Stworzenie, zwane aktorem...

W zupełnej ciemności słyszymy niepokojącą muzykę i trzask krat. Mrok rozświetla jedynie niewielki snop światła, sączącego się z sufitu. Ktoś zawzięcie szuka czegoś na podłodze. Najpierw widzimy zrobiony z chleba nos, a dopiero po chwili słychać - recytowaną ochrypłym głosem - kwestię Cyrana de Bergerac...

Ubrany w więzienny drelich aktor Feliks Rzepka zabawia Komisarza opowieścią o swoim życiu. O tym, jak grał spektakl dla producenta makaronu czterojajecznego i jego pijanej, chrapiącej żony ("dwie godziny pięćdziesiąt żywego teatru"). O składankach dla Polonii, podczas których jego popisowym numerem było "O mój rozmarynie". O zazdrości kolegów po fachu, którzy w bufecie życzyli mu, żeby w trakcie picia herbaty wydłubał sobie oko łyżeczką. O czepiających się koloru, skarpet halabardnika, krytykach, którzy są "zakompleksionymi dupkami". O dyrektorze, który w teatrze wystawia farsy. O roli dystrybutora podczas imprezy BP, przepisie na wigilijnego karpia (obok Krzysztofa Cugowskiego), "autosach" i porankach dla szkół. Wspomina o Kantorze, Grotowskim i "Notatniku Teatralnym". Parodiuje Andrzeja Wajdę. Pojawiają się również smaczki, czytelne jedynie dla wielbicieli śląskich teatrów - podczas chałtur w Chicago Robert Talarczyk mówi monolog na temat aktualnej sytuacji politycznej w kraju, a Elżbieta Okupska robi striptiz. Kiedy Rzepka bierze zwykłą chrypkę za raka strun głosowych, jest mowa o Cezarym Kruszynie z Teatru Gry i Ludzie ("Tatuś będzie mimem!"). W monologu bohatera jest miejsce zarówno na gwiazdy srebrnego ekranu (Quentin Tarantino, Salma Hayek, Mel Gibson, Monica Belluci, Leonardo Di Caprio), jak i na postaci z naszego podwórka (Anna Guzik, Mariusz Pudzianowski). Rzepka - niczym Bruscon - "dokonuje wiwisekcji na sobie samym, obnaża bez żadnych absolutnie zahamowań własną małość i własną wielkość". W niektórych momentach Mirosław Neinert niezwykle wyraźnie odsyła do swoich ról w "Scenariuszu..." i "Kwartecie...". Jest bezlitosny w portretowaniu tego dziwnego stworzenia, zwanego aktorem. Hipochondryka, który nawet w toalecie zachowuje się, jakby był na scenie, a istniejącego jedynie wtedy, gdy ktoś go rozpoznaje. Ignoranta, który mówi Melowi Gibsonowi, że pamięta go ze "Szklanej pułapki". Kiedy bohater próbuje dokonać napadu na kantor, staje w jasnym prostokącie światła. Świecący z góry reflektor, tworzy intrygujący efekt luministyczny. Część twarzy aktora pozostaje w cieniu, na nosie natomiast pojawia mu się jasna plamka. Rzepka nieruchomieje z jedną ręką w spodniach, szukając w nogawce atrapy broni. Wygląda jak postać z kreskówki, co jeszcze bardziej potęguje komizm całej sytuacji. To jeden z kilku obrazów, które zostają w pamięci po spektaklu. Podczas tego wieczoru Mirosław Neinert po raz kolejny potwierdził, że posiada nienaganną dykcję. Śmieszył jako ksiądz, który zgwałcił rapera - złożonym nabożnie dłoniom towarzyszyło lubieżne spojrzenie. Budził również współczucie dla swojego bohatera, który podczas Wigilii recytował całość "Beniowskiego", a rodzina w tym czasie śpiewała kolędy, jadła dwanaście potraw i oglądała telewizję. Nic więc dziwnego, że na koniec aktor otrzymał równie długą owację, co Polański po pokazie "Pianisty". W ostatniej scenie przez więzienny radiowęzeł naszego bohatera pozdrawia sam Krzysztof Cugowski. Wokalista Budki Suflera śpiewa "Lecz po nocy przychodzi dzień / A po burzy spokój...", a Rzepka w świetle punktowego reflektora wykonuje dziki taniec radości. Jest to jedno z najbardziej zaskakujących, pomysłowych i budujących zakończeń, jakie miałem okazję widzieć w teatrze. Teatr Korez w Katowicach Tomasz Jachimek "Kolega Mela Gibsona" reżyseria: Waldemar Patlewicz Obsada: Mirosław Neinert światło, dźwięk, realizacja: Sergiusz Brożek Prapremiera: 15 grudnia 2007r.

Tomasz Klauza
Dziennik Teatralny Katowice
21 grudnia 2007