Święta Violetta spod Kudowy

Spektaklem „Melancholia/Violetta Villas" zainaugurowano projekt Dotknij Teatru w Teatrze Nowym w Łodzi. Przedstawienie jest koprodukcją z wrocławskim Capitolem, a jego premierowy pokaz odbył się podczas Międzynarodowego Dnia Teatru.

Rozgardiasz, ekran przykryty siatką, wijące się po scenie histerycznie ciała – podniesienie kurtyny zapowiada, że przyjdzie nam zmierzyć się z popularnym od dłuższego czasu widowiskiem post-dramatycznym. Mamy jednak nadzieję, że Tomasz Wygoda uzasadni obecność wszystkich bytów, którymi przez prawie dwie godziny będzie żonglował na scenie.

Wśród tańczących ciał dopatruję się świetnych Justyny Białowąs i Anity Wach. Sprawne tancerki hipnotyzują wyczerpującym tańcem, co stanowić będzie, jak się okaże, najmocniejszy walor przedstawienia. Nic dziwnego, reżyser w tym przedsięwzięciu jest zarazem choreografem. Z takim podwojeniem ról często możemy spotkać się w teatrze. Balet u Wygody to zwierzęta, którymi opiekuje się Violetta Villas. Mocną stroną spektaklu są też utwory wykonane przez gwiazdę Capitolu, Justynę Szafran. Niestety tylko dwa.

Fabułę inscenizator ulokował w przerwie między wyborami mistera, podczas której miał odbyć się koncert Villas. Ta jednak postanowiła nie wystąpić, ponieważ nie wypłacono jej honorarium. Zaglądamy zatem za kulisy, do intymnego świata divy, która ciągle żyje na Śląsku, niedaleko Kudowy.

Tam piosenkarka majaczy o miłości do Franka Sinatry, otrzeźwiana przez surową opiekunkę. Violetcie szlafrok myli się z futrem, a stara wersalka z cabrioletem, którym wjeżdża na scenę. Villas pragnie braw, więcej przestrzeni między frazami utworu na brawa. Chce nacieszyć się występami. Z Sinatrą spotka się już w niebie, a za życia tęskni do uwielbienia publiczności i wyśnionego romansu z gwiazdorem w Ameryce, gdzie wszystko jest cudowne. „Samotność jest losem wielkich gwiazd" – powtarza za Barbarą Streisand opuszczona, skazana na łaskę opiekunki dawna sława.

Autor stara się ożywić mało błyskotliwą akcję odważnymi chwytami. Na scenę wprowadza aktorów z obrazem z wyświęconym wizerunkiem Villas, każąc im tańczyć z nim Harlem Shake. Ma to korespondować z pomysłem, by kanonizować artystkę, przekonując, że jej moce są w stanie uleczyć gejów z wirusa HIV. Następnie, na ekranie Wygoda pokazuje zapis imprezy. Fajnie, my też chcielibyśmy się pobawić, ale to przy innej okazji.

Reżyserowi nie wychodzi też prowadzenie aktorów, co sprawia, że grane przez nich postaci pozostają bezbarwne.

„Melancholia/ Violetta Villas" nie wskrzesza artystki obdarzonej wielkim talentem, która na koniec życia pozostała schorowaną kobietą, zasługującą na pamięć i szacunek. Mimo deklarowanego uwielbiana dla swojej idolki, w której Wygoda dopatruje się niemal mistyczki, nie potrafi on wywindować jej na ołtarz sztuki w chwale. Serwuje widzom chaotyczne i niespójne przedstawienie, w którym dotkliwy jest brak umiejętności w przekładaniu pomysłów na rozwiązania dramaturgiczne.



Róża Augustyniak
Dziennik Teatralny Łódź
4 kwietnia 2015
Portrety
Tomasz Wygoda