Świat u jej stóp

Była pierwszą i tak naprawdę jedyną polską aktorką, która odniosła wielki i niepodważalny sukces zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych. Miała wielu adoratorów, w tym Henryka Sienkiewicza, ale wiodła życie dalekie od skandali. Zanim podbiła świat, przeżyła wiele dramatów – śmierć córki i rozłąkę z porwanym na cztery lata przez ojca synem. Zagrała blisko trzysta wybitnych ról, w ponad sześciu tysiącach spektakli, a jej specjalnością był Szekspir. Jednak zdaniem wielu znawców tematu jej największą kreacją była... ona sama.

Helena Modrzejewska (1840-1909) była pierwszą i do dziś tak naprawdę jedyną polską aktorką, która odniosła wielki i niepodważalny sukces na świecie - zarówno i w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych. Wcieliła się w blisko 270 różnych postaci, grając w ponad 6 tysiącach przedstawień, z czego około dwie trzecie ról po angielsku. Błyszczała na scenach Warszawy, Londynu czy Nowego Jorku, a jej specjalnością był role Szekspirowskie – Ofelia, Julia, Desdemona, Beatrice, Rozalinda czy Lady Makbet, którą grała aż 520 razy. Była też między innymi Marią Stuart z dramatu Juliusza Słowackiego i Praksedą z "Karpackich górali" Józefa Korzeniowskiego.

"A dreszcz ten zawsze przebiegał widownię, ile razy Modrzejewska pojawiała się na scenie – pisał blisko sto lat temu w jej monografii Franciszek Siedlecki - w sztuce jej bowiem tkwiły wszystkie prapierwiastki ogólnoludzkie i narodowe, a osobowość jej (...) w szlachetnej i pięknej formie zbliżonej do nieuchwytnego w marzeniach majaczącego ideału, ukrytego na dnie duszy każdego człowieka".

Kochała w teatrze tragedię, ale i świetnie sprawdzała się w repertuarze romantycznym czy nawet komediowym. Była także wiarygodna w rolach mężczyzn, na przykład jako Adam Kazanowski w "Dworze królewicza Władysława" Józefa Szujskiego.

"To jedna z wielkich aktorek naszych czasów" – napisał w 1877 roku filadelfijski "Public Ledger". "Jej metodą jest spokój, opanowanie. Nawet cienia histerii w najgorętszych wybuchach. Jest w niej wstrząsająca siła, tym większa, że tylko części tej mocy pozwala wyładować na scenie. Cudownie wyrazista twarz".

Nieskazitelnie i niepospolicie
Modrzejewska uchodziła nie tylko za wielką aktorkę, ale też wyjątkową piękność, przynajmniej według współczesnych kanonów urody. Podkreślano smukłą budowę jej ciała, nieskazitelnie regularne rysy twarzy, duże czarne oczy i ciemne włosy. Nie kolidowało to oczywiście z pełną ujmującego wdzięku osobowością aktorki, jej wrodzoną wytwornością, obyciem towarzyskim i umiejętnością dobierania sobie kreacji na każdą okazję.

Uchodziła też za "niepospolicie" inteligentną, wrażliwą i pracowitą, do tego utalentowaną malarsko i przede wszystkim pisarsko. Cyprian Kamil Norwid, który przypadkowo przeczytał jeden z jej listów do matki, był tak zachwycony, że napisał "Udatnego więcej, nie pomnę żebym po polsku czytał".

Szaleńczo zakochani
Aktorka często otoczona była wianuszkiem adoratorów, których jednak trzymała na dystans, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie. Co więcej, w jej samej w sobie fascynującej biografii brak jest jakichkolwiek śladów skandali czy doniesień o romansach. A było z kim romansować, bo wśród zainteresowanych tym mężczyzn wymieniano tak wybitnych ludzi kultury XIX wieku jak Adam Chmielowski, Stanisław Wyspiański, Stanisław Witkiewicz, Henry W. Longfellow czy nawet Oskar Wilde. Szaleńczo w niej zakochany był na przykład Henryk Sienkiewicz. To on wygłosił wzruszającą mowę na jej pogrzebie.

Z wieloma mężczyznami się przyjaźniła. W efekcie została matką chrzestną syna Witkiewicza, czyli słynnego Witkacego (Stanisława Ignacego Witkiewicza).

