Świat się zmienia

Te zajęcia śnią się po nocach każdemu studentowi polonistyki. Nie dość, że po raz pierwszy przekracza szacowne progi uniwersytetu, to od razu rzucony jest na głęboką wodę, w nurt literatury staropolskiej, który jest w stanie porwać tylko absolutnych fanatyków przedmiotu. Inni topią się w jego słabo zrozumiałej głębi, wyciągając rozpaczliwie nad powierzchnię rękę, by ktoś zechciał podać im tom wymarzonego Gombrowicza czy Norwida, dla których wybrali ten kierunek.

Nic z tego, mechanizmy uniwersyteckie mielące historię literatury są nieubłagane. Wypluwają tych, którzy nie chcą łamać sobie języka. Nie wiem, czy Wiesław Hołdys studiował polonistykę, ale podejrzewam, że tak. I na dodatek nie należał do tych, którzy z krzykiem opuszczali czytelnię, gdy im przyszło ślęczeć nad staropolskimi drukami. Wydaje mi się, że było wręcz przeciwnie, a "Rozmowy mistrza Polikarpa ze śmiercią" sprawiały mu prawdziwą frajdę.

Musiało tak być, bo w innym przypadku nie sięgałby po staropolskie teksty tak często i nie wystawiałby ich w prowadzonym przez siebie teatrze Mumerus. A robi to od lat z niezłym skutkiem, jak choćby w przypadku ostatniego spektaklu w jego reżyserii pt. "Stół z powyłamywanymi nogami".

W ciemnej piwnicy Teatru Zależnego pojawiają się trzy zjawy. Poszarpane, stare kostiumy pamiętające czasy dawnej, arystokratycznej świetności, pobielone twarze... Anna Lenczewska, Jan Mancewicz i Robert Żurek chyba niedawno wstali z grobu. Może są wampirami, które połakomią się na naszą krew? A może błąkającymi się po świecie duchami, które mają apetyt na inne przysmaki? Na początek dają nam lekcję martwego języka, z którego niczym studenci pierwszego roku polonistyki kompletnie nic nie rozumiemy. Dopiero gdy usłyszymy pierwsze zapisane w naszym języku zdanie "Day, ut ia pobrusa, a ti poziwai", udaje nam się powoli wejść w zawikłany świat dawnych dialogów.

Hołdys dokonał takiego ich wyboru, by w sposób niebanalny opowiedzieć nam o tym, iż od zarania dziejów, choć świat się radykalnie zmienia, to człowiek zostaje i tak bezradny wobec śmierci. Gra ona z nami kośćmi domina, kiedy chce, wyciąga ze skrzyni kościotrupa, w którego wkręca śruby i zębate koło, by za chwilę wykonać na instrumentach melodię, wokół której wszyscy musimy się kręcić. Jest ona, tak jak życie, coraz szybsza i coraz bardziej męcząca, a na dodatek zostanie przerwana w najmniej spodziewanym momencie.

"Stół z powyłamywanymi nogami" to znakomity spektakl, zagrany przez świetnych aktorów, którzy ze staropolskich tekstów potrafią wydobyć nie tylko mądrość, ale i lekkość. Polecam go nie tylko tym, którym zajęcia z literatury staropolskiej wciąż się śnią po nocach.



Magda Huzarska-Szumiec
Polska Gazeta Krakowska
14 kwietnia 2016