Studium ciszy

Szum wiatru, trel ptaków, uderzanie kropel deszczu o szybę, szepty, rozmowy, klaksony, dzwonek telefonu, szuranie krzeseł, pstryknięcie puszki, stukot obcasów... Można by wymieniać w nieskończoność. Na co dzień otacza nas mnóstwo dźwięków, niektórych już nawet nie rejestrujemy, przyzwyczajeni do ich stałej obecności.

Trudno nam sobie wyobrazić, że kiedykolwiek moglibyśmy się znaleźć w przestrzeni, do której nie dociera żaden dźwięk, a my odgrodzeni od świata zewnętrznego niewidzialną barierą, musimy zmierzyć się z nową, obcą rzeczywistością. Dokładnie takich wrażeń doznaje Ruben, główny bohater „Sound of metal". Mężczyzna z dnia na dzień traci słuch, a jego dość uporządkowane życie rozpada się na kawałki.

Ruben (Riz Ahmed) jest perkusistą, Lou (Olivia Cooke) – jego dziewczyna, wokalistką tego samego zespołu. Są zgraną parą, wiele już przeszli, a dotychczasowe doświadczenia tylko umacniały ich związek. W pierwszej scenie filmu, kiedy poznajemy parę, odbywają właśnie trasę koncertową, promującą ich debiutancką płytę. Sielankowy obraz życia pary przerywa zdanie, wypowiedziane przez Rubena po jednym z koncertów. „Nie słyszę cię" mówi do Lou, a na jego twarzy widzimy wachlarz emocji – strach i niedowierzanie miesza się z bezsilnością. Od tej pory w ich życiu wszystko się zmienia. Czas zrewidować plany i spróbować dostosować się do nowej sytuacji, a to okazuje się niezwykle trudne.

„Sound of metal" to rollercoaster emocji, próbujący uchwycić ból człowieka, który w jednej chwili tracąc słuch, traci wszystko to, co dla niego w życiu najważniejsze. Dlaczego ja? Dlaczego właśnie mnie to spotkało? Może da się to jeszcze odwrócić? Może jeszcze nie wszystko stracone? Zapewne każdy z nas zadałby sobie w tej sytuacji podobne pytania. Gdy Ruben słyszy ostateczną diagnozę, możemy je wyczytać z jego oczu. Scena ta, niezwykle wiarygodna, rozdziera widzom serca. Jest też największym pokazem kunsztu aktorskiego Riza Ahmeda, nominowanego za tę rolę do Oscara. Naturalność i prawda, płynące z każdego gestu i spojrzenia aktora, utwierdzają, że w pełni na tę nagrodę zasłużył.

Film Mardera zdaje się być lekcją życia. Przez dwie godziny żyjemy życiem Rubena i razem z nim mierzymy się z kolejnymi trudnościami. Dzięki zabiegom reżysera możemy dosłownie wejść w skórę głównego bohatera i choć przez chwilę doświadczyć tego, co czują osoby słabo słyszące bądź niesłyszące. Niesamowita jest bowiem warstwa dźwiękowa – dystans między widzem a Rubenem zostaje zminimalizowany. Marder stara się przybliżyć widzom świat osób niesłyszących poprzez przytłumianie i zniekształcanie dźwięków. Często też dźwięki, na które nie zwracamy większej uwagi, zostają wyostrzone (np. dźwięki natury). Daje to niezwykły efekt, dzięki któremu my sami stajemy się uważniejsi na każdy odgłos i po stokroć bardziej doceniamy to, że słyszymy.

Omawiany film to jedna z niewielu produkcji, ukazujących codzienność społeczności osób niesłyszących. Ruben trafia do specjalnego ośrodka, w którym uczy się, jak radzić sobie w nowej sytuacji. W ośrodku każdy pełni jakąś funkcję i ma wyznaczone zadania. Pieczę nad placówką pełni Joe (znakomity Paul Raci), któremu przyświeca jeden, podstawowy cel – nauczyć podopiecznych radzenia sobie z utratą słuchu, tak by nie miała ona destrukcyjnego wpływu na ich psychikę. Zachęca do „studiowania" ciszy i poszukiwania w niej siebie, a przede wszystkim do akceptacji tego, co ich spotkało. Jest to jednak bardzo wyboista droga, wymagająca ciężkiej pracy i ogromnych pokładów cierpliwości.

„Sound of metal" prezentuje niezwykle wiarygodną historię człowieka, który musi stawić czoło nieodwracalnemu. Szczerość i autentyczność ukazywanych emocji czyni z filmu wyjątkowo wartościowy obraz, uwrażliwiający i rozbudzający w widzach empatię.

Towarzyszenie bohaterowi w kolejnych etapach akceptowania tego na co nie ma wpływu może być cenną lekcją dla każdego z nas.

 



Martyna Zielonka
Dziennik Teatralny Kielce
29 kwietnia 2021
Portrety
Darius Marder