Portrety, zdjęcia i legenda
Zdaniem Krystyny Jandy, która trzydzieści lat temu zagrała Modrzejewską w miniserialu Jana Łomnickiego, była ona mistrzynią autopromocji w czasach, kiedy mało kto na coś takiego zwracał uwagę. To z tego względu, pomimo tak wielkiej liczby wybitnych ról, zdaniem wielu teatrologów i kulturoznawców największą kreacją Modrzejewskiej była... ona sama.

- Po każdej premierze, jako jedyna z ówczesnych aktorek, prosiła malarza, żeby namalował jej portret w tej roli, czy szła do fotografów i pozowała w swoich kostiumach – zwracała uwagę Janda w programie Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego, zrealizowanym z okazji 250-lecia polskiego teatru. - Między innymi dlatego też to wszystko przetrwało, przetrwała jej legenda, bo ona tak bardzo dbała o PR.

Rękojmia znakomitej przyszłości
Faktycznie – portretów Heleny Modrzejewskiej jest mnóstwo, zachował się też wiele jej zdjęć, także z czasów pierwszych sukcesów, które zaczęła osiągać w latach 70. XIX wieku. Można jednak zaryzykować stwierdzenie, że urodziła się przynajmniej pół wieku za wcześnie, bo kiedy żegnała się ze sceną, na początku ubiegłego stulecia, prawdziwe kino ciągle było tak naprawdę w fazie embrionalnej, a z jej statusem na pewno by się o nią upomniało.

Na jej talencie poznano się bardzo szybko. Już w 1862 roku, kiedy miała 22 lata, w "Dzienniku literackim" Władysław Łoziński pisał, "że jakkolwiek dopiero od roku występuje, ma już rękojmię znakomitej przyszłości, i może stać się ozdobą cenną nie tylko swego teraźniejszego, lecz każdego innego towarzystwa".

Paradoksalnie dość nowoczesna
To, jak się prezentowała na scenie, możemy więc sobie głównie wyobrażać, czytając liczne ówczesne doniesienia prasowe czy recenzje z biuletynów teatralnych. Wyłania się z nich obraz aktorki rzucającej na widzów taki urok, że nie mogli oderwać od niej wzroku. Grała w sposób powściągliwy i oszczędny, a obdarzona była głosem barwnym i melodyjnym. Nie ma zgodności, jakiej skali. Zdaniem jednych niezbyt dużej, a według innych wręcz przeciwnie. Jedno jest pewne - potrafiła tym głosem grać perfekcyjnie, nie tylko zresztą w stronę publiczności, ale też partnerów na scenie.

Jeszcze raz Krystyna Janda: - Była znana z mdlenia na scenie i zawsze robiła tym wielkie wrażenie, w prawie każdej roli. Do tego miała bardzo specjalnie wtedy splecione włosy i za każdym razem, kiedy mdlała, w niewidoczny dla widowni sposób rozpinała te włosy, które się pięknie rozpadały. Ale przede wszystkim miała bardzo dużą skalę i takie możliwości głosowe, że te monologi potrafiła cyzelować. Myślę, że paradoksalnie była dość nowoczesną aktorką.

Gorączka z oszołomienia
Dom, w którym się urodziła, także był pełen paradoksów. Helena Jadwiga z domu Misel przyszła na świat 12 października 1840 roku w Krakowie, jako nieślubne dziecko Józefy Bendy, wdowy po bogatym kupcu i właścicielki kawiarni. Nie ma pewności, kto był ojcem dziewczynki. Sama określała tak urzędnika Michała Opidę, przyjaciela matki, ale niektórzy podejrzewali, że to książę Eustachy Sanguszko.

Helena wychowała się z trzema braćmi przyrodnimi: Feliksem, Józefem i Szymonem. Rodzeństwo pasjonowało się aktorstwem – do tego stopnia, że raz na miesiąc organizowało w domu amatorskie przedstawienia. Już jako dziesięciolatka Helena zachwyciła się dziełami Schillera i Szekspira, ucząc się jednocześnie najpierw na pensji, a potem w szkole klasztornej, u sióstr Prezentek.

Matka odcięła córkę od teatru, kiedy ta zbyt entuzjastycznie zareagowała na operetkę "Córka pułku" i balet "Syrena Dniestru". "Przedstawieniem była tak oszołomiona, że nie można było z nią się dogadać i w gorączce położono ją do łóżka" – pisał Siedlecki.

