Surowa delikatność

Młodzieńcza, wręcz dziewicza, łagodność zderzona została z surowością folkloru. Interpretacja sztuki ludowej dokonana przez młodych twórców doprowadza do powstania nowych znaczeń oraz konfrontacji tradycji ze współczesnością.

Koncert „I zimniutki kamień będzie mym kochaniem" stworzony został we współpracy Szkoły aktorskiej Teatru Śląskiego i Akademii Muzycznej w Łodzi. Młodzi artyści zapraszają w podróż po kulturze ludowej, tej tradycyjnej, jak i współczesnej, reinterpretowanej, ukształtowanej na gruncie XXI wieku. W wykonaniu studentów usłyszymy pieśni kurpiowskie, z Mazowsza, czy ze Śląska. Oprócz tego, stojące w kontrze do tradycyjnej sztuki ludowej, wykorzystujące jej elementy, inspirowane nimi, pieśni: zespołu Same Suki, Kapela ze Wsi Warszawa, Rokiczanka...

Za reżyserię, koncepcję muzyczną i choreograficzną odpowiada Marek Rachoń, który jest jednocześnie spoiwem łączącym dwie współpracujące szkoły. Czynny aktor i wykładowca pełni bowiem funkcję Dyrektora Szkoły Aktorskiej Teatru Śląskiego, prowadząc jednocześnie zajęcia na Akademii Muzycznej w Łodzi. Marek Rachoń jest absolwent Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. W swoim dorobku artystycznym posiada ponad 50 ról, jest również laureatem nagród, konkursów i festiwali o profilach aktorskich, jak i wokalno-aktorskich.

W produkcji nie zobaczymy przepychu, ludowych wzorów, intensywnych kolorów, wianków i umalowanych ust. Minimalistycznymi kostiumami i przestrzenią, która zmienia się jedynie dzięki światłom i projekcjom, blisko jest do pierwotnej, prostej surowości. Artystki ubrane są na biało, w długie spódnice, odróżnia się od nich jedyny występujący mężczyzna, ubrany w czarny garnitur. „I zimniutki kamień będzie mym kochaniem" stanowi teatralną formę koncertu, któremu oprócz śpiewu towarzyszy ruch sceniczny. Artyści obecni są w całym gronie na scenie przez większość czasu trwania spektaklu, tworząc tło i dopełnienie śpiewanych pieśni. Ruch jest płynny i plastyczny, jesteśmy świadkami powstawania interesujących ludzkich obrazów, które urozmaicone bywają również prostą choreografią.

Aranżacje stworzone przez Michała Zarycha zyskały większą dozę delikatności. Surowość pieśni ludowych została przez twórców złagodzona, w taki jednak sposób, że zabieg ten nie odbiera im charakterystycznej folklorystycznej nuty. Większość pieśni śpiewana jest przy delikatnym akompaniamencie pianina (Michał Zarych), niektóre dodatkowo ubarwia akompaniament skrzypiec (Maryla Modzelan), zdarzają się również i takie śpiewane a capella. Szczególnie te ostatnie wzbudzają podziw, składają się bowiem na nie fantastyczne, wielogłosowe harmonie, a także mnogość różnego rodzaju chórków, które wspólnie tworzą podkład pod główną linię melodyczną.

W tym wypadku mniej znaczy więcej - prostota pieśni, zarówno pod względem melodycznym, jak i słownym pozwoliła młodym artystom na pokazanie całej gamy potężnych emocji. Poetycki koncert zawiera w sobie spory przekrój bardzo różnych od siebie pod względem emocjonalnym pieśni. Wiele z nich mówi o miłości, często tej nieszczęśliwej, mamy też do czynienia z niepokojącym nastrojem, napięciem, niektóre z pieśni poruszają tematy wręcz makabryczne, inne mimo prostego tekstu, reinterpretowane przez zespół dorastają do nowego, przerażającego znaczenia. Niektóre fragmenty koncertu są tak poruszające, że wywołują na ciele dreszcze, wędrujące od stóp aż do głowy.

W oczy i w uszy rzucają się dwie młode, wybijające się z tłumu, artystki. Magdalena Frąszczak od pierwszej minuty koncertu zachwyca swoją wyrazistością i jednoczesną delikatnością. Wszystkie emocje wymalowane są na jej twarzy i całym ciele, daje im upust z niesamowitą prawdziwością i wdziękiem. Pieśń „I tak twoja nie będę", którą prezentuje w duecie z Kubą Anusiewiczem doprowadziła mnie do łez. To wstrząsające wykonanie, zaśpiewane prostą, wzorowaną białym głosem, barwą. Drugą zachwycającą kreację przedstawia Kamila Wokacz prezentująca między innymi utwory: „Siedem", „W beczce chowany" i „VillageAnka", wszystkie z repertuaru „Same Suki". Jej wokal jest bezbłędny i uderza z niesamowitą siłą. Artystka dosłownie płonie na scenie żywym ogniem nadając fragmentom koncertu intensywnie mroczny klimat i paraliżując widza szalonym wzrokiem.

„I zimniutki kamień będzie mym kochaniem" to koncert pełen ładunku emocjonalnego, wrażliwości i prostoty, która okazuje się zabiegiem wyjątkowo wyrafinowanym. To ascetyczność przeciwstawiona emocjonalnym zawiłościom, złowieszcza romantyczność, uparta uległość... Surowa delikatność.



Julia Walczak
Dziennik Teatralny Katowice
19 kwietnia 2021
Portrety
Marek Rachoń