" Orffa, symfonie Mahlera, np. I, II lub V, czy "Requiem" Verdiego, które poprowadzę po raz pierwszy.

29 i 30 października o godz. 18.30 "Requiem" Verdiego zabrzmi pod Pana batutą na scenie Opery Krakowskiej. Od lat naukowcy dyskutują, czy kompozycja ta jest bardziej operą czy mszą?

Tekst tego utworu wskazuje, że jest to msza za zmarłych, ale styl muzyki, typowo Verdiowski, zbliża to dzieło do opery. Widać, że kompozytor, mistrz oper, pozostał w tym utworze sobą. Znajdziemy tu typowe dla opery arie, duety, ansamble i wspaniałe bardzo rozbudowane partie chóralne, dużo bardziej niż w "Nabucco", operze Verdiego uważanej za chóralną. Dzięki przepięknej melodyce utwór ten, podobnie jak "Requiem" Mozarta, cieszy się ogromnym powodzeniem wśród publiczności. Większym niż inne doskonałe tego typu dzieła, np. Brahmsa czy Faurego. Teraz można się jedynie spierać, która msza za zmarłych jest piękniejsza - Mozarta czy Verdiego?

Utwory tak różne pod względem stylistycznym.

Zupełnie inne. Staram się różnice te oddać również w tekście, jaki śpiewają artyści, a dokładniej mówiąc, w sposobie jego wymowy. Choć w obu dziełach wykorzystany jest ten sam tekst łaciński, to Mozarta wykonuje się zazwyczaj tzw. łaciną niemiecką, twardą w brzmieniu, natomiast Verdiego będziemy śpiewać łaciną włoską, miękką, śpiewną w wymowie.

W muzyce pewnie też Pan zachowywał włoski styl...

Tak. Tym bardziej, że miękkość włoskiej łaciny bardzo pomaga we frazie wokalnej. Śpiewność niemal wylewa się z tekstu, nie ma żadnych twardych spółgłosek. Niby są to drobiazgi, ale niesłychanie wpływają na frazę Verdiowską. W "Requiem" Mozarta najważniejsze jest rozłożenie właściwych akcentów we frazie, zaś u Verdiego, aby wszystko było wyśpiewane legato.

Legato, czyli płynnie, dźwięk po dźwięku, bez przerw.

Tak. Bez legato nie ma Verdiego.

Co jest najtrudniejsze w "Requiem" Verdiego?

Dobranie odpowiednich solistów. Verdi genialnie pisze dla głosu. Jest to kompozytor, u którego partia wokalna jest naturalna i przemyślana; nic nie zostało tam skomponowane wbrew ludzkim możliwościom. Ale różne głosy mogą wykonywać ten utwór zarówno lirycznie, jak i dramatycznie. Chciałem mieć np. sopran dramatyczny z dobrze brzmiącą średnicą, ale również łatwo poruszający się w najwyższym rejestrze, dlatego zdecydowałem się na głos Katarzyny Oleś-Blachy, która w tym utworze także będzie debiutowała



(-)
Dziennik Polski
30 października 2010
Spektakle
Requiem