Uroda i coś więcej
W wieku piętnastu lat Helena pracowała w kawiarni matki i podobno już wtedy przyciągała swoją urodą dodatkową klientelę. Mniej więcej w tamtym czasie poznała też starszego od siebie o 14 lat Gustawa Zimajera, który, jako wielbiciel teatru, podobno od razu poznał się na aktorskim talencie nastolatki. Życiowy lekkoduch i wieczny optymista, szybko się w niej zakochał. Udzielał jej korepetycji z literatury i niemieckiego i błyskawicznie całkowicie zawładnął jej sercem. Obiecywał małżeństwo i wielką karierę w Prusach. Plany te przerwała niespodziewana ciąża 20-letniej Heleny.

Pod koniec stycznia 1861 roku na świat przyszedł w Krakowie Rudolf, syn Heleny i Gustawa. Jako że ojciec nie był wpisany w akcie urodzenia, para została zmuszona do wyjazdu i zamieszkała w Bochni.

Sztuka dla otuchy
Bochnia to o tyle ważne miejsce w biografii aktorki, że kiedy w tamtejszej kopalni soli doszło do katastrofy, postanowiła z Zimajerem przygotować przedstawienie, które miało dodać otuchy rodzinom i przyjaciołom ofiar tragedii. Spektakl został tak dobrze przyjęty, że oboje stworzyli trupę teatralną, w której Helena zaczęła występować pod pseudonimem wymyślonym przez jednego z aktorów: Modrzejewska. Występowali w Nowym Sączu, Przemyślu, Rzeszowie, Brzeżanach i w innych miastach Galicji. Szybko ją podbili, a w roku 1862 po raz pojechali do Lwowa, gdzie aktorka podpisała półtoraroczny kontakt z tamtejszym teatrem.

To tam Modrzejewska zadebiutowała w dramacie romantycznym – jako Skierka w "Balladynie" Słowackiego. Z roku na rok jej pozycja rosła, była jednak ciągle aktorką prowincjonalną, grającą częściej w wodewilach niż dramatach.

Piętno wielkiej tragedii
Przełomowy dla Modrzejewskiej okazał rok 1865, kiedy zmarła jej trzyletnia córeczka. Mieszkała wtedy z coraz bardziej zaborczym Zimajerem w Czerniowicach. Zrozpaczona, zdecydowała się na radykalny krok, zabrała syna, którego nazywała pieszczotliwie Dolciem, i z pomocą braci uciekła do rodzinnego Krakowa do matki. Niemogący się pogodzić ze stratą Zimajer rok później porwał syna i wywiózł z Krakowa. Wrócił do matki dopiero po czterech latach, w 1870 roku, dzięki działaniom prawników. Ojciec zrzekł się swoich praw za sowitą rekompensatę.

Modrzejewska była już wtedy gwiazdą scen krakowskich i warszawskich, która rozpaczliwie próbując odzyskać syna, poświęciła się tytanicznej wręcz pracy, grając nawet w kilku premierach miesięcznie. W Krakowie wylansował ją dyrektor Tomasz Seweryn Jasiński, a do historii przeszła szczególnie jej rola kurtyzany w "Damie kameliowej" Aleksandra Dumasa. W Warszawie, którą podbiła w 1868 roku, zachwycano się jej tytułową kreacją w "Adriannie Lecouvreur" Eugène'a Scribea i Ernesta Legouvégo, jak i Anielą ze "Ślubów panieńskich" Aleksandra Fredry. Szybko osiągnęła status gwiazdy. Inwestowała w siebie, dużo czytała, uczyła się francuskiego.

W życiu i na scenie
Prywatnie także zaczęło się jej układać. Już w 1866 roku poznała młodszego od niej o rok szlachcica ziemskiego Karola Chłapowskiego, który okazał się dla niej wielkim wsparciem, także jako doradca artystyczny. Pobrali się dwa lata później. Ślub odbył się bez rozgłosu. Parała się przecież mało wtedy poważanym zawodem aktorki, do tego była panną z dzieckiem, więc rodzina ukochanego początkowo niezbyt mile ją przyjęła.

Razem prowadzili otwarty dom, gościli u siebie elity intelektualne, artystyczne, a nawet polityczne, artystów, pisarzy i muzyków. Ale Modrzejewska przede wszystkim skupiła się na teatrze. "Czy w życiu, czy na scenie, równa księżniczce Helenie" - mówiono o niej z zachwytem.

Modrzejewska była tak popularna, że wzbudzała zazdrość, a w konsekwencji zawiść wielu swoich koleżanek po fachu. Ale nie tylko dlatego zdecydowała się w 1876 roku na wyjazd z mężem i synem do Kalifornii. Chciała też podreperować zdrowie, ale przede wszystkim czuła, że Warszawa robi się dla niej zbyt mała.

Spokój i opanowanie
Wraz z nią i Chłapowskim do Kalifornii wyjechali przyjaciele: Julian Sypniewski, Łucjan Paprocki i Henryk Sienkiewicz, chociaż pierwotnie zamierzali też Stanisław Witkiewicz i Adam Chmielowski. Jednak pierwsze miesiące farmerskiego życia w małym miasteczku Anaheim okazały się niewypałem, przede wszystkim finansowym. Nic nie wyszło z planów czerpania dochodów z prowadzonego wspólnie gospodarstwa. Modrzejewską ciągnęło do aktorstwa, chociaż początkowo oficjalnie w polskiej prasie zaprzeczała, że wyjeżdża, by podbić Amerykę.

Po przeniesieniu do San Francisco, gdzie korzystała z zaproszenia polonusa, kapitana Bielawskiego, przez ponad pół roku przygotowywała się do anglojęzycznego debiutu. Wraz z profesjonalną nauczycielką po kilka godzin dziennie ćwiczyła język i akcent. Zadebiutowała jako Helena Modjeska na scenie California Theatre, powtarzając swoją sztandarową rolę Adrianny Lecouvreur. Także i w Kalifornii osiągnęła wielki sukces, który wkrótce rozciągnął się na całe Stany Zjednoczone.

Alfabet niczym poezja
W Stanach Zjednoczonych, w których do dziś jest pamiętana jako Helena Modjeska, zaczęła robić karierę jako kobieta przed czterdziestką, dlatego chcąc ukryć swoją metrykę, podawała się za osobę młodszą o 6 lat, a swojego syna przedstawiała jako brata.

Bohaterką amerykańskich brukowców była raz, kiedy jedna z gazet sugerowała jej romans z Edwinem Boothem, słynnym gwiazdorem sztuk Szekspirowskich, z którym przemierzyła pociągiem całą Amerykę, niemal codziennie grając przedstawienie. Gazeta spotkała się z tak stanowczą reakcją aktorki, że natychmiast ją przeprosiła.

Jedna z nielicznych anegdot związanych z Modrzejewską opowiada o jej wyjątkowej umiejętności zafascynowania amerykańskich słuchaczy recytowaniem... polskiego alfabetu i tabliczki mnożenia. Nie na scenie, a w rozmowach prywatnych, towarzyskich.

Wolne serce narodu
Co ciekawe, Ameryka miała być dla Modrzejewskiej przystankiem w drodze do... Londynu. Marzyła, by grać Szekspira po angielsku w kraju, z którego pochodził. Udało jej się już w roku 1880 roku, a prawdziwy rozgłos zyskała rok później tytułową rolą w sztuce Victoriena Sardou "Odette" w Theatre Royal Haymarket. Od tamtej pory Modrzejewska miała dwa kontynenty u swych stóp i nie zmieniło się to tak naprawdę aż do jej ostatniego występu w 1907 roku, na dwa lata przed śmiercią.

"Traciła ją na zawsze scena polska, lecz nie traciła Polska" – zwracał uwagę Franciszek Siedlecki. "Sztukę swą z Modrzejewską ofiarowała Polska Ameryce. Przez nią dowiadywała się Ameryka o istnieniu Polski, o jej życiu w niewoli i o ludziach w niej pracujących. Przez nią dochodziły do Ameryki niedole i smutki narodu, ona świadczyła swą sztuką o żywotności narodu, a czar przez nią płynący ze sceny przygarniał dla nas, serca wolnego narodu".

Pod carskim naporem
Aktorka, która w 1883 przyjęła obywatelstwo amerykańskie – polskiego, z racji zaborów, i tak nie posiadała – wielokrotnie od czasu wyjazdu do Stanów Zjednoczonych odwiedzała Polskę. Po raz pierwszy w 1879 roku. Kiedy uczniowie jednego z warszawskich gimnazjów wręczyli jej podczas przedstawienia bukiet ze wstążką w kolorach narodowych i polskim napisem, zostali ukarani przez rosyjskie władze relegowaniem ze szkoły i wilczym biletem do innych. 21 stycznia 1880 roku jeden z nich, Ignacy Neufeld, zastrzelił się. Wstrząśnięta aktorka wzięła udział w pogrzebie nastolatka.

Najbardziej naraziła się zaborcom w 1893 roku. Wygłosiła wtedy odczyt na zorganizowanym w Chicago przez kobiety kongresie World's Fair Auxiliary. Opowiedziała o bardzo trudnej sytuacji polskich kobiet pod zaborami rosyjskim i pruskim. W reakcji wydano carski ukaz zakazujący jej wjazdu na terytorium rosyjskie.

W pełni aktorskiego życia
Helena Modrzejewska była osobą dość wyzwoloną, na pewno świadomą konieczności emancypacji kobiet, ale i bardzo religijną. W Stanach mieszkała w swoim słynnym domu w Arden w Kalifornii, a podczas pobytu w Polsce w stojącej do dziś w Krakowie przy ul. Mazowieckiej drewnianej willi "Modrzejówce", ofiarowanej jej w latach osiemdziesiątych XIX wieku przez władze miasta (urządził ją, w zakopiańskim stylu, Stanisław Witkiewicz). Miała też dom w Zakopanem.

Wiodła ekscytujące życie u boku ukochanego mężczyzny, zarabiając pieniądze, które można porównać ze stawkami dzisiejszych gwiazd Hollywood. Do końca życia zachowała dobrą formę, pływała i jeździła konno. Udzielała się charytatywnie i towarzysko. Żyła pełnią życia. Bardzo żałowała, że z Karolem Chłapowskim, którzy przeżył żonę o pięć lat, nie doczekali się upragnionego dziecka.

Jej syn ze związku z Gustawem Zimajerem, Rudolf Modrzejewski (Ralph Modjeski), został cenionym inżynierem i konstruktorem mostów.

Ostatnie pożegnanie
Po raz ostatni Modrzejewska gościła na rodzinnych ziemiach na przełomie lat 1902 i 1903, występując we Lwowie, Poznaniu i Krakowie. Karierę zakończyła w 1907 roku w Ameryce, po długim pożegnanym tournee. Zmarła w Bay Island w East Newport w Kalifornii 8 kwietnia 1909 roku.

Pogrzeb Modrzejewskiej odbył się w Los Angeles, a dopiero później, zgodnie z ostatnią wolą aktorki, jej szczątki przeniesiono na Cmentarz Rakowicki w Krakowie, gdzie spoczywa do dziś, przy głównej alei, w kwaterze 54. Uroczyste pożegnanie przerodziło się w patriotyczną manifestację.

Modrzejewska była matką chrzestną nie tylko Stanisława Ignacego Witkiewicza, ale i aktorki Ethel Barrymore - siostry Johna i Lionela Barrymore'ów i stryjecznej babci Drew Barrymore.

Na obu półkulach Ziemi
Aktorka pozostawiła po sobie napisane po angielsku pamiętniki "Memories and Impressions of Helena Modjeska" wydane rok po jej śmierci w USA, a dopiero w latach 60. w Polsce, jako "Wspomnienia i wrażenia". Pozostawiła jednak przede wszystkim pamięć o blisko trzech setkach ról i kilku tysiącach przedstawień, których siłą rzeczy pamiętać już dziś nikt nie może. Nie zachowały się, bo praktycznie nie mogły, żadne ich fragmenty, choćby w wersji dźwiękowej.

Jak podkreślał Franciszek Siedlecki, w przypadku Modrzejewskiej "natura była bardzo szczodrą matką". "Dała jej w wysokim stopniu wszystko, czego artystka koniecznie potrzebuje; dała jej prócz pięknej powierzchowności postaci i głosu, najważniejszy dar przenikliwości artystycznej, intuicji artystycznej przeczuwającej czego w roli potrzeba, i wdzięk czarujący całej postaci, który podbijał tłumy na obu półkulach Ziemi".



Paweł Piotrowicz
Onet.Kultura
31 marca 